poniedziałek, 30 marca 2015

31. Twoja bezwarunkowa miłość, dała jej zwycięstwo.


Clary



Leżałam zwinięta w kłębek na czystym, szpitalnym łóżku. Nerwowo zaciskałam palce wokół pościeli, hamując wybuch płaczu.

W mojej głowie ciągle pojawiały się wspomnienia sprzed zaledwie kilku godzin. To, jak pokoju nie wypełnił płacz Julie. Mojej Julie.

Zerknęłam na zegarek - była już ósma. Do sali wpadało przez okna światło latarni, a ciszę przerywał uliczny hałas.

Usiadłam na łóżku, sprawiając że lekko zaskrzypiało. Dale czułam jakby coś mnie rozrywało od środka.

Podniosłam się, ledwie utrzymując się na chwiejnych nogach. Ostrożnie, podtrzymując się ram łóżek, podeszłam do ogromnego lustra. 
Isabelle zdążyła mnie przebrać w czystą koszulę z guzikami, która przeznaczona była dla przypadkowych gości. Stanęłam do swojego odbicia tak, by móc zobaczyć swój profil. Wziągnęłam ze świstem powietrze, kiedy odsłoniłam brzuch.

Był pusty. Wręcz idealnie płaski. Pogłaskałam się po nim, czując niewyobrażalny ból. Nie czułam już delikatnych ruchów Julie. Zacisnęłam powieki, pozwalając wyswobodzić się łzom na wierzch. Otarłam je pospiesznie, opuszczając materiał koszuli.

Stałam się nikim.
Po co komuś dziewczyna, która nie potrafi donosić czyjegoś dziecka?
Jace mnie znienawidzi.

"Tak, zrobi to"

Wplątałam agresywnie palce we włosy, obracając się wokół własnej osi.

"Zabrałaś mi moje dziecko. Musiałam zabrać twoje" - syk Lilith ogarniał mój umysł.

- NIE! - wrzasnęłam, upadając na kolana. Nie opanowałam szlochu i krzyku - ODDAJ MI JĄ!

"Powinnaś umrzeć razem ze swoją matką. Nikogo byś nie skrzywdziła. Nawet własnego dziecka"

Potworny wyk wydobył się z mojego gardła. Dlaczego ona mi to robiła?
Oszołomiona wstałam gwałtownie, rzucając się w stronę okna. Szarpnęłam za klamkę, otwierając jedno i drugie skrzydło na oścież.
Chłodne, listopadowe powietrze uderzyło w moją twarz, wysuszając łzy na policzkach. Moja pierś unosiła się i opadała szybko przez płacz.

"Po co masz po niej cierpieć?"

Uniosłam nogę, stawiając ją na szerokim parapecie. Po chwili stałam w oknie, opierając się drżącymi dłońmi o szyby.

"Kiedy możesz do niej dołączyć"

- Julie - wyszeptałam, a świeże łzy napłynęły mi do oczu. Spuściłam wzrok w dół, dostrzegając samochody, których światła rozpływały się pod prędkością jazdy.










Jace





- Isabelle!

Brunetka zamknęła za sobą drzwi od jednej z sypialni. Podbiegłem do niej, czując jak ledwo trzymam się na nogach.

- Co jej jest? - wysapałem.

Spojrzała na mnie smutno,   a ja wyczułem jak moi przyjaciele z trudem łapiący oddech, właśnie go wstrzymali.

- ISABELLE! - krzynąłem, potrząsając jej ramionami.

- JACE - ponaglił mnie Alec, starając się nade mną zapanować.

- Jest słaba - wyszeptała, obejmując się ramionami. Dopiero teraz dostrzegłem jej sińce pod oczami, kontrastujące się z bladą twarzą.

- Ale wszystko z nią w porządku? - upewniłem się, starając się opanować bliski mi szloch.

- Sophie się nią opiekuje. 

- Mogę ją zobaczyć? - wyszeptałem, robiąc krok w stronę drzwi. Stanęła mi jednak na drodze, kładąc dłoń na ramieniu.

- Nie. Naprawdę, robimy co możemy, żeby zregenerować jej siły. Organizm Clary osłabł, co sprawiło.. Lekkie kłopoty przy porodzie. Malutka nie płakała...

Moje serce zamarło, kiedy potarła oczy, rozmazując nieco tusz.

- Jest już lepiej. Ale nadal jest osłabiona. Niedługo powinniście się z nią zobaczyć.

- Poczekaj - pomachałem dłońmi, zwalniając tempo - Gdzie Clary?









Clary





- Julie.. Moja Julie...

W mojej głowie rozbrzmiał jej cichy płacz. Uśmiechnęłam się smutno, kiedy łzy spadału na moje obojczyki.

- Już idę kochanie. Poczekaj na mn...

- CLARY!

Odwróciłam się spokojnie, na trzask otwieranych drzwi. W przejściu stanęli Camille, Tom i Alec z Jace'm na czele. Chłopak wpatrywał się we mnie z osłupieniem.

- Clary, co ty wyprawiasz?

- Clary, zejdź! - pisnęła Camille, zasłaniając dłońmi usta. 

Odwróciłam się do nich przodem, robiąc minimalny krok do tyłu. Byłam na samej krawędzi.

- Clary, chodź do mnie, kochanie. Proszę, zejdź - wyszeptał do mnie kojąco Jace, ale dostrzegłam w jego oczach strach. Dodatkowo cały pobladł.

- Nie - warknęłam, zaciskając dłonie na szybie - Ja muszę przy niej być. Po co ci ktoś, kto nie potrafi dać ci żywego dziecka?!

Odwróciłam się gwałtownie, na chwilę tracąc równowagę. Chwyciłam się mocniej framugi, dławiąc okrzyk.

- Clary - wyszeptał Jace, a ja usłyszałam jego ciche kroki - Nie możesz skoczyć. Nie możesz mnie zostawić.

Pokręciłam głową, kuląc ramiona.

- Potrzebuję cię. Oboje cię potrzebujemy.

Zerknęłam na niego przez ramię, nie do końca rozumiejąc o czym mówi.

- Julie na ciebie czeka, Clary.

Zmarszczyłam brwi, czując jak nogi zaczynają się pode mną uginać.

- Jest silna. Tak jak ty. Walczyła i wygrała - zrobił kolejny krok w moją stronę, aż mógł objąć moje uda.

- Twoja bezwarunkowa miłość, dała jej zwycięstwo.

Ściągnął mnie z parapetu, stawiając na pewnym gruncie. Camille upadła na kolana, wydając z siebie cichy szloch. Tom objął ją ramionami, uspokajając.

- Ona żyje? - wyszeptałam, odsuwając od siebie niedawne szepty Lilith.

- I czeka na ciebie - uśmiechnął się rozluźniony, że nie stoję już na parapecie, tylko w jego ramionach.
Uścisnęłam go, wypuszczając drżący oddech. Pozwoliłam kolejnej fali oszołomienia wypłynąć na zewnątrz, przy czym otoczyłam Jace'a ramionami wokół szyi. kiedy on zaczął uspokajająco szeptać do mojego ucha.

- Taka silna.













Siedziałam na dużym fotelu, wtulona w ramię Jace'a. W ciszy wsłuchiwałam się tykanie zegara, który odliczył już kolejne dwie godziny. Razem z nami siedzieli Camille z Tomem oraz Isabelle z Simonem. 

Każdy wtulony w kogoś innego. Wyczuwałam ich napięcie, kiedy kreśliłam palcem wzory na torsie Jace'a.

Mój ukochany pogłaskał moje plecy, całując mnie w czoło.

- Chcesz iść już spać? - wyszeptał, z ustami przy mojej skórze. Pokręciłam głową, zwijając się bardziej w kłębek na jego kolanach.

Specjalnie sprowadziliśmy trzy ogromne fotele, stawiając je w korytarzu przed sypialnią, w której Sophie siedziała razem z Magnusem i Julie.

Stukałam palcami drugiej dłoni o swoje kolana, wyliczając uderzenia mojego serca.

Doszłam już chyba do czterystu siedmiu, kiedy z pokoju wyszedł Magnus. Był zmęczony, ale ewidentnie rozluźniony. Stanęłam na równe nogi, podobnie jak każdy.

Czarownik posłał nam niepewnie spojrzenie, po czym uśmiechnął się zadowolony i lekko rozbawiony.

- Wyglądacie gorzej niż źle.

Podeszłam szybko do niego a on jednocześnie ujął moje dłonie.

- Co z nią? Wszystko w porządku? - wyszeptałam, czując uścisk w żołądku. Uwolnił jedną dłoń, by pogłaskać nią mój policzek. Był  ciepły, w przeciwieństwie do mnie.

- Czemu sama tego nie sprawdzisz?

Moje brwi wystrzeliły do góry i jedyne co mogłam zrobić, to uśmiechnąć się szeroko. Wyminęłam czarownika, wpadając do pokoju jak oszalała.

Nad beżowym łóżeczkiem pochylała się Sophie, uśmiechając się delikatnie. podniosła na mnie wzrok, w momencie kiedy poczułam na swoich ramionach dłonie Jace'a.

- Zobacz - wyszeptała, odsuwając się od kołyski. Wzięłam głęboki oddech, niepewnie zerkając na Jace'a. On tylko kiwnął głową i chwytając mnie za rękę, pociągnął w stronę kołyski.

Zanim nachyliłam się nad nią, usłyszałam ciche parsknięcie i płacz. Euforia, jaka opanowała moje ciało, była nie do opisania. 

Kiedy zajrzałam za beżowy materiał, dostrzegłam ją.

Idealną. Tak bardzo doskonałą.
Wyglądała jak lalka, wyrzeźbiona z porcelany, owinięta w kremowy koc. Uśmiechnęłam się. mrugając kilkakrotnie, aby upewnić się, że sobie tego nie wyobrażam.

- Julie - wyszeptałam, wyciągając ku niej rękę. Momentalnie się uspokoiła, i rozchyliła lekko swoje oczka.

Moje serce przyspieszyło, kiedy jej zielone oczy wbiły się w moje. Westchnęłam cicho, a Jace owinął wokół mojej talii ramiona. Przytulił mnie do swojej piersi, tak że wyczuwałam na plecach oszalałe bicie jego serca. Pocałował mnie w kark, kiedy dosięgnęłam swojej córeczki, głaszcząc ją przez cienki kocyk.

Dziewczynka parsknęła znowu uroczo, wydając z siebie piskliwe gaworzenie. Zobaczyłam jak moje własne łzy zmoczyły lekko jej prześcieradło, zanim Jace nie otarł następnych.

Odważnie wyciągnęłam drugą dłoń, chwytając ją pod główkę, drugą ręką chwytając wzdłuż jej całego ciałka. Była taka malutka.
Ciepło promieniowało od niej, kiedy przysunęłam ją do piersi. Spojrzała na mnie przez chwilę, a ja zatopiłam się w jej oczach, które zasłaniały jeszcze lekko opuchnięte od płaczu powieki. Nachyliłam się, całując ją w główkę. I to była najlepsza rzecz, jaką mogłam zrobić w tamtym momencie.

- Jedno mnie tylko zastanawia - wyszeptał Jace. opierając brodę o moje ramię. Przycisnęłam swój policzek do jego. 

- Co?

- Czemu żadna z was, nie ma tych cholernych, białych skrzydeł? - zaśmiał się, wywołując rosnące ciepło w mojej piersi.

Cmoknął mnie w szczękę, wyciągając swój długi i smukły palec do Julie. Natrafił na jej odsłoniętą rączkę, która momentalnie zacisnęła się wokół jego wskazującego palca.

- Hej, Julie.













Jeśli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad.



17 komentarzy:

  1. Ojojojoj!!!!! <33 SO SWEET!!!!!!!! ^.^
    Genialne!!!!!! *.* czekam na c.d!!!!!!!
    A Jace the best!!!!! ♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko jakie to słodkie i delikatne na końcu jak można to tak nazwać czuje że powoli zbliżamy się do tak nie chcianego końca tego cudownego bloga :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo jakie kochane! Takie sweet!!! :* <3♡♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam ten tekst Jace'a na koniec.
    ,, Czemu żadna z was, nie ma tych cholernych, białych skrzydeł? "- uwielbiam.
    Rozdział cudowny wręcz nie do opisania.
    Kocham tego bloga!
    Ah wyznaję mu miłość.
    Mam nadzieję, że jest już niedługo i coś zrobisz z tą jędzowatą Lilith.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny, piękny i jeszcze raz piękny <3 Jace oczywiście najlepszy z tymi skrzydłami XD Cały rozdział taki... AWWW <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooooooo Awwwwwww Rycze ze słodkości (jakkolwiek to brzmi)
    Kocham tą historię <3
    Ja chce next!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo, cudo, cudeńko ♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  8. JEST SUPERAŚNIE:) Z RESZTĄ JAK ZWYKLE:)<3. Ps. jak byś chciała to zapraszam na mojego bloga pt: http://jaceiclary-przeznaczeniepowstaje.blogspot.com/ ps. 2 czekam na nexta:p

    OdpowiedzUsuń
  9. Ge... nial... nie!!!! Tak słodko, a jace i skrzydła... Awwwww (jednocześnie staram się nie ryczeć ze śmiechu XD ). Czekam na next i... Przyznaję, pogodziłam się z zakończeniem MC. Skończy się z klasą, a w zamian zostawiasz nam drugi, równie genialny blog (chodź za tym i tak będę tęsknić <3 )
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Wera ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezus ..rycze
    Nie pogodze sie z końcem MC.
    Nwm czemu nie chcesz pisać o dalszych pokoleniach tzn o dzieciach clary jacea i tp.
    Bo z twoim talentem i pomysłami to bd cudo .
    No ale twoja decyzja ja bd czytać tg 2 bloga .

    OdpowiedzUsuń
  11. zakochałam się w tym rozdziale <3 bardzo bardzo! czekam na nexta /bunia :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja się poryczalam dziękuje po prostu dziękuje po

    OdpowiedzUsuń
  13. Aaa wiedziałam ze nie uśmiecrcisz malutkiej wiedziałam

    OdpowiedzUsuń
  14. prawie się popłakałam takie to świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dasz dzisiaj nexta? Prosimy!
    Daj znac pod komentem:)

    OdpowiedzUsuń