niedziela, 7 grudnia 2014

4. Za bardzo przypomina Jocelyn, żeby się nie domyślić

- O mój Boże, przepraszam - zakryłam dłonią usta, zamykając drzwi. Podeszłam do poszkodowanego, modląc się aby nie miał złamanego nosa.

- Skąd w takiej małej istocie tyle siły? - inny głos oderwał mnie z zamartwień. Z cienia wyłonił się chłopak, niezwykle podobny do Isabelle. Włosy opadały mu na czoło, prawie zakrywając niezwykle niebieskie oczy.

- Mój nos mało to w tym momencie interesuje - mruknął blondyn, w dalszym ciągu trzymając się za kość nosową.
Na Anioła, wcale NIE zauważyłam krwi.

Cholera.

- Daj spokój Jace. Zdarzały ci się gorsze przypadki.

- Daruj sobie, Alec.

Przygryzłam wargę, chowając ręce za plecy. Brawo Clary, nagrabiłaś sobie w ciągu niecałej godziny. Cudownie.

- Ehm, ja.. Przepraszam.. - czułam jak czerwień wpływa na moje policzki.

- Będzie żył - zapewnił Alec, podchodząc do chłopaka - Herondale to silny ród.

Herondale.

Jace Herondale.

- Cóż, nie ukrywam, że przydałaby mi się pielęgniarka - blondyn spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
Phi, no na pewno.

- Kelly zapewne będzie chętna - zaśmiał się Alec, co sprawiło że Jace mu zawtórował.

Okay, poznałam pierwszą parę w Instytucie.
Tak mi się przynajmniej wydaje.

- Ty to pewnie Clarissa Morgenstern?

- Clary - poprawiłam, krzywiąc się delikatnie.

- Maryse prosiła mnie, żebym przypomniał ci o obiedzie, ale nie ostrzegała że to wyprawa samobójcza.

Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, a serce mi przyspieszyło, bo-mój Boże on tak uroczo się uśmiecha.
Zaraz, co?

- Nie było tak źle - Alec wzruszył ramionami - A teraz błagam, chodźmy na ten obiad. Umieram z głodu.

- Powiesz mi kiedyś, gdzie ty pomieszczasz te całe jedzenie?

Chłopak uśmiechnął się, odgarniając włosy do tyłu.

- Nie.



Całą drogę słuchałam tak naprawdę śmiesznych sprzeczek tych dwojga. Były one tak bezsensowne, że starałam nadążyć o co tak właściwie chodzi. Ale niestety.
Pasowało mi to, że trzymałam się z tyłu, wcale się nie odzywając. Obserwowałam obrazy i rzeźby, jakie mijaliśmy po drodze.
W sumie, incydent z przed kilku minut, nie motywował mnie do rozmowy z Jace'm. Kiedy tylko spojrzałam w jego kierunku, rumieniec oblewał całą moją twarz.
"Nawet wyjście z pokoju potrafisz połączyć z nokautowaniem ludzi?"
Tak, te słowa nigdy nie dadzą mi spokoju.

Na dolnym korytarzu roznosił się zapach pieczonego mięsa. W tym momencie nagle zaburczało mi w brzuchu. Brak śniadania daje o sobie znać.


Wkroczyliśmy do wielkiego pomieszczenia, w którym stał długi, ogromny stół, w stanie pomieścić z pięćdziesiąt osób. Na drugim jego końcu siedzieli już wszyscy. Dostrzegłam jeszcze przystojnego mężczyznę - zapewne pan Robert - oraz młodego chłopaka w brązowych włosach i delikatnej urodzie.
Podeszliśmy bliżej, zajmując wolne miejsca.

- O mój Boże, Jace - zawołała Maryse, podchodząc do niego - Co ci się stało?

- Ni.. - zaczął, kiedy kobieta chwyciła jego twarz, obracając ją ku sobie. Cholera, nie wytarł krwi spod nosa.

Świetnie

- Nic takiego - zapewnił blondyn, ukradkiem przypatrując mi się. Odwróciłam wzrok, starając skupić się na wyborze jedzenia.

- No Clary, muszę ci powiedzieć, że niesamowicie wyrosłaś - stwierdził pan Lightwood, odrywając się od spożywania posiłku. Spojrzałam na niego i dopiero teraz dostrzegłam, jak bardzo przypomina Aleca.

- Robercie, ona nie pamięta niczego sprzed czternastu lat - zaśmiała się Maryse, kładąc mu dłoń na ramieniu.

- Zapewne nie. Ale ciągle pamiętam jak raczkowała po ogrodzie a Val starał się nad nią zapanować. To był ostatni raz jak ją widziałem Maryse. To naprawdę dziwne uczucie.

Uśmiechnęłam się niepewnie, w ogóle nie zastanawiając się nad tym, co powiem.

- Zapewniam, że nie jest pan jedynym, jeśli o to chodzi. Nie opuszczałam rezydencji aż do teraz. Również nie przypominam sobie, abyśmy miewali gości.

Popatrzyli na siebie i przez chwilę panowała nieprzyjemna cisza. A najgorsze było to, że wzrok wszystkich był skupiony na mnie.

- Tak, ale kilka miesięcy tu spędzę i może coś się zmieni - parsknęłam, obserwując ich reakcję.

- Miesięcy? - spytała Izzy, opierając się o łokciach - A ile masz lat?

- Uhm - Boże, nie cierpię jak ktoś mnie pyta o wiek - Niedługo szesnaście.

- Chyba Valentine nie poinformował jej o wszystkim - mruknęła, zwracając się do matki.

- O czymś nie wiem? - spytałam, czując jak serce bije mi już prawie w gardle.

Znów wszyscy zamilkli. Okay, chyba wyczuwam wstrząs. Najprawdopodobniej każdy się zastanawia, jak mi to powiedzieć.
Może wprost?

- Cóż, te kilka miesięcy zamień na lata, a dokładnie trzy - wtrąciła Kelly, teatralnym gestem odrzucając włosy do tyłu.

Co?

- Co? Nie rozumiem...

- Serio? Jeśli trafiasz do Instytutu, z obowiązku kontynuujesz w nim naukę do dziewiętnastego roku życia. Później albo możesz odejść, albo dalej się uczyć.

- Kelly, mieliśmy zamiar załatwić to delikatniej...

- Och, daruj sobie Alec. To nic strasznego.

- Jeśli komuś zostały tylko dwa lata a nie trzy. Nawet ten głupi rok to różnica.

Westchnęła, opierając się o krzesło. Ja siedziałam znieruchomiała, przyjmując do świadomości co właśnie usłyszałam.

Trzy lata.

Rok więcej niż inni.

- To prawda? - spytałam, zerkając na Maryse i Roberta.

- Kochanie, to nic takiego - zapewniła mnie kobieta - Szybko zleci i...

Wstałam brutalnie od stołu, sprawiając że krzesło prawie się przewróciło. Ktoś za mną wołał, ale ja rzuciłam się do biegu.

Trzy lata.

Dla twojego dobra.

Rok dłużej niż inni.

Nie powiedział mi wszystkiego.

To oczywiste że nie.

Bo wtedy nawet Dorothea by się nie zgodziła.

Prawie potknęłam się na schodach. Przeszył mnie ból w kostce, ale nie zwróciłam nawet na niego uwagi. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i przesiedzieć tam te trzy lata.
Niezłe wrażenie tym zrobię, ale mało mnie to obchodzi. Poczułam pieczenie na policzkach od gorących łez.
To zdecydowanie za dużo, jak na jeden dzień.

Z  całej siły trzasnęłam drzwiami tak, że na pewno usłyszeli mnie w tej jadalni.



Oczami Valentie'a.


- Val, jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny? Nic jej nie powiedzieć?

Już prawie czterdzieści minut słuchałem karcenia Maryse na moje postępowanie. Zaciskałem pięści na kolanach, na myśl jak czuje się teraz moja córka.

- Sądzisz że gdybym jej powiedział, poszłaby do Instytutu?

- Okay, byłaby zła, to pewne. Ale uwierz mi, po tym ona cię na pewno znienawidzi? I po co ci to?

- Maryse - westchnąłem, przekładając słuchawkę telefonu z jednego ucha do drugiego - Chcę, żeby była bezpieczna. Tylko to jest teraz dla mnie ważne.

- Jej powinieneś to powiedzieć. Zrozumiała by.

- Nie może się dowiedzieć. Zarówno ty i ja wiemy, jaka ona jest.

- Za bardzo przypomina Jocelyn, żeby się nie domyślić - szepnęła, kończąc tym naszą rozmowę.




Oczami Clary


Promienie słońca przebijające się przez zasłonę, padały na moją twarz, wybudzając ze snu.
Usiadłam na łóżku, rozglądając się po pokoju. W furii zmieniłam wczoraj trochę wystrój.
Broń jak w mojej sypialni w Idrysie, wbita była w ścianę. Walizki walały się po podłodze a z niej ubrania.
Ale taki bałagan, właśnie mi pasował. Tak, teraz było jak w domu.

Wyciągnęłam się, czując jak obolałe mięśnie zaczynają pracować.
Czuję, że to będzie bardzo długi czas, spędzony w Instytucie.

Ciągle miałam na sobie jeansową koszulę, rozpiętą za biust, opadającą niedbale na jedno ramię i sportowe, szare szorty które przebrałam wczoraj wieczorem.
 Zeskoczyłam szybko z łóżka, podchodząc do szafy, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. W pośpiechu zapięłam koszulę, zostawiając tylko trzy guziki rozpięte. Kiedy chwytałam za klamkę zorientowałam się że jest krzywo zapięta, ale już było za późno.
Uchyliłam drzwi, stając przed chłopakiem w brązowych włosach. Uśmiechnął się tak cudownie, że zabrakło mi tchu.

- Hej, Jace mówił że przyjście po ciebie jest równe wyprawie samobójczej?




Wybaczcie że tak krótko. Chyba jednak nie uda mi się dotrzymać słowa, aby rozdziały były długie XD ale jeśli pamiętacie, mam chore oko i wyczynem jest dla mnie udostępnienie nowego rozdziału :') 
Pamiętajcie że komentarze podtrzymują na duchu i motywują do dalszego pisania :) :*

4 komentarze:

  1. Kochana rozdział boskie czekam z niecierpliwością na kolejny :***
    Jesteś nieziemska <3
    Mam nadzieje że wszystko będzie dobrze z twoim okiem :D
    I że szybko dodasz nowy rozdział chcę się dowiedzieć kim jest ten chłopak z brązowymi włosami ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś wielka dla nas z chorym okiem napisałaś kolejny rozdział wiem że nie powinnam naciskać ale prosze napisz rozdział nawet na kartce i poproś kogoś aby go przepisał życze weny powrotu do zdrowia i już nie moge się doczekać nexta a i kto do niej przyszedł jak nie Jace

    OdpowiedzUsuń
  3. Sorki że tak późno ;) A co do rozdziału: Jesteś MEGA, BOSKA I WGL. NAWET Z CHORYM OKIEM. <3 Kochana, zdrowiej bo czekamy na next =*

    OdpowiedzUsuń