środa, 31 grudnia 2014

16. Brak skrzydeł nie skreśla cię z bycia Aniołem.


Clary

Moje serce zamarło.

Tom.
Jace.

- O Boże - szepnęłam, nie mogąc wydusić z siebie dosłownie nic więcej. Luna pochwyciła mój nadgarstek, odkładając księgę na półkę.

- Szybko - ponagliła, ciągnąc mnie za sobą.

W skrzydle szpitalnym lądujesz tylko, jeśli zostałeś poważniej zraniony. A Tom i Jace, praktycznie są zawsze tylko "draśnięci". Wieść, że obaj wylądowali w skrzydle chorych, nie niosła ze sobą nic dobrego.

Potykałam się już o własne stopy, ledwo nadążając za Luną. Przed samymi drzwiami dopadła nas Isabelle.
Nie widziałam jej takiej - takiej wystraszonej i przejętej.

- Luna, gdzie Hodge?!

Brunetka chwyciła dziewczynę za ramiona, potrząsając nią. Bałam się, że za chwilę zrobi jej krzywdę.

- Uspokój się - odparła spokojnie młoda Wayland, dotykając jej policzka - Izzy, pójdę po niego, tak? Uspokój się - powtórzyła, rzucając się do ponownego biegu. W tamtym momencie to ja, uczepiłam się Izzy, mocno zaniepokojona.

- Co się stało?

- Oni.. Byli w kościele..

- Napadli ich w kościele?! Kto? Księża?! - prychnęłam zniecierpliwiona.

- Byli tam.. - szepnęła drżącym głosem - Mroczni.

Zmarszczyłam brwi, czując jak pionowo kreska tworzy się na moim czole.

- To było znienacka. Nie byli w stanie.. Zareagować.. Jace, on.. Obronił Toma i.. - przerwała, aby nie wybuchnąć płaczem. Widać, że się hamowała.
Po co?

Ale nie zawracałam sobie tym głowy. Ominęłam ją, wpadając do sali. Na dwóch sąsiednich łóżkach leżeli obaj - Tom i Jace. Szybkim krokiem pokonałam odległość między nami, ale w tym momencie, przy łóżku blondyna, usiadła Kelly. Zatrzymałam się raptownie, starając się opanować.

Co za..
Suka.
Ups...

Przysunęłam sobie krzesło, siadając przy Tomie. Miał lekko podrapaną twarz, ramiona i dwie blizny na piersi, ale poza tym, wszystko wyglądało dobrze. Nie mogłam ocenić stanu Jace'a, bo - oczywiście.

- Tom - szepnęłam, dotykając jego policzka. Zamrugał, uśmiechając się blado.

- O, Clary.. Hej.. - skrzywił się, kiedy starał się podnieść głos.

- Shhh.. - pogładziłam palcami drobne zadrapania na szczęce. Odprężył się pod moim dotykiem, oddychając płytko.

- W co wyście się wpakowali?




***



Minuty, podczas których Hodge badał chłopaków i dopierał odpowiednie dawki leków, zdawały się trwać w nieskończoność. Maryse była roztrzęsiona tą całą sytuacją. Ale nie tylko ona. Każdy z nas.
Kilkoro z nas wróciło na chwilę do pokoi aby móc chociaż się przebrać. Na skutek tego zostałam na korytarzu, dzieląc ławkę z Alekiem.
Wpatrywałam się w ścianę przede mną, z skrzyżowanymi na piersi rękoma. Ile to mogło trwać?

- Wyluzuj, Tom wyjdzie za góra dwa dni.

Kiwnęłam głową, szczerze uradowana tą wiadomością. Ale nawet ta radość, w jednej czwartej nie był w stanie mierzyć się z niepokojem o..

- A Jace? Co z nim?

Westchnął, chowając twarz w dłoniach, opierając się łokciami o uda. Był potwornie przemęczony i zdenerwowany.

- Nie wiem. Zakrył Toma, kiedy jeden z Mrocznych wypuścił strzałę - moje serce w tamtym momencie się zatrzymało - Dostał w pierś. Hodge mówi, że nie drasnęło w najmniejszym stopniu serca, ani innego narządu. Ale i tak..

Przysunęłam się do niego, sięgając po jego dłoń. Była zimna.

- On wyjdzie z tego. Musi.

Uśmiechnął się niepewnie, obejmując mnie ramieniem. Było to takie.. Braterskie. Jakby zamiast mnie, siedziała tu Izzy.

- Musi - przytaknął, przyciskając policzek do moich włosów.




***


- Clary?

Lekko zaspana spojrzałam na stojącą nad nami Maryse. Miała na sobie długą, czarną spódnicę i ciemnoczerwony sweter. Cienie pod jej oczami wskazywały zarwaną noc i smutek.

- Tak?

- Proszę, pozwól ze mną.

Odsunęłam od siebie Aleca, wstając na niestabilnych nogach. Odrętwiałe kolana uniemożliwiały mi szybki chód, ale na szczęście pani Lightwood nie dawała mi powodu, abym miała problem aby dotrzymać jej kroku.

- O co chodzi? - spytałam zdziwiona, kiedy Maryse wciąż milczała.

- Wiesz, co się wydarzyło Jace'owi i Tomowi?

Przełknęłam ślinę, niezbyt zadowolona z tego tematu.

- Wiem.

- W kościele mieliśmy schowany niezwykle potrzebny materiał. Kiedy dostali się tam, napadli na nich Mroczni. Spytali ich, gdzie Valentine ukrywa skarb. Clary - spojrzała na mnie wyczekująco - Nie wiesz, o jaki "skarb" im chodziło?

Skąd miałam wiedzieć? W końcu, byli w Idrysie, w moim.. Niegdyś domu. Na pewno czegoś szukali.

- Wiem tylko, że jest to coś, czego na pewno nie było u nas w rezydencji. Doszczętnie ją zniszczyli. Jeśli mój ojciec gdzieś to ukrył, to poza Idrysem. Tylko tego jestem pewna.

- W porządku - przycisnęła palce do skroni, marszcząc brwi - Dobrze. Wybacz, musiałam zapytać. Nie chcę, żeby to przytrafiło się jeszcze komukolwiek z was. A teraz, możesz wrócić.

Kiwnęłam głową, niepewnie wracając do korytarza, gdzie w dalszym ciągu siedział Alec. Głowa już mu uciekała, a co chwilę nasłuchiwałam jego ciche pochrapywanie.

- Al. Alec - potrząsnęłam jego ramieniem, aż w końcu na mnie spojrzał - Idź się prześpij.

Przeciągnął się, odsłaniając pasek bladego brzucha. Kości mu strzykały, mięśnie ramion napięły się.

- Zostanę - obiecałam, wskazując na drzwi - Odpocznij. Wyglądasz okropnie.

- Nie pomagasz - mruknął, wstając z miejsca - Ugh - chwycił się mojego ramienia, łapiąc równowagę. Przemęczenie doprowadziło już do zawrotów głowy. Bez mniejszych protestów zniknął w cieniu korytarza, w momencie kiedy Hodge wyłonił się z sali.

- Och, Clary. Jak dobrze cię widzieć - westchnął ospały - Już z nimi lepiej.

- To znaczy?

- To znaczy, że sami ci powinni powiedzieć, o swoim stanie. Wybacz, ale ledwo stoję na nogach. Muszę odpocząć.

Kiwnął głową na pożegnanie, człapiąc powoli w stronę swojego gabinetu. Zniecierpliwiona wparowałam do pokoju pełnego białych łóżek.

I dlaczego do cholery, Kelly była tu przy nich cały czas?!

Zwalniając tempa podeszłam do Toma, siadając obok niego na materacu.

- Jak się czujesz?

- Nie narzekam - uśmiechnął się. Głos miał lekko zachrypnięty, ale dłonie te same - ciepłe, pokryte Znakami.

- Poważnie, Tom.

- Clary, jesteś naprawdę przewrażliwiona - przewrócił oczami, opierając się wyżej na poduszkach - Jestem dosłownie TYLKO PODRAPANY. Hodge powiedział, że na dobrą sprawę, mogę wyjść już jutro.

Odetchnęłam z ulgą, przykładając sobie jego dłoń do policzka.

- Nie rób mi tego więcej. Bo inaczej sprawię, że następnym razem prędko nie opuścisz tego miejsca.

- Oczywiście - zaśmiał się cicho, ujmując jedną z moich dłoni i pocałował mój nadgarstek. Spojrzałam na Jace'a, nad którym sterczała Kelly. Spał. Poznałam to po cudownie niewinnym wyrazie twarzy i płytkim oddechu.

- Jesteś niemożliwy - mruknęłam, mimo wszystko nie odrywając jego dłoni od policzka - Co z Jace'm?

- Hodge zatamował krwawienie i umieścił na nim trzy Runy Uzupełniające. Jest w porządku. Posiedzi tutaj trochę dłużej, ale nie grozi mu większe niebezpieczeństwo. Jeszcze ci podokucza, nie martw się.

Przygryzłam wargę, siłując się z własnym rumieńcem. Czemu właściwie tak bardzo zależało mi, żeby już mi w pewien sposób "dokuczył"? Boże, jestem totalną idiotką.

- Tak. Czuję że tak.




***



Tak jak Tom powiedział, nazajutrz już mógł wrócić do sypialni i na treningi. Jace - niestety. Musiał odczekać przynajmniej jeszcze dwa dni.
I czekał.
A ja przez te dwa dni go nie odwiedziłam. Czułam się okropnie. Ale nie byłam w stanie towarzyszyć Jace'owi, kiedy była tam młoda Penelhow.
Nie, po prostu nie.

Siedzieliśmy w jadalni, zajmując się obiadem. Luna i Will starali się zainteresować mnie rozmową, ale nie miałam na to ochoty. Na nic nie miałam ochoty. Wszystko było mi obojętne.
Tom próbował mnie zmusić do powiedzenia co się dzieje, ale co miałam powiedzieć? Beznamiętnie grzebałam widelcem w swojej nietkniętej surówce.
Zerknęłam na Kelly, która z dumnie wypiętą piersią rozmawiała z Isabelle i Alekiem. Wzięła do ust kawałek kurczaka, a ja zapragnęłam, żeby tak przypadkiem się nim zadławiła.

Kiedy zauważyła, że patrzę na nią, ułożyła usta w dziubek, przekrzywiając głowę.
Suka.
Czemu ja tak bardzo jej nienawidzę?

- Skończyłam - mruknęłam do przyjaciół, wstając od stołu.

- Nic nie zjadłaś - zauważyła Luna, wskazując na talerz.

- Ugh - warknęłam, czując jak zaczynają piec mnie oczy. Agresywnie wepchnęłam sobie widelec surówki do ust, szybko go przełykając - Zadowolona?

Zmarszczyła brwi, robiąc lekko urażoną minę.

- Clary...

Wymaszerowałam z jadalni, słysząc jak ktoś za mną wstaje. Byłam pewna, że to Tom, albo Luna. Ale tupot obcasów, wyprowadził mnie z błędu. Szczególnie ten wysoki, pełen dźwięku głos.

- Wybierasz się do Jace'a?

Odwróciłam się do Kelly, czując jak zaraz wybuchnę.

- Nie twój interes.

- Jest zmęczony - uśmiechnęła się złośliwie, kładąc swoją dłoń na biodro.

- Twoją obecnością? Nie wątpię - warknęłam, chcąc się odwrócić. Ale momentalnie ona stała obok mnie, trzymając mnie za łokieć.

- Nie pamiętasz, co ci uświa...

- Pamiętam dokładnie - wyrwałam się jej - Czemu nie dajesz mi spokoju, Kelly? Co ja ci zrobiłam?!

- Pojawiłaś się tu? To chyba wystarczający powód - odparła, chłodnym acz spokojnym tonem - Nie pasujesz tu. Wszystko się rozpada. Akurat twoje przybycie, sprawiło że Jace i Tom wylądowali w skrzydle szpitalnym. Poprzednio Tom, omal nie zginął. Przez ciebie.

Podeszła do mnie na tyle blisko, że jej usta były przy moim uchu.

- Krąg rozpadł się przez ciebie. Nawet śmierć twojej matki spowodowana twoją osobą nie ukazuje ci, jak bardzo jesteś beznadziejna?

Zatkało mnie. Serce zapadło tak nisko, że brakowało mi tchu. Łzy już się zbierały, ale nie mogłam jej tego pokazać. Przełknęłam ślinę, czując jak cała się trzęsę.
Robiąc krok do tyłu omal się nie potknęłam. Zostawiłam ją w tyle, przyspieszając z każdym krokiem.
Przesadziła. Ewidentnie.

"Krąg rozpadł się przez ciebie"

Zaczęłam biec, a krew w uszach szumiała jak oszalała.

"Nawet śmierć twojej matki spowodowana twoją osobą nie ukazuje ci, jak bardzo jesteś beznadziejna?"

Szloch wyrwał się z mojego gardła. Zakryłam usta dłonią, bo nawet najmniejszy dźwięk, rozchodził się echem po całym Instytucie.

"Przez ciebie"

Wpadłam z impetem na Jace'a, który wychodził zza rogu głównego korytarza.
Spojrzałam mu w oczy. Nie zdołałam już ukryć emocji i otrzeć łez. Trzymał mnie mocno w ramionach, wpatrując się we mnie.

- Clary.

Chciałam się wyrwać i biec dalej, ale uścisk blondyna był zbyt silny.

- Puść mnie - wysapałam przez kolejne łkania. Nie było sensu udawać - Proszę, Jace...

- Przestań - objął ramię wokół mojej szyi, przyciskając mi głowę do swojej piersi. Najwidoczniej nie przejmował się tym, że zamoczę mu cały granatowy t-shirt.
Pomimo bliskości Jace'a, nie mogłam się uspokoić. Słowa Kelly uderzyły we mnie z siłą, która roztrzaskała moje serce na kawałki.
Tylko dlaczego miała rację?

- To nie ma sensu - wypaliłam, ciągle wylewając z siebie łzy.

- Co, Clary?

- Ja.

Odsunął się, patrząc mi w oczy.

- O czym ty mówisz do cholery?

- Jestem beznadziejna! Wszędzie gdzie się nie pojawię, komuś dzieje się krzywda! Jestem do niczego! Zbędna!

- Co ty pieprzysz Clary? - warknął, chwytając moje ramiona.

- Moje istnienie nie ma sensu, okay?! Jestem zupełnym przypadkiem, który ma tragiczne skutki! Wszystko przeze mnie! Dlaczego nie mogłam być w tym cholernym domu, kiedy go niszczyli?! - wyrwałam się, chcąc wrócić na trzecie piętro, do swojej sypialni, płakać i najlepiej umrzeć.

Byłam na półpiętrze, kiedy Jace pchnął mnie na ścianę, przyciskając swoje ciało do mojego a moje do ściany.
Łapiąc moje biodra, podrzucił mnie do góry, a ja automatycznie owinęłam nogi wokół jego pasa. Był tak blisko. Od tak długiego czasu.

- Dlaczego tak o sobie mówisz, Clary? Czemu, po prostu, czemu?

Łzy cały czas spływały po moim policzku. Otarł je jedną dłonią, później chwytając nią mój podbródek. Nasze języki zderzyły się szybko, spragnione bliskości. Powrócił kolczyk. Cudowny metalowy smak. Słodki oddech. Wrócił Jace.
Stanęłam na własnych nogach, przechylając głowę do pogłębienia pocałunku. Jęknęłam w jego usta, kiedy dłońmi błądził po mojej talii.
Nagle wszystko było w normie. Oddech wrócił do normy, podobnie jak bicie serca i puls. Dłonie przestały się trząść. Rozluźniona oderwałam od siebie nasze usta - były mokre i opuchnięte od pocałunków. Ujął moją twarz w obie dłonie, bacznie mi się przypatrując.

- Nie mów tak. Nigdy.

Pokręciłam głową, zaciskając usta w wąską  kreskę.

- Ale to prawda. Jestem.. Niczym.

- Kurwa, Clary - odetchnął głęboko, potrząsając delikatnie moją głową - Nie masz prawa tak mówić. Okay? Nie mogę tego słuchać.

- Więc nie słuchaj. Zresztą, czemu to cię tak drażni?

Zamknął oczy, jakby układał w głowie długą wypowiedź. I chyba to robił.

- Nie jesteś niczym. Niczego nie psujesz. Naprawiasz, Clary. Wprowadziłaś światło. Do Instytutu. Między nas. Do mnie.

Patrzyłam na niego oniemiała, kiedy zmarszczył uroczo brwi. Musnął górną wargą moją dolną,

- Jesteś inna niż wszystkie. Dzielna. Niezastąpiona. Jak Anioł.

- Ja.. - ciężko mi było dobrać słowa. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi - Nie jestem Aniołem, Przypominam ci go? - wzruszyłam ramionami - One są piękne. Mają skrzydła.

- Jesteś piękna, Clary - wyszeptał, znów krótko, acz słodko mnie całując - A brak skrzydeł, nie skreśla cię z bycia Aniołem.

Boże, to była najcudowniejsza rzecz, jaką ktokolwiek mógł mi powiedzieć.

- Ja.. - zamknął oczy, a ja wiedziała, że chce powiedzieć mi coś, co nie jest dla niego łatwe. Położyłam dłonie na jego piersi, czując szybkie i nierównomierne bicie serca. Pocałowałam go, znowu bez języczka. Żeby pokazać, jak bardzo jestem wdzięczna, za to co powiedział. Ale oderwał mnie od siebie, ciągle obejmując twarz dłońmi.

- Clary, ja... Kurwa.. Clary, kocham cię.

Wytrzeszczyłam oczy, a moje serce natychmiast się zatrzymało.

- Co? - spytałam, chociaż doskonale usłyszałam. Ale nie wierzyłam, że to nie był sen.

- Kocham cię - szepnął, głaszcząc kciukami moje policzki.

Wypuściłam z siebie drżący oddech szczęścia, a kolejne łzy, napłynęły do moich oczu, swobodnie spadając w dół. Pierwszy raz. To były łzy, których pragnęłam.

Uśmiechnął się delikatnie, i uroczo całując mnie w nos, wplątując palce w moje włosy. Ja również ujęłam jego twarz, szczęśliwsza niż mogłam pomyśleć.













BADUM! Taki mały prezent!

Za wasze komentarze, życzenia na Nowy Rok i oczywiście - 6446 wyświetleń! 
Życzę wam Aniołki, żeby rok 2015 był jeszcze lepszy niż poprzedni. Abyście mieli ochotę wpadać do Miasta Cieni i towarzyszyć naszym bohaterom.

Dziękuję za wasze komentarze:)  Za to, że jesteście. Bo to dla was, chce się pisać <3


14 komentarzy:

  1. Czy ja śnie czy właśnie Jace wyznał Clary miłość ? Boże czekałam na to ^^ Ale jak ty to świetnie napisałaś <3 Kelly I hate you ;-; You are stupid bitch ... naprawdę ona jest straszna ale nie byłoby magii w tym wszystkim bez niej , no przecież by się nie pocałowali ani nic gdyby nie zwyzywała Clary ^^ Mam nadzieje że jutro dodasz bo ja chyba nie wytrzymam !!! Normalnie kocham cię za ten rozdział ;* Życzę ci SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU I DUŻO DUŻO WENY ^^ <3
    /Rose

    OdpowiedzUsuń
  2. Nienawidzę tej zasranej KELLY ! CLACE.... AWWWWW <33333 Rozdział naprawdę BOSKI ! Tak jak ty ! Masz niesamowity talent !<3 Czekam na NEXT !<3
    A teraz lecę świętować NEW YEAR ! Udanego SYLWESTRA !

    OdpowiedzUsuń
  3. B-O-S-K-I nawet przeliterowałam K-O-C-H-A-M---T-W-Ó-J---B-L-O-G !!!!!!!!! Dodaj jutro następny :) (Albo dziś w końcu to wielki dzień)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow ! Czekałam na ten moment przez cały czas <3 Moje Clace :3 kocham Twojego bloga, uwielbiam, dziękuje Ci za tak fantastyczne notki i mam nadzieję że będą tak cudne w 2015 roku jak teraz. Wspaniałego Nowego Roku ! :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejkuuuu rozdział był... Nie mogę tego opisać tak bardzo był super. Nienawidzę Kelly z całego serca ale... JACE WYZNAL CLARY MILOSC AAAAAAA W KONCU.
    KOCHAM MIASTO CIENI <3
    Życzę Ci jeszcze raz szczęśliwego Nowego Roku aniolku
    Tess

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzial swietny. Czekam na next. <3. Julia
    PS: Szczesliwego nowego roku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nastepny? *0*

    OdpowiedzUsuń
  8. UWAGA!

    Następny rozdział przewiduje JEŚLI będzie pod tą notką więcej niż 12 kom NIE LICZĄC mojego. Byłabym uradowana opiniamii, a nie typu "Supi" "Ekstra" etc.
    Ale oczywiście każdy kom się liczy <3 Informuję o ankiecie po prawej stronie nad "O mnie" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Aaaa! Tak dlugo czekalam na ten moment! Super to napisalas! Czekam na next! Mam nadzieje ze Clary tez powie Jace'owi ze go kocha :D CLACE FOREVER ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Nareszcie Jace powiedział kocham cie. Bosko piszesz. Masz niezwykłą wene. Z niecierpliwością czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  11. Usycham juz!!! Dawaj kolejny! Super piszesz! Zero bledow, dobre slownictwo. Jednym slowem masz talent;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział EKSTRA, MEGA, SUPER I SŁODKI. Jesteś super nie mogę się doczekać następnego. PLIS dodaj go szybko, bo tu usycham.

    OdpowiedzUsuń
  13. Awww jakie to słodkie <333
    Kochana jesteś nieziemska czekam na next :****

    OdpowiedzUsuń
  14. Opowiadanie jest super, ale uwazam ze zbyt szybko z tym wyznawaniem miłości:) Powinni przezyc jakas przygode ktora by ich do siebie bardzo zblizyla i wgl. :)A co do reszty nie mam uwag.

    OdpowiedzUsuń