niedziela, 5 kwietnia 2015

Epilog.


Jace



- Mógłbyś ją wykąpać?

Odsłoniłem ramię z twarzy, aby spojrzeć na stojącą przy łóżku Clary z Julie na rękach. Dziewczynka bawiła się włosami mojego Anioła, starając się upleść je w nieudolny warkocz.

- Eh, okay - westchnąłem, opierając się na łokciach - Ale przyrzekam, jeśli mnie ochlapie, to ją utopię.

- Mamo! - pisnęła rozbawiona Julie, chowając twarzyczkę w jej szyi. Uśmiechnąłem się szeroko i zeskoczyłem z łóżka, porywając naszą małą księżniczkę z ramion Clary.

- A może zrobię to od razu? - zaśmiałem się, łaskocząc ją nosem po karku.

- Nie! Mamusiu! - pisnęła, ciągle chichocząc.

Wanna była do połowy wypełniona wodą. Jednym ruchem pozbyłem się letniej sukienki swojej córki i białych skarpetek, teatralnie wsadzając ją do wanny.

- Siii! - pisnęła, wymachując rączkami.

- Co? Chcesz siku? - uniosłem brew, wlewając jej płynu do kąpieli.

- Nie!

- No to co?

- Sii!

Przewróciłem oczami, hamując parsknięcie.

- Powiesz mi o co chodzi?

- Zimna!

Po tonie jej głosu i niekontrolowanego piszczącego śmiechu zdałem sobie sprawę, że żartuje.

- Ładnie tak kłamać? - spytałem, mocząc gąbkę i ściskając ją nad główką córeczki. Woda zmoczyła jej blond włoski.

- Tatusiu, czy mamusia jest królową?

Uśmiechnąłem się lekko, mydląc obie dłonie, po czym zacząłem myć jej głowę.

- Dlaczego pytasz?

- Bo mamusia nazwała mnie księżniczką. Spytałam się czy skoro ja jestem księżniczką to czy ty jesteś królem. A mama powiedziała że jesteś królem jej serduszka - odparła, dotykając swoją mokrą piąstką mojego nosa. Uśmiechnąłem się, kiedy zostawiła na niej odrobinę piany.

- Tak powiedziała? - spytałem, spłukując pianę z jej włosów.

Kiwnęła energicznie główką, dźwigając się na swoich kolankach i wprawiając w ruch wodę.

- A ona jest twoją królową?

Pocałowałem ją w czółko, nie mogąc przestać się uśmiechać.

- Mamusia jest wszystkim co mam. Dała mi najwspanialszy skarb, jakiego nie będzie miał żaden inny król.

- Co takiego? - wyszeptała, opierając się dłońmi o brzeg wanny.

- Ciebie.

Uśmiechnęła się uroczo, ukazując szereg malutkich ząbków.

- Czekaj - powiedziała, machając mi przed nosem rączką.

- Co się stało?

Położyła swoje dłonie na obu moich policzkach i rozejrzała się dookoła, jakby obawiała się że nas ktoś usłyszy.

- Powiem ci coś na ucho - ciągle szeptała, po czym nachyliła się, aż poczułem jej ciepły oddech na skórze.

- Kocham cię tatusiu.

Pocałowałem ją w skroń, ciągle się uśmiechając.

- Ja ciebie też, kochanie.














Trzy lata później  (Jace 22 lata,  Clary 21 lat,  Julie 4 lata)



Clary






Leżałam wtulona w Jace'a, przyglądając się lego unoszącej się i opadającej piersi. Uwielbiałam ten widok - tak spokojny i rozluźniony Jace, obejmujący mnie swoim ramieniem.

- Śpisz?

Spojrzałam na niego, jednak oczy miał zamknięte.

- Hm.. Nie.

Uśmiechnął się lekko przyciskając mnie do siebie.

- Wiesz, jak bardzo cię kocham?

Przewróciłam oczami, opierając brodę na jego piersi?

- Och, doprawdy?

Spojrzał na mnie, a ja przygryzłam wargę na widok jego złotych oczu, które ciemniały tylko na mój widok.

- Dałaś mi tyle cudownych wspomnień i zmian - wyszeptał, opierając się na łokciach, tak że nasze twarze dzieliły centymetry.

- Tak? - uśmiechnęłam się, całując go lekko. Przechylił głowę, oddając mi się z cichym jękiem, ale przerwał, aby móc mówić dalej.

- Nauczyłaś mnie kochać. Dostrzegać świat inaczej niż postrzegają go inni - wymruczał, śledząc opuszkami palów wzór na moich nagich plecach - Zrobiłaś ze mnie najszczęśliwszego człowieka, kiedy zgodziłaś się za mnie wyjść. A przede wszystkim - wyszeptał, muskając o siebie nasze usta -
Dałaś mi Julie.

Uśmiechnęłam się, kiedy pocałował mnie poprawnie, przewracając nas tak, że leżałam pod nim.

- Nigdy nie powiedziałam ci, za co ja cię kocham - wyszeptałam, chowając twarz w jego szyi.

Poczułam, jak napiął się lekko całując mnie w czubek głowy.

- Sprawiłeś, że zaczęłam wierzyć w siebie. Stałam się silniejsza. Czułam się przy tobie bezpiecznie. Zawsze zastanawiałam się - wyszeptałam, kreśląc na jego piersi kółka - Dlaczego mnie właściwie kochasz. Z samego początku obawiałam się... Że to wszystko jest udawane. Że odejdziesz, kiedy pojawi się ktoś o wiele lepszy niż ja.

Spojrzałam mu w oczy, dostrzegając w nich lekki niepokój. Zamrugałam, a w moich oczach pojawiły się niechciane łzy.

- Ale kiedy zapytałeś się mnie.. Czy za ciebie wyjdę.. Byłam pewna że to co czuję do ciebie, jest naprawdę odwzajemniane. Pierwszy raz poczułam, że nie zostanę zraniona - przytuliłam dłoń do jego policzka, przymykając oczy - Pamiętam, jak powiedziałeś, że wprowadzam światło. Do tego wszystkiego. Ale to ty stałeś się moim słońcem. Wprowadziłeś do mojego życia ciepłe promienie, które zlikwidowały chłód, jaki nosiłam w sercu. Którego nikt nie był w stanie ocieplić. Ty dałeś radę. Za to będę do końca życia dziękowała Razjelowi. Obdarował mnie czymś, na co niczym sobie nie zasłużyłam. Jedynie jak mogę ci podziękować, to kochać cię, tak mocno jak potrafię.

Po moich słowach nastąpiła krótka cisza, ale szybko się jej pozbyliśmy. Jace łapczywie złączył ze sobą nasze usta w namiętnym pocałunku. Poczułam budujące się napięcie w dole brzucha, kiedy zgiął mi nogę w kolanie, tak że dotykałam nim jego biodra. Zachichotałam, kiedy wsunął palce pod materiał moich spodenek, ale ostatecznie się powstrzymał.

- Miejmy nadzieję, że to będzie David - pokręcił głową, stykając ze sobą nasze czoła. Parsknęłam śmiechem, obejmując go mocniej nogami.

- Kocham Cię - wyszeptał, całując mnie w nos.

W momencie kiedy do sypialni wpadła Julie, Jace zsunął się ze mnie, cmokając szybko w usta

Śmiejąc się wskoczyła na łóżko i podpełzła do nas, wślizgując się między nas.

- A ja mam chłopaka! - pisnęła uradowana.

Wybuchnęłam śmiechem, a Jace tylko zasłonił sobie oczy ramieniem, ale również się uśmiechnął.

- Zaczyna się. Z tym do twojej matki, Julie.

- Mamo, a czy kiedy będę duża, będę z Noah jak ty i tatuś?

Popatrzyłam na Jace'a, który tylko wzruszył ramionami.

Noah oraz jego rodziców poznaliśmy na ceremonii oznakowania Julie przez Cichych Braci. Urodził się dwa dni wcześniej niż nasza córeczka i był pół Nephilim pół Fearie. Oczywiście, nie trzeba było długo, aby zdobył serce Julie.

- Może - uśmiechnęłam się, głaszcząc ją po główce.

- A będziemy mieć dzidziusia?

W tamtym momencie naprawdę musiałam mocno się hamować, aby nie zacząć się śmiać. Jednak Jace'owi się to nie udało.

- Jak będziesz starsza - kiwnęłam głową, przygryzając wargę.

- A będę mogła się zajmować Davidem?

Spojrzałam na swój brzuch. Cóż, nie byłam pewna czy to będzie David czy Layla, ale moja córka upewniła się, że niedługo będzie mieć brata.
Tym razem nie z wpadki.

- Oczywiście że tak - uśmiechnęłam się.

Julie przysunęła się do mnie i położyła główkę na moim brzuchu. Zmarszczyła w skupieniu brwi, nasłuchując. Pomimo że nie mogła go usłyszeć, po drugi miesiąc na to nie pozwala, to uśmiechnęła się, głaszcząc moją skórę.

- Hej, David.












KONIEC










Dziękuję tym, którzy byli od początku. Tym, którzy przeznaczyli te kilkanaście minut, aby przeczytać kolejne rozdziały. Jesteście najwspanialsi.


Chciałabym, aby pod tą ostatnią notką, pojawił się komentarz od każdego kto czyta. Nawet, jeśli nigdy nie komentował. Chciałabym wiedzieć, ilu czytelników miało "Miasto Cieni"





Jeszcze raz dziękuję <3







czwartek, 2 kwietnia 2015

32. Wiesz, co masz robić?


Clary





Nie potrafiłam się nacieszyć widokiem Julie. Nikt tak naprawdę nie mógł. Każdy nachylał się nad nią, mówiąc i rozśmieszając mojego Aniołka.

- Jest cudowna - westchnęła Isabelle, głaszcząc ją po główce - I ma twoje oczy.

Uśmiechnęłam się lekko, kiedy nagle ogarnęła mnie fala zmęczenia, Przeciągnęłam się, pobudzając tym każdy mięsień.

- Chyba powinnaś się położyć.

Miała rację. Od kilku dni praktycznie nie odstępowałam od kołyski Julie. Należał mi się chociaż minimalny odpoczynek. A z tym nie powinno być problemu - Julie nie wykazywała potrzeby ciągłej uwagi.

- Tak, cóż - westchnęłam, pocierając zmęczone oczy - Do zobaczenia rano?

Dziewczyna cmoknęła mnie w policzek, uśmiechając się lekko.


- Dobranoc.

Nachyliłam się by pocałować Julie w policzek, po czym położyłam ją w kołysce i wyszłam z jej pokoiku. Był oddalony dwie jedną sypialnię dalej od mojej i Jace'a.

Kiedy weszłam do naszego pokoju, zobaczyłam wyciągniętego na łóżku ukochanego, w samych dresach i wilgotnymi włosami.

- Hej - szepnęłam, kładąc się obok niego na łóżku.

- Hej - wymruczał, zwracając na mnie całą swoją uwagę. Przygryzłam lekko wargę, kiedy uśmiechnął się do mnie, wbijając swoje złote oczy w moje.

- Tak się cieszę, że ma twoje oczy - wyszeptał, nachylając się ku mnie.

- Och?

- Obawiam się jednak, że będzie blondynką.

- Nie życzyłabym jej, aby była ruda - parsknęłam śmiechem, kiedy przekręcił nas tak, że wisiał nade mną, błądząc ustami po mojej szyi, szczęce.

- Cóż, zadowalający fakt, że ma coś ze mnie.

Odnalazłam ustami jego usta, wplątując palce w jego puszyste, kręcące się włosy. Chwycił mnie pod kolana, oplatając się moimi nogami w talii. Mruknął z zadowoleniem, kiedy wygięłam się w łuk, ocierając się o jego nagą pierś.

Och, jak długo czekałam na coś takiego!
W jednej chwili chwycił rąbek mojej koszulki, ściągając mi ją przez głowę. Zarumieniona lekko, nawinęłam sobie na palec sznurki jego dresów, kąsając zębami jego szyję. W jednej chwili jęknęliśmy cicho, wyczuwając budujące się między nami napięcie, którego pomału nie byłam w stanie znieść.

- Kocham cię, Clarisso Herondale - wyszeptał, zaczepiając palce o gumkę moich dresów.

- Kocham cię.





- Długa noc? - zachichotała Isabelle, kiedy rano przygotowywała mi kawę.

- Nic mi nie mów- westchnęłam, wyciągając się na blacie.

Cóż, nie mogłam narzekać. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie z dzisiejszej nocy - na usta Jace'a, błądzące po moim ciele. O jego dłoniach, rozpalających moją skórę. Jego gorący oddech, tuż przy moim uchu i moje ciche jęki, za każdym, powolnym  i harmonicznym ruchem naszych bioder.

Zarumieniona wzięłam kubek kawy od Izzy, zaciskając wokół niego place.

- Za miesiąc Cici Bracia przyjdą, oznaczyć Julie Runami Ochronnymi - oznajmiła, zajmując miejsce naprzeciwko mnie. Kiwnęłam głową, upijając łyk napoju, kiedy do kuchni weszli Alec i Jace. Oboje mieli na sobie tylko dresy, tyle że Jace szare, a Alec - granatowe.

- Mamy coś do jedzenia? - jęknął Alec, kiedy Jace przytulił mnie do swojej piersi. Oparłam się wygodnie o niego, kiedy położył swój podbródek na czubku mojej głowy.

- Mogę ci usmażyć jajecznicę! - zaoferowała się uradowana Isabelle, na co Alec wytrzeszczył oczy.

- Straciłem apetyt - zatrzasnął drzwi od lodówki, na co oboje z Jace'm wybuchnęliśmy śmiechem.

- Alec! - mruknęła Izzy, zakładając ręce na piersi - Jesteś okropny.

Chłopak uśmiechnął się, targając siostrze włosy.

- Też cię kocham, siostrzyczko.










Rok później  (17 stycznia) - Jace 19 lat, Clary 18 lat, Julie - 1 rok 2 miesiące.




- Shh -  przyłożyłam palec do ust, kiedy Julie z trudem hamowała swój śmiech. Uchyliłam drzwi od naszej sypialni, ukazując jeszcze śpiącego Jace'a.

- Wiesz co masz robić? - szepnęłam, biorąc ją na ręce. Kiwnęła główką, zakrywając mi swoją tłustą rączką usta.

- Bo obudzis tatusia - zmarszczyła lekko brwi, kiedy postawiłam ją na łóżku. Materac delikatnie ugiął się pod jej ciężarem, kiedy zaczęła czołgać się w stronę Jace'a.

- TATA! - pisnęła, wskakując mu na pierś. Jace zdusił okrzyk zaskoczenia. Parsknęłam śmiechem, klęcząc na krawędzi łóżka.

- Ugh, przestań mi molestować twarz - zaśmiał się blondyn, chwytając Julie pod pachy.

Uniósł ją do góry, wywołując jej niekontrolowany chichot.

- Wsystkiego najlepsego! - krzyknęła, wymachując rączkami.

Mój ukochany usiadł, przyciągając sobie córkę do piersi. Pocałował ją w czoło, kiedy przytuliła się do jego ramienia.

- Dziękuję, kochanie - uśmiechnął się z ustami przy jej skórze.

Nie mogłam się powstrzymać i również się uśmiechnęłam, czołgając się w ich stronę. Jace spojrzał na mnie, a ja przygryzłam wargę na płynne złoto jego tęczówek.

- Hej - wyszeptałam, całując go leciutko w policzek. Uśmiechnął się uroczo, wypuszczając Julie z objęć. Dziewczynka ciągle się śmiejąc, zaczęła przekręcać się po łóżku, rozrzucając wokół siebie blond włoski.

Jakim cudem rocznemu dziecku tak szybko urosły włosy?
Sophie tłumaczyła jej szybko nabywane zdolności intelektualne jak i rozwój, zawdzięcza większej dawce anielskiej krwi.

Cóż, postanowiłam też tak to tłumaczyć.

- To niewiele, jak na urodzinowy poranek -wydął wargi, przekręcając głowę. Przewróciłam oczami i nachyliłam się ku niemu. Pocałował mnie lekko zadowolony, przechylając głowę.

- Mhm.. - przerwałam, odsuwając się jako pierwsza - Może my zrobimy ci śniadanie? Co ty na to?

Westchnął lekko rozczarowany, a ja zmarszczyłam brwi. Tak, cóż, były jego urodziny, ale z nami siedziało dziecko.

- Jasne - mruknął, opadając na poduszki.

Ponownie przewróciłam oczami, tym razem lekko zfrustrowana. Ostatnio często miał zmienny nastrój.

- Chodź, Julie - wzięłam ją na ręce, usadawiając na swoim biodrze - Zrobimy tacie śniadanie.






- Jace jest w złym humorze?

Zerknęłam na Camille, która zabawiała Julie, kiedy ja kroiłam leniwie kolejnego pomidora.

- Czemu?

- Bo kiedy on jest zły, ty również. I odwrotnie - wzruszyła ramionami, przeczesując palcami włosy mojej córeczki - Więc?

Odłożyłam nóż, opierając się biodrem o blat.

- Cóż.. Ostatnio mamy mało czasu dla.. Siebie - ton mojego głosu miał jej powiedzieć, o jaki czas mi chodziło. Przygryzła wargę, rzucając mi smutne spojrzenie.

- Och, kochanie, jeśli chcecie mieć chwilę czasu dla siebie, ja i Isabelle chętnie zajmiemy się Julie - zaproponowała ochoczo. Zerknęła na malutką blondynkę, pytając się jej - Julie? Co byś powiedziała na zakupy ze mną i ciocią Isabelle?

- TAK! - klasnęła w dłonie, a jej zielone oczy rozbłysły. Boże, rodziła się druga Isabelle.

- Co to za entuzjazm?

W drzwiach stanął Jace, ubrany w same dresy, które odsłaniały pasek jego bokserek. Camille porwała Julie w objęcia, chcąc go wyminąć. Zatrzymała się obok niego, uśmiechając się.

- Wszystkiego najlepszego, staruszku.

- Mam dziewiętnaście lat, Camille - mruknął.

- Julie, dasz buziaka swojemu staruszkowi? - zaśmiała się, wychylając blondynkę w stronę ojca.

Kiedy Jace nachylił się ku córce z ustami ułożonymi w dzióbek.
Julie jednak zaśmiała się i odepchnęła twarz chłopaka, który udał urażonego.

- Moja własna córka mnie olała - westchnął, po czym machnął ręką - Nawet ona.

Poczułam dziwne napięcie w dole brzucha na jego słowa. Camille posłała mi smutne spojrzenie, po czym ułożyła usta w słowie "powodzenia". Kiwnęłam głową, kiedy zniknęła za drzwiami.

Jace stanął trzy kroki ode mnie, wywołując u mnie naprawdę ogromną burzę. Stał tak daleko, z odsłoniętym torsem i niesamowicie potarganymi włosami.

Założyłam ręce na piersi, spuszczając wzrok na swoje nogi.

- Dzięki - westchnął, podstawiając mi pod nos kanapkę.

Odwróciłam wzrok, wzruszając ramionami.

- Nie ma sprawy.

Dostrzegłam jak niedbale odkłada talerz z kanapką na blacie, po czym opiera się o niego dłońmi - umieszczając je po jednej i po drugiej stronie moich bioder. Spojrzałam na niego, a nasze twarze dzieliły nieznośne centymetry.

- Cóż, wszystkiego najlepszego - wyszeptałam, czując jak przysuwa ręce do mojej talii. Wypuściłam drżący oddech, kiedy jego palce dotknęły mojej nagiej skóry ud, wślizgując się wyżej pod koszulkę.

- Niestety, nie mam dla ciebie prezentu - mój głos powoli przechodził w jęk. Tym bardziej, kiedy pocałował mnie lekko w szyję, przyciągając bliżej do siebie.

Podskoczyłam, siadając na blacie i obejmując go nogami w pasie. Jego usta zachłannie śledziły różne szlaki na mojej skórze, kiedy moje dłonie badały jego twarde i gładkie plecy.

- Ty jesteś moim najlepszym prezentem - wymruczał, ciągnąc mnie delikatnie za włosy.







- Camille i Isabelle niedługo wrócą - szepnęłam, leżąc na brzuchu, owinięta w białe prześcieradło i ramiona Jace'a.

Chłopak oparł się o moje plecy, przerzucając ramię przez moją talię. Uśmiechnęłam się, kiedy rozkosznie przesunął ustami wzdłuż mojego boku.

- Chyba zacznę tolerować demoralizowanie mojego dziecka w ten sposób - poczułam, jak się uśmiecha.

- Demoralizowanie? - zachichotałam, przekręcając się na plecy. Położył mi głowę na piersiach, a ja zatopiłam palce w jego włosach.

- Przypomnę ci, kiedy za szesnaście lat, będziesz prowadziła dyskusję z drugą Isabelle na temat "który szampon lepiej wpływa na same końcówki".

Zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
Byłam tak bardzo szczęśliwa. I pomyśleć, że niedługo mieliśmy wrócić do normy.

- Cóż, przeżyjemy to - wyszeptałam, kiedy pocałował mój obojczyk.

- Razem.

Uśmiechnęłam się lekko, przenosząc wzrok na swoje Złote Runy. Razem.

Na zawsze. Uśmiechnęłam się lekko, pozwalając sobie odpłynąć w jego ramionach.










Jeśli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad.