- Izzy, kocham twoje wyczucie czasu.
Dziewczyna zmarszczyła nos, podchodząc bliżej. W dłoniach trzymała czarny materiał i moje czarne trampki. Czy ona właśnie przyniosła mi czyste ubrania? Boże tak, zrobiła to.
- Stwierdziłam, że może Clary chciałaby się przebrać - zerknęła na mnie, przeszywając wzrokiem mój ubiór.
Hm, rzeczywiście. Mieć a sobie dwudniowe ciuchy to nie jest szczyt marzeń.
Wzięłam od niej czarny top i legginsy, buty postawiła przy moim łóżku.
- Dzięki.
- Drobiazg - przysiadła na krzesełku, z nogą na nogę - Jak się czujesz? Przynieśliśmy cię tu nieźle poharataną.
Wzruszyłam ramionami, znów sięgając dłonią do szyi. Nie pamiętam, żeby demonica jakoś specjalnie mnie zraniła. Może to po prostu adrenalina walki sprawiła to znieczulenie.
- Jest okay. Kiedy w ogóle będę mogła opuścić skrzydło szpitalne?
- Pewnie jutro, góra za dwa dni. Hodge woli mieć pewność, że całkowicie wyzdrowiejesz.
Kiwnęłam głową, nagle czując się przytłoczona obecnością tej dwójki. Jak na jeden dzień, to strasznie dużo wizyt.
Jednak ku mojemu zadowoleniu, nie siedzieli długo. Faktycznie rozmawiała ze mną i pożegnała się tylko Isabelle. Jace ukradkiem mi się przyglądał - wiem, bo ja robiłam to samo, ale to nie ważne - jednak nie wydusił z siebie słowa.
A to, co się wydarzyło przed Izzy, WCALE nie krążyło w mojej głowie i NIE usnęłam z uśmiechem na ustach.
----------------------------
Tak więc kolejne dwa dni, spędziłam w łóżku, męcząc się z cogodzinnymi wizytami. Każdy zadawał to samo pytanie, a mnie naprawdę męczyło odpowiadanie jednym zdaniem "jest okay, nie mogę się tylko doczekać, aby stąd wyjść".
Byłam niemal w euforii, kiedy Hodge oznajmił, że mogę już wrócić do normalności
- Oszczędzaj się jednak Clary - poprosił, chociaż i tak nie miało to sensu. W końcu, po tak długim okresie, kto by był ostrożny i uważał?
Luna przyszła do mnie popołudniu, aby dotrzymać mi towarzystwa. Jej nogi wisiały wysoko nad ziemią, kiedy siedziała na moim łóżku. Włosy upięła w dwa kucyki, przez co wyglądała jak słodka, mała dziewczynka.
- Podobno Hodge mówił, żebyś nie dawała z siebie wszystkiego na treningach?
- I omijała jak na razie wyjściowe akcje - jęknęłam, wkładając na siebie luźny beżowy sweter przez głowę.
- No to nieźle.
Przytaknęłam, masując się po karku. Wtedy moje palce przypadkowo znów dotknęły blizn.
Muszę przestać o nich myśleć.
- Prawie ich nie widać - stwierdziła Luna, przekrzywiając głowę,
Westchnęłam, nie za bardzo co do tego przekonana. Dobrze, że w ogóle mogę chociaż trochę trenować. W przeciwnym razie, miałabym wrażenie jakbym ciągle nie opuściła tego cholernego, skrzydła szpitalnego.
- To co? Idziemy?
Uśmiechnęła się, z gracją zeskakując z łóżka.
- Idziemy.
-------------------------------
Jak wyglądało moje życie po powrocie?
A więc - Robert, Maryse lub Hodge, ciągle towarzyszyli nam na treningach. Bardziej tylko mi, żeby pilnować tego, iż się oszczędzam. To było serio wkurzające.
Ledwie mogłam chwilę pomachać sobie mieczem, kiedy
- Clary, uważaj.
- Clarisso, na dzisiaj dość.
- Clary, co mówiliśmy ci o oszczędzaniu się?
I tak w kółko. Trzy czwarte czasu spędzałam na siedzeniu na ławce i przyglądaniu się treningom innych.
Nawet Tom i Luna, nie mogli dotrzymać mi towarzystwa. Cóż, oni funkcjonowali normalnie.
- Nie nudzisz się przypadkiem? - zaśmiał się Tom, przysiadając po jakimś czasie na ławce. Przewróciłam oczami, ale też się uśmiechnęłam. Ujął po przyjacielsku moją dłoń, bawiąc się moimi plecionymi bransoletkami.
- Skąd. Uwielbiam nić nie robić i niczym kaleka siedzieć na ławce, przyglądając się wam.
- Och Clary, wytrzymasz. Obiecuję, że jak już będziesz dopuszczona do normalnych treningów, Kelly wykorzysta całą swoją frustrację gromadzoną od kilkunastu dni, aby ci dowalić.
Pacnęłam jego ramię, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Nie mogłam długo nacieszyć się naszą wspólną rozmową, bo chłopak musiał dalej ćwiczyć.
Stwierdziłam, że nie mam za bardzo co tam robić, więc wybrałam się na spacer po Instytucie. Był duży, a pierwszego dnia Maryse nie zdążyła pokazać mi całego.
Byłam w połowie schodów na trzecie piętro, kiedy natrafiłam na Jace'a. Miał wilgotne włosy i z odległości metra, mogłam wyczuć cudowny zapach mydła i Znaków.
- Hej - wydusiłam z siebie, ledwie słyszalnie.
- Hej - odpowiedział mi, zastawiając mi drogę. Uśmiechnął się dumnie, patrząc na mnie w dół.
Dopiero teraz zorientowałam się, że jesteśmy dopasowani, jeśli chodzi o strój. Oboje mieliśmy na sobie szare, dresy - z tym, że jego miały nisko krok - i czarne podkoszulki na ramiączka. W dodatku carne vansy.
- Pierwszy trening po chorobie?
- W zasadzie... To tylko mogę go porównać do rozciągania się przed biegiem,
Jeszcze bardziej wykrzywił usta w jeszcze szerszym uśmiechu, przez co spuściłam wzrok, oblewając się rumieńcem.
- I zdecydowałaś, że zwiedzanie Instytutu to najlepsze wyjście?
- A mam inne?
- Oczywiście. Na przykład - zrobił krok w moją stronę, wyciągając delikatnie dłoń - Zwiedzać go ze mną.
Moje serce bije teraz ekstremalnie mocno a krew uniemożliwia mi uważne słuchanie.
- Przecież ty doskonale wiesz, gdzie co się znajduje - zauważyłam.
- Ale ty nie.
Zaśmiałam się nerwowo i cicho, wyciągając swoją dłoń. Najpierw zetknął ze sobą nasze palce, potem ujął całą moją dłoń, swoją własną, tak jak kilka minut temu, zrobił to Tom.
Pociągnął mnie w górę po schodach, nie zwalniając uścisku.
Pokazał mi praktycznie wszystko.
Okazało się, że mieli tu też drugą bibliotekę, z księgami, których nie potrafił odczytać ktoś, kto nie władał językami sprzed kilkunastu tysięcy lat,
Był też pokój, gdzie schowali najstarsze rzeźby i obrazy. Anioły, demony, Nephilim, Kręgi i potwory, z którymi zwykle mamy do czynienia.
- Czy to.. - zaczęłam, sięgając do czegoś przykrytego pokrowcem, Pociągnęłam za materiał, odsłaniając duży, stary, drewniany fortepian.
- Grasz? - spytał Jace, podchodząc do mnie bliżej. Oparł się o fortepian, krzyżując nogi w kostkach.
- Nie. Tata czasem grał, Podobno.
Sięgnęłam do opowieści Dorothei, kiedy to mówiła mi jak ojciec grał, podczas gdy mama malowała obraz.
- Ale moja guwernantka tak. Jednak nie jestem uzdolniona muzycznie. Plastycznie i owszem - wzruszyłam ramionami - Ale wolę nie dotykać się do niczego, co wydaje jakikolwiek dźwięk. Nie wiem czy byłabym w stanie zliczyć, ile osób by na tym ucierpiało.
Zaśmiał się, kręcąc głową.
- A ty?
- Tak. Odkąd nauczyłem się chodzić, ojciec uczył mnie tych najprostszych nut. Z wiekiem to kształciłem.
Rzuciłam mu jednoznacznie wyczekujące spojrzenie. Uśmiechnął się tylko, siadając na skórzanym, zakurzonym siedzeniu. Był przeznaczony dla dwóch osób, więc usiadłam obok niego.
- Co chciałabyś usłyszeć?
Nacisnęłam klawisz , uwalniając wysoki dźwięk.
- Cokolwiek.
Odwróciłam głowę w jego stronę, kiedy on w moją. A może cały czas tak na mnie patrzył?
Twarze dzieliły nas o kilka centymetrów.
- Znasz Beethovena? - szepnął, a mnie owinął jego słodki zapach.
Postanowiłam odpowiedzieć pytaniem na pytanie.
- Moonlight Sonata?
I mimo, że dalej patrzył na mnie, to zaczął wybijać pierwsze dźwięki.
Osunęłam się wzrokiem na jego usta, zaraz potem ponownie na jego złote oczy.
W końcu odsunął się, wbijając wzrok w klawisze. Ja dalej obserwowałam jego twarz, aby zaraz zamknąć oczy, przysłuchując się melodii.
Grał tak cudownie. Żadnego potknięcia się. Czysta gra. Poczułam się niesamowicie zrelaksowana. Bez porównania grał lepiej niż ktokolwiek inny.
Na chwilę zniknęło wszystko. Wróciłam do domu. Siedziałam w pokoju, patrząc się na żywą matkę i ojca. On grał, ona malowała.
Czy tak to kiedyś wyglądało?
Przerzuciłam nogi, siedząc teraz okrakiem na ławce. Stukałam palcami o kolana w rytmie piosenki. i Jace ma talent. Mogłabym go słuchać bez końca.
Kiedy skończył, miałam wielki niedosyt. Chciałam jeszcze i jeszcze.
- Cudownie grasz - przyznałam otwierając oczy. Uśmiechał się, dalej trzymając dłonie na klawiszach.
- Chcesz się uczyć?
Uniosłam brew, niepewnie na niego patrząc.
- Na pewno? Wiesz, ciężko mi cokolwiek załapać, jeśli chodzi o granie na czymkolwiek.
Przewrócił oczami, obejmując mnie ramieniem. Usiadłam prosto, kiedy chwycił moje dłonie i położył na klawiszach. Czułam, jak położył mi podbródek na ramieniu. Zarumieniona w mgnieniu oka pod jego naciskiem błądziłam palcami po klawiszach, przez co pokój wypełniła ta sama melodia co przed chwilą.
- Kiepski z ciebie kłamca - szepnął mi do ucha, a ciepło wypełniło mój brzuch - Idzie ci świetnie.
Przygryzłam wargę, przechylając głowę, dzięki czemu jego nos, trącił mój policzek.
- Bo może mam dobrego nauczyciela?
Zaśmiał się cicho, zaciskając się mocniej wokół moich kostek,
- Najlepszego.
Przez kolejne kilkanaście minut siedzieliśmy w takiej pozycji, "ucząc mnie" przynajmniej próbować grać.
-------------------
- Gdzie teraz idziemy? - spytałam, po tym jak wyszliśmy z pokoju, a on chwycił powtórnie moją dłoń, prowadząc dalej.
- Niespodzianka - powiedział, nagle zakrywając moje oczy.
- Hejjj.
- Cierpliwości Aniołku.
Uśmiechnęłam się, na dźwięk mojego przezwiska, pozwalając się zaprowadzić tam, gdzie planował.
Umiałam tylko określić, że znajdujemy się na jakimś tarasie lub czymś podobnym, bo zrobiło się sporo chłodniej. W dodatku, czułam w okół zapach kwiatów. Zaraz, czy to...
- Nasza oranżeria - jakby czytał mi w myślach Jace, odsłaniając moje oczy. Ściany były ze szkła,, a w około mnóstwo roślin i kwiatów. Wszystkie odmiany. We wszystkich kolorach.
- Jak tu.. Pięknie.
Wyciągnęłam palec, na którym przysiadł mi motyl. W głąb rozciągał się tunel, w którym z sufitu zwisały kwiaty.
- Chodź.
Ruszyliśmy więc dalej, dając mi tą możliwość, podziwiania wszystkiego co znajdowało się w zasięgu mojego wzroku.
Z biegiem czasu to, jak trzymał moją dłoń, stało się naturalne.
W końcu usiedliśmy na kręconych schodach - on stopień niżej ode mnie, a i tak nadal był wyższy ode mnie.
- Zawsze tu przyprowadzasz dziewczyny? - spytałam, przyciągając kolana pod brodę.
- Nie. Zwykle przychodzę tu sam.
- Czemu?
- Jeśli chcę pomyśleć - wzruszył ramionami - Alec i Izzy są alergikami. Luna tak samo. Will.. Nawet nie wiem, czy on wie w ogóle o tym miejscu. Tom nie cierpi tego typu miejsc. A Kelly.. Woli pokoje niż ogrody.
Przewróciłam oczami, na zaakcentowane słowo "pokoje".
- Kelly mnie nie lubi.
To było raczej stwierdzenie, niż pytanie, jakie miałam zadać.
- Cóż - oparł się łokciami o stopień, na którym siedziałam - Jesteś tu nowa. Dobra w walce, ładna. W dodatku Tom ślini się do ciebie, a to właśnie z nim, próbowała kiedyś coś zacząć.
- Och - poczułam nagle dziwne uczucie w brzuchu, na samo słowo "ŁADNA!!!"
- Przejdzie jej - odchylił głowę do tyłu, przymykając oczy.
Zerwałam kwiatek, urywając jego płatki, Ciszę jaka panowała, przerywał śpiew ptaków i odgłos, jaki wydawała nowojorska ulica.
- Jak długo tu jesteś? - spytałam, kiedy nie pozostał mi już żaden płatek.
- Osiem lat.
- Lat? - moje serce chyba zamarło. I mówił to z takim spokojem?
- Tak. Za rok będę miał już osiemnaście lat. I będę kontynuował Naukę w Idrysie.
Rok.
Tylko rok.
Westchnęłam, a mój oddech stał się drżący. Musiał to usłyszeć, bo odwrócił się do mnie, podciągając się o stopień wyżej. Siedział obok, tak, że nasze uda się stykały.
- Szybko zleci.
- Mówisz o niechęci Kelly do mnie? Tak, zapewne tak.
Uderzył mnie delikatnie swoim udem, śmiejąc się.
- Mówię o twoim pobycie tutaj, moja sarkastyczna towarzyszko.
- W sumie, ja nie wiem, gdzie dalej pójdę.
- Idrys? Twój ojciec na pewno coś wymyśli.
Posmutniałam lekko na myśl o nim. I o tym, jak miałby zarządzić moją przyszłością.
- Może skończymy w jednym Instytucie.
- Użerałbyś się ze mną w dalszym ciągu?
- Z tobą? Mógłbym się użerać wieczność.
Spojrzałam na niego, a on na mnie. Zielone oczy, wbiły się w złote.
- Wieczność? - zaśmiałam się nerwowo - W końcu kilka razy mi mówiono, że jestem wkurzająca, pyskata i nieposłuszna.
- Wieczność - przytaknął, znów splatając ze sobą nasze palce.
Wydawał się taki.. chamski co do innych. A tu tak nagle...
- To strasznie długo - szepnęłam, kiedy jego place wolnej ręki, dotknęły mojej brody.
- Właśnie - zamruczał, po czym czułam jego usta na moich.
Jeśli czytasz mojego bloga, zostaw po sobie jakiś ślad.
Jeeej jestem pierwsza tak na prawdee to chciałam komebtarz napisać jutro ( dzisiaj) botroche zmęczona jestem ale jak zobaczyłam że jeszcze nikt nie napisał nic to ja będe pierwsza no i jestem a rozdział ucudo tak jak zawsze a ten momen jak się pocałowali ech no po prostu czekam na nn i życze weny
OdpowiedzUsuńPS jak tam z okiem
jestem wdzięczna że w ogóle masz czas aby przeczytać "Miasto Cieni" :)
UsuńZ okiem już dużo lepiej :) świadczą o tym dwa rozdziały które dodałam XD
Bardzo wciągająca historia. Świetnie piszesz i bardzo miło się to czyta. Obrazki trochę mi przeszkadzają, bo twoja opowieść doskonale okazuje to co jest na nich zamieszczone. Ze znieciecierpliwieniem czekam na kolejną dawkę emocji zawartą w następnym rozdziale!
OdpowiedzUsuńOOoooooo NARESZCIE POCAŁUNEK ! Gdyby Kelly, jeszcze wtedy tam była XD Rozdział jeden z najlepszych jakie napisałaś :333
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny !
PS. Dawaj NEXTA
Kocham kocham kocham twojego bloga czekam na nastepny rozdzial: *
OdpowiedzUsuńJej. Wow. Super. Słów mi brakuje. Czekam na next. Nie moge się doczekć. Jesteś świetna. <3. Julia
OdpowiedzUsuńZostawiam ślad i czekam na więcej, bo chyba się zakochałam
OdpowiedzUsuńO nie , o nie skończyło się :( czekam z niecierpliwieniem na następny rozdział ..... SUPER BLOG!! Mam nadzieje że szybko dodasz następny rozdział !!! KOCHAM <3 pozdrawiam i życzę weny i miłego pisania :)
OdpowiedzUsuńAwww..... Ten rozdział był taki... Słodki??? Wzruszający??? Niesamowiy to chyba najlepsze słowo. W każdym jego znaczeniu. Uwielbiam tego bloga <3
OdpowiedzUsuńWera
Oooo to takie słodkie <3333
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga :***
A to zakończenie było cudowne :D
Kocham twojego bloga!
OdpowiedzUsuńJa tak samo! ♥♥♥
OdpowiedzUsuń