niedziela, 8 marca 2015
14. Wszyscy się odnajdziecie, przy boku pokonanego.
Jace
- Musimy coś zrobić!
Po wizycie u Valentina, opowiedziałem swoim przyjaciołom o całej sprawie. Każdy wpatrywał mi się w milczeniu, czasem tylko rozchylając usta, by mi coś powiedzieć.
- Została tam, z myślą o nas! Nie możemy pozwolić na to, aby długo z nim przebywała. Doskonale wiecie, że już jej coś pewnie zrobił!
- Nie stawiaj tej sytuacji na najgorszą kartę Jace! - uniosła się Isabelle, wymachując rękoma - On by jej nie skrzywdził.
- To czemu Sophie nie ma z nią jakiegokolwiek kontaktu, huh?
Przewróciła oczami, ale dalej mnie przekonywała.
- Jace, on jej nie zrani. Jest mu zbyt potrzebna. Może po prostu zdjął to łączenie, które założyła Sophie.
- To nie ma sensu - warknąłem, wplątując palce we włosy. Byłem tak wściekły i zmęczony, ale nie chciałem się przy nich złamać.
- Coś wymyślimy - uspokoiła mnie Luna, dotykając napiętego ramienia - Na siłę nigdy nic nie zdziałamy.
Ona nic nie rozumiała. Miała Willa u swojego boku. Ja Clary - niestety nie.
- Ona ma rację. Magnus, Sophie i rodzice na pewno coś wymyślą - przytaknął Alec, podnosząc się ze swojego miejsca - Lepiej wszystko zaplanować. Spontaniczność może nie wyjść nam na dobre.
Mógłbym się kłócić. Postawić na swoim. Tylko to i tak nie miało sensu. Nie, kiedy mieli rację.
Jonathan
- Co tutaj robimy?
Staliśmy przed ogromnym, opuszczonym hotelem w Phoenix. Drzwi zabarykadowane były belkami i łańcuchami a wokół napisy i zakazie wstępu.
- Musimy coś załatwić.
- I chcesz wyważyć drzwi?
Uśmiechnąłem się lekko, rozkładając ręce.
- Nie chcę się pobrudzić.
W jednym momencie moje dłonie, przedramienia i ramienia, zmieniały się w gęstą, czarną mgłę. Zostawiłem ją z obojętnym wzrokiem, przenikając pod drobną szczeliną między drzwiami a podłożem. Nie musiałem czekać długo, aby ona poszła w moje ślady. Zdumiewały mnie jej umiejętności, jakie nabyła wraz z wypiciem krwi Lilith. Jakby robiła to od tak, od urodzenia.
- Co musisz tu zrobić?
- Cierpliwości, siostro - wyciągnąłem dłoń, którą ujęła. Ciepło jej ciała, przenikało mój chłód.
Korytarze były co prawda pogrążone w cieniu, ale to nie był kłopot dla żadnego z nas. Spokojnie podążaliśmy w kierunku głównej sali, gdzie czekał na nas umówiony gość.
- Kto to jest?
- Clary. Poznaj Damona.
Jace
Wracałem właśnie do swojej sypialni, kiedy usłyszałem za sobą wołanie. Odwróciłem się, aby w porę dostrzec zbliżającą się w moją stronę Camille. Nie miałem nawet siły, żeby skrzywić się na jej widok, czy odpędzić szybciej niż zdążyłaby się zbliżyć.
- Jace - zaczęła, ale uniosłem stanowczo dłoń, przerywając jej.
- Błagam cię, nie mam ochoty na rozmowę - westchnąłem, sięgając do klamki.
- Poczekaj, proszę - chwyciła moje ramię, sprawiając że - mimo wszystko - musiałem na nią spojrzeć.
- Przykro mi z powodu Clary.
Uniosłem brew, opierając się ramieniem o framugę.
- Wiesz, nie ma jej od kilku dni..
- Wiem. Ale po prostu.. Widzę jak bardzo wszyscy cierpią z tego powodu.
Co ty nie powiesz?
Kiwnąłem lekko głową, napierając na drzwi.
- To wszystko?
- Jace, nie bądź taki oschły - mruknęła, krzyżując ręce na piersi - Nie powiedziałam nic, za co mógłbyś mnie tak traktować.
Przewróciłem oczami i wyrzuciłem ręce do góry.
- Okay? Przepraszam.
Tym razem to ona przewróciła oczami, ale opuściła ręce, układając je swobodnie wzdłuż ciała.
- Tęsknisz za nią?
Nagle cały się naprężyłem - jakby to nie było dla niej oczywiste.
- Bardzo.
Kiwnęła głową, robiąc nagle krok w moją stronę, stając przy moim boku.
- Potrzebujesz czegoś? Pogadać? - Lub.. - kolejny krok, tak że jej dłoń niepewnie dotykała mojej - Cokolwiek?
Wpatrywałem się w jej brązowe oczy, w których doskonale widziałem swoje własne odbicie. Mimo że każda część umysłu niemal krzyczała, abym się odsunął, ja stałem niewzruszony, kiedy dziewczyna stanęła przede mną i nachylała się ku mnie.
- Jace, jaka jest szansa, że ona wróci?
Nic. Nadal stałem w bezruchu, a jej twarz była zaledwie kilka centymetrów od mojej.
Nie musiała stawać na palcach jak Clary, żeby mnie dosięgnąć.
Zaraz.
Clary.
Zobaczyłem ją w oczach Camille, kiedy niemal musnęła o siebie nasze usta. Widziałem jej bladą, piękną twarz, szmaragdowe oczy i płomiennie rude włosy.
- Jace?!
Camille odskoczyła ode mnie, kiedy powietrze przeszył krzyk Isabelle. Wpatrywała się w nas - a bardziej we mnie - z niedowierzeniem i obrzydzeniem.
- Izzy..
- J-ja już pójdę - wyjąkała Camille, omijając mnie szerokim łukiem. Stukot jej obcasów roznosił echo po całym korytarzu, kiedy młoda Lightwood zbliżyła się do mnie.
- Co ty do cholery wyprawiasz? - syknęła, popychając mnie na drzwi. W efekcie uderzyłem o nie głową, ale nie dbałem o to.
Nie po tym, co omal nie zrobiłem.
- Isabelle...
- Clary nie ma zaledwie kilka dni, a ty już oglądasz się za kolejną?! Kogoś na chwilowe zastępstwo?!
- Co? Jak możesz..
- Jak ty możesz, Jace! Gdybym was nie przyłapała.. - pokręciła głową, najwyraźniej odpychając od siebie ten widok.
- Nic się nie stało!
- Ale mogło!
- Isabelle...
- Jak mogłeś naprowadzić na to, aby stracić największy dar jaki masz?!
Jonathan
- Niecodzienny widok - uśmiechnął się Damon, rozkładając ręce - Rodzeństwo Morgensternów razem.
Rzuciłem mu tylko srogie spojrzenie, dopóki nie stanęliśmy z Clary dwa metry przed chłopakiem.
- Skończ Damon - rzuciłem mi poirytowane spojrzenie - Przyszliśmy w wiadomej dla ciebie sprawie.
- Cóż, nie podjąłem jeszcze decyzji - westchnął chłopak, wzruszając ramionami.
- Radziłbym ci się pospieszyć - warknąłem, przekręcając głowę - Nie zależy ci na tym, by stać na podium?
Uśmiechnął się znacząco, chowając dłonie do tylnych kieszeni jeansów.
- Od czego chcesz rozpocząć, Jonathanie?
Isabelle
Wpatrywał się we mnie niemal zraniony. Miałam ogromną ochotę go uderzyć. Tak bardzo aby upadł i pociągnął za sobą tą przeklętą sukę.
Ale nie to musiałam teraz zrobić.
- Później się z tobą policzę - syknęłam, dźgając go palcem w pierś - Wiemy gdzie jest Clary.
***
- Pandemonium?!
- Dalej to do ciebie nie dociera?
Magnus i Sophie w wręcz cudowny sposób namierzyli Clarissę. Aktualnie znajdowała się w klubie dla Przyziemnych. Co ona do cholery tam robiła?
- Musimy być ostrożni. To może być pułapka - westchnął Alec.
- Jest takie ryzyko - przyznałam, wzruszając ramionami - Ale nie mamy wyboru.
- Najmniejszego - przytaknął Jace, podwijając rękawy koszulki - Ruszamy natychmiast.
***
- Nienawidzę tego miejsca - prychnęłam, kiedy byliśmy przed klubem. Muzyka była słyszalna już z zewnątrz. Zacisnęłam palce na swoim srebrnym biczu, zawiniętym wokół nadgarstka, kiedy Jace pchnął z impetem drzwi, abyśmy swobodnie mogli wejść. Wokół unosił się dym i zapach alkoholu. Zmarszczyłam nos, wyciągając szyję.
- Trzeba się rozdzielić - powiedział Alec, obracając w dłoni sztylet - Bądźcie ostrożni.
- Rozdzielać? Po..
Wyostrzyłam wzrok, na napotkane przelotnie wzrokiem burzę rudych włosów.
- To Clary?
- Gdzie - ożywił się Jace, ale posłałam mu jadowite spojrzenie. Dzisiejsze zajście pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie, że Camille przyszła z nami.
Isabelle.
Wyprostowałam się, na dźwięk głosu Clary w mojej głowie.
Chodź.
- Chodźcie - szepnęłam, rzucając się w tłum. Odpychałam od siebie tańczących, ale nie zwracali na to zbytniej uwagi. Nagle nasilił się jej zapach, tak, jakby stała obok mnie.
- Clary?
Tutaj.
Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie jej nie widziałam.
- Gdzie ty ją widzisz? - spytał Jace, również się rozglądając.
- Ja..
- To ona?
Odwróciliśmy się jak jeden mąż, na wskazane przez Camille miejsce.
Nagle moje serce wypełniło uczucie ulgi. TAK. To była ona. Żywa. Cała i zdrowa. Ale reszta, nie była już taka zadowalająca.
Clary stała w objęciach jakiegoś chłopaka. Konkretnie Łowcy. Chłopak muskał nosem jej szyję, a ona poddawała się temu dotykowi.
Mogłam już stąd wyczuć napięcie Jace'a oraz usłyszeć jak wciąga powietrze ze świstem.
- Proszę, zamartwiacie się, a ona bawi się świetnie - prychnęła Camille, krzyżując ramiona na piersi.
- Sukin...
- Jace! - warknął Alec, łapiąc go za ramię - Przestań.
- Ty to widzisz?!
- Uspokój się. Ona..
Zamarłam, kiedy nagle oboje spojrzeli na naszą grupę. Chłopak uśmiechnął się - najbardziej do Jace'a - złośliwie, kontynuując podróż nosem po szyi Clary. A kiedy ona otworzyła oczy, ja ledwo utrzymałam się na nogach.
Jej oczy były czarne. Doskonale czarne. Bez białek. Tylko czerń. Jak tunele. Jak dziura, nicość.
Pociągająca nicość.
- Co. Do. Kurwy? - wyszeptałam niepewnie, kiedy Luna wydała z siebie zdławiony okrzyk.
Każdy stał jak zamurowany.
Ich dwójka tylko się uśmiechnęła szerzej. Chłopak wypuścił Clary z objęć, odchodząc od niej. Wpatrywała się w nas przez krótką chwilę, kołysząc lekko biodrami, jak gdyby nigdy nic.
- Clary.. - ton głosu Jace'a był błagalny, niemal bliski szlochowi.
I jakby go usłyszała, przekręciła głowę, również znikając w tłumie.
To, co przed chwilą się stało, zdawało się trwać wieczność. Koszmarną wieczność.
- J-jej oczy - wyjąkałam, mrugając pospiesznie.
- Co on jej do cholery zrobił? - warknął Tom, stając obok Jace'a.
- Musimy ją znaleźć...
- Nie - powiedziała Luna, chwytając moje ramię - Jedno z nas powinno iść.
- Co?! - pisnęłam, marszcząc brwi.
- Zaufajcie mi.
- Zaraz - machnął ręką Will - Czy ty chcesz iść...
- Tak - odparła, chociaż głos jej lekko drżał.
Luna
- Uważaj na siebie - szepnął Will w moje usta, kiedy delikatnie zaplątałam palce w jego długie włosy. Po długich namówkach, w końcu się zgodził, tak jak pozostali. W pojedynkę, miałam większe szanse, aby z nią porozmawiać. I przekonać.
- To moja przyjaciółka. Nie skrzywdziłaby mnie.
Zmarszczył brwi, a między nimi powstała zmarszczka w kształcie litery V. Pocałowałam ją, odsuwając się w końcu od ukochanego. Wiedziałam, że jeśli teraz tego nie zrobię, to prędko to nie nastąpi.
- Luna, jesteś pewna?
Kiwnęłam głową na zadane już chyba po raz setny pytanie.
- Może lepiej, żebym ja..
- Nie, Jace - dotknęłam jego ramienia, chowając wolną ręką sztylet do paska - Poradzę sobie. Nie jestem dla Jonathana ani trochę ważna. Za to ty tak.
I już nie patrząc na żadnego z moich przyjaciół, ruszyłam w głąb klubu. Wkroczyłam w tłum tańczących i ocierających się o siebie Przyziemnych, rozglądając się za niedawno napotkaną Clary.
Co ona wyprawiała? Nie pamiętała Jace'a? Tego, jak go kocha? Czy ona tak bardzo się zmieniła? Czy ona naprawdę jest.. Potworem?
Nie, nie myśl o tym Luna.
Pokręciłam głową, odganiając od siebie najgorsze scenariusze. Sztylet uderzał o moje udo z każdym krokiem, kiedy zbliżałam się do końca klubu. Po mojej przyjaciółce nie było jednak śladu. Miałam zawrócić. Kiedy ją jednak dostrzegłam.
- Clary? - szepnęłam, analizując kaskadę rudych włosów u schylającej się nad kimś postaci.
Tak, to ona.
Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam podchodzić, kiedy wyprostowała się nagle, a bardziej wygięła w łuk. Skryłam się za kolumną, obserwując, jak wyłania się za nią ciało. Ciało martwego Łowcy.
Co do cholery?
- Clary! - wrzasnęłam, rzucając się w jej stronę - Co ty robisz?!
Odwróciła się gwałtownie, a z nią burza loków. Niektóre pasma włosów kleiły się jej do czoła, tak bladego jak reszta ciała, kontrastującego się z jej przeraźliwymi oczami.
Mimo, że już je widziałam, dalej przyprawiały mnie o obrzydzenie.
- Clary..
- Luna Wayland - uniosła dumnie brodę, uśmiechając się władczo - Nie sądziłam, że wyjdziesz mi na spotkanie.
Wzdrygnęłam się, kiedy ostatnie sylaby wymówione były wielogłosowo.
- Clary.. Proszę, przestań..
- O czym mówisz, Luna?
Niepewnie wskazałam na ciało mężczyzny, leżącego za nią.
- Kim on jest?
Machnęła ręką, drugą kładąc sobie na biodrze.
- Nic nieznaczący Nephilim.
Poczułam ukłucie w sercu. Nasza Clary, każdego traktowała za ważnego. Każdego życie było cenne. Nikt nie był nic nie znaczący.
- Clary, nie jesteś sobą - szepnęłam, robiąc krok w jej stronę.
- Mylisz się - wyszczerzyła zęby w uśmiechu, przechylając głowę - W końcu jestem tym, kim dane mi było być.
Tak, to już nie jest nasza Clary.
- Prawdziwa Clary, nie zabija i nie pozwala się obmacywać obcym facetom, kiedy ten, którego kocha, poszukuje jej i się o nią martwi.
- Jace Herondale nigdy nie zaliczał się do osób, które obdarzyłabym jakimkolwiek uczuciem - syknęła, wskazując na mnie swoim chudym palcem u chudej ręki - Szczególnie miłością.
- Słyszysz w ogóle co mówisz? - kolejny krok bliżej - On cię omotał. Nie jesteś sobą. Spójrz na siebie!
- W końcu żyję naprawdę - warknęła i również zrobiła krok w moją stronę - Powinnaś się przekonać, jak to jest.
Pokręciłam głową i zatrzymałam się, kiedy była pół metra ode mnie. Wydawało się, że stoję przed moją przyjaciółką, która była jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Teraz, stałam przed demonem, na którego na dobrą sprawę, powinnam rzucić się ze sztyletem. Metal, odezwał się zza mojego paska.
- Jonathan, pokazał mi nasz prawdziwy świat. Ten, który obiecała nam nasza matka.
- Jocelyn nigdy by..
- Naszą matką jest Lilith - oburzyła się, pochylając w moją stronę - Dała nam potęgę.
Wytrzeszczyłam oczy i zapragnęłam nagle uciec. Ale nogi jakby wzrosły mi w ziemię.
- Jesteście naiwni. Bronicie świat tak naprawdę przed czymś, co i tak nim zawładnie. Marnujecie kolejne ofiary. Marne ofiary. Demony królują nad światłem. Doskonale to wiecie.
- Nie - warknęłam i dzielnie objęłam jej twarz w dłonie. Zamarła i pobladła jeszcze bardziej - Clary, wróć. Nie jesteś sobą. Coś wymyślimy! Proszę, walcz z tym, co on ci zrobił! - dreszcz przeszedł mój kręgosłup, na myśl o Jonathanie - Wróć do nas, słyszysz?! Oddaj nam ją! - wrzasnęłam, pewna że po prostu nieludzki byt ogarnął jej ciało, a prawdziwa Morgenstern jest przytłoczona, gdzieś tam, głęboko.
Poczułam na swoich policzkach łzy, kiedy nagle jej oczy zaczęły się zmieniać. biel gałek odganiała czerń, a tęczówki się rozjaśniały. Byłam pewna, że moje usta ułożyły się w idealne O. Na policzki wpłynął rumieniec, ale tylko na chwilę.
- Luna..
- Clary!
Zamrugała kilka razy, a ja widziałam w jej oczach strach. Jakby zobaczyła coś strasznego, lub poznała zamiar demona, który ją posiadł.
- Uciekaj..
- Co?
Nie zdążyła. Nim się obejrzałam, moje dłonie znowu obejmowały tą bladą twarz i twa tunele nicości.
- C..
Nie-Clary zarechotała, a nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, powietrze przeszył dźwięk metalu, a ja poczułam silne uderzenie w brzuch.
- Sądziłaś, że ją tak po prostu oddam? - syk, jaki wydobył się z jej ust, był przerażający - Jesteś strasznie naiwna, panienko Wayland.
Spojrzałam w dół, na wystający w mojego brzucha miecz. Był czarny, a rana jaką zadał, zaczęła się niemal dymić. Poczułam kwaśny odór i paraliżujący ból.
- Taka słaba - westchnęła wieloma głosami, kiedy oderwałam dłonie od jej twarzy.
- Taka słaba. Naiwna. Pieprzona Łowczyni - splunęła mi na twarz, przez co zatoczyłam się do tyłu i
upadłam z impetem na plecy.
Stanęła nade mną, uśmiechając się złowrogo. Jęknęłam, kiedy dotknął mnie paraliż.
- Wasz bunt, posyła was na ofiary - kopnęła mnie z całej siły w żebra, a ja myślałam że po prostu umrę Zaskomlałam, kuląc się na podłodze - Jeśli zdążysz coś przekazać swoim przyjaciołom, powiedz, że jedynym ratunkiem dla nich, jest podniesienie białej flagi. Inaczej..
- LUNA!
Jace
- LUNA! - wydarł się Will, rzucając się w końcu w ich kierunku.
Wpatrywałem się jak oniemiały w moją Clary. W moją Clary, która stała nad ciałem swojej przyjaciółki, która właśnie przebiła Luną sztyletem. Która wyznała, że nic do mnie nie czuje. A już na pewno nie miłość.
- Proszę, drużyna samobójców - prychnęła Clary, przewracając oczami, co było ledwo widoczne, przez ich jednolity kolor.
- LUNA! - ponownie krzyknął Will, podciągając blondynkę na swoje kolana. Złapała się za ranę, kiedy Will wyciągnął z niej miecz.
- Clary - podszedłem w jej stronę wyciągając dłoń, ale poczułem jak ktoś mnie powstrzymuje. Camille.
- Coś ci się stanie! Widziałeś, co jej zrobiła!
Zmarszczyłem brwi, ale nie zrobiłem kolejnego kroku. Moja ukochana uśmiechała się do nas tak, jakby dokonała pewnego celu. Bólu i cierpienia, skierowanego do nas.
- Jak mogłaś?! - wydarł się na nią Will - Co ty kurwa zrobiłaś?!
- Nie przejmuj się Will - syknęła, a ja oniemiałem, kiedy zaczęła ją otaczać mgła - Niedługo odnajdziecie się przy boku Razjela. Wszyscy się odnajdziecie, przy boku pokonanego.
- O czym ona.. - zaczęła Isabelle, ale nim zdążyła cokolwiek dodać, Clary owiała czarna mgła w całości, zabierając ją ze sobą.
Upadłem na kolana, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyłem.
Co to kurwa miało być?
Isabelle i Alec podbiegli do Luny, rzucając się ku jej bokowi. Ja dalej klęczałem, z dłonią Camille na moim ramieniu.
- Jace.. szepnęła, ale dźwignąłem się na nogi, podchodząc do przyjaciół. Luna była blada, a jej pierść coraz wolniej i rzadziej się unosiła.
- Kochanie, wytrzymaj.
- Will...
- Wytrzymaj - poprosił Will, zwracając się do nas - Dajcie stelę.
- Will...
- Dajcie tą pieprzoną stelę!
- Masz.. - szepnął Alec, niepewnie podając przedmiot Blackwood'owi. Brunet nakreślił chyba trzy
Runy ukochanej, której powieki najwyraźniej robiły się coraz cięższe.
- Zimno mi.. - poskarżyła się. Jej głos był senny i ochrypły.
- Nie! Nie, Luna, nie zamykaj oczu. Luna!
Podniosłem wzrok na rodzeństwo. Isabelle hamowała płacz, przez co jej twarz wypełnił grymas, a Alec tylko pokręcił głową, spuszczając wzrok.
- Luna - szepnął Will, gładząc jej policzek. Spojrzała w górę, roniąc jedną łzę.
- Kelly.. To ona..
I zamarła. Pozostawiła rozchylone usta, przed chwilą wykrzywione w delikatnym uśmiechu. Krzyk, jaki wydał z siebie po tym Will, był czymś nie do opisania. Wszystko potem działo się jak w zwolnionym tempie. Isabelle ostatkiem sił przed wybuchem płaczu zamknęła oczy blondynce, kiedy Alec złączył na piersi jej drobne dłonie.
W tle rozbrzmiewała tylko muzyka nic nieświadomych Przyziemnych i stłumiony, odległy śmiech, który mógł należeć tylko do demona.
Wszyscy się odnajdziecie, przy boku pokonanego.
Przepraszam że tak długo nie dodawałam i że rozdział jest mało satysfakcjonujący, ale postaram się to zmienić. I jeśli ktoś jeszcze raz pomyśli, że was zostawiam, to będę celowo dodawała z dłużyszmi przerwami XD :'))
Jeśli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jeju :O Rozdzial boski, a koncowka mnie rozwalila i zdolowala..Jak moglas zabic Lune ?! Biedny Will ;___; Mam nadzieje ze Clary w koncu bedzie normalna..
OdpowiedzUsuńDuuzo weny zycze i czekam na kolejny rozdzial ;)
WRÓCIŁAŚ!!
OdpowiedzUsuńW końcu! Tak bardzo za tobą tęskniliśmy! Rozdział jest cudowny, ale nie zostawiaj nas więcej na tak długo, bo straasznie tęsknimy!
Duuuużo weny! Czekamy na next!!
O nie Luna nie żyje biedny Will :'( Rozdział boski świetnie że już wróciłaś do nas :-D
OdpowiedzUsuńAVE ATQUE VALE LUNA WAYLAND!;'(
OdpowiedzUsuńRozdział meega! Ale możesz coś zrobić, żeby Luna jednak ożyła coo? PLISS!
DUUŻO WENY i nie znikaj więcej na tyle!
AVE ATQUE VALE Luna Wayland !!! Aż łezka mi się zakręciła w oku :'((( Czemu LUNA ?! Jedna z moich ulubionych postaci ! Rozdział N I E Z I E M S K I <3<3<3
OdpowiedzUsuńJeej ! Nareszcie ♡ Rozdział wspaniały. Jejuu chce żeby Clary pobyła troche zła ale nie żeby zabijała przyjaciół :D Luna. Biedna :(( A Jace ? Zawiodłam się na nim :( czekam na nn:*
OdpowiedzUsuń/Paulaaa
Jej już do nas wrocilas i to z genialnym rozdziałem, bardzo zaskakującym i zarazem strasznie smutnym. Camille to już mam naprawdę.. DOŚĆ, nienawidzę jej poprostu xD Ale Luna... DLACZEGO!!!! :'( jedna z moich ulubionych postaci. Co teraz zrobi biedny Will, tak mi go szkoda :( co sobie myślał Jace, naprawdę nie wiem :/ a Clary...dam dam daaaam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Tess-Zuzia
Oj jest w końcu rozdział warto było tyle czekać. Świetny rozdział. Jonathan taki wredny. Clary taka skrzywdzona i inna. Jace jak on mógł. Luna taka odwarzna. <3 <3 Życze weny i czekam na nexta
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny, Camille ma się trzymać z dala od Jace. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńBiedna Luna :(((
OdpowiedzUsuńRozdzial bieziemski czekam na next ;*
Rozdział świetny !! Jeju chcę żeby Clary wróciła i żeby Luna żyła :P I nie jak wytrzymam do następnego rozdziału :) WENY !
OdpowiedzUsuńNie nie nie! Nie możesz nam tego zrobić! Clary ma wrócić i wskrzesić Lune! Nie przeżyje tego! Musisz to odkrecic! Mam nadzieje ze szybko dodasz nexta! :*
OdpowiedzUsuńAve atque vale, Luna Wayland... :'( Weź jej nie uśmiercaj!!! Lubiłam ją, była fajna. Jak przeczytałam ten rozdział dostałam drgawek z szoku i smutku. Wiem że nie żyje... ale może wykombinujesz jakiś magiczny sposób? Bo ja prawie się popłakałam :'( Jace, nie wybaczę ci!!!!!!!!! NIENAWIDZĘ CIĘ!!! GNIEWAM SIĘ ZA PRAWDZIWĄ CLARY, W JEJ IMIENIU!!! A TA WREDOTA (bez obrazy oczywiście, bo MC jest genialne) CAMILLE NIECH [cenzura XD] Z ICH ŻYCIA!!! A Clary... Niech zmieni się w siebie i nie zabije więcej osób. Chyba że Camille xD Dodaj dziś next, proszę!!!
OdpowiedzUsuńWera
AVE ATQUE VALE, Luna Wayland...! ;'((
OdpowiedzUsuńRozdział nieziemski!!! Brak mi słów. Musisz dodać NEXT jeszcze dziś i to koniecznie!!!
Będzie mi brakowało Luny, no chyba, że nas czymś zaskoczysz. ;-)
Mogłabyś sprawić aby Clary znów była sobą? Tak mi brakuje tu CLACE!!! ♥♥♥!!!
O i Camille ma trzymać swoje łapska z dala od Jace'ego!!!!!! Zgadzam się w stu procentach z opinia Wera Ala ^. Ona ma się *********** z ich życia!!!!!!! Nie obraź się ale jej nie znoszę. ;( Jakoś tak wyszło.); Błagam cię o powrót normalnej Clary, pozdrawiam i weny raz dawaj mi tu szybko NEXT!!!!!
PS. Zapraszam do mnie na bloga. Również o DA.
http://the-mortal-instruments-another-story.blogspot.com/
Tak długo wyczekiwany nareszcie
OdpowiedzUsuńCudowny ale Luna ma żyć musisz to odkręcić i to szybko
Dodaj dzisiaj next bo umrę
Życzę dużo weny
po pierwsze mega sie ciesze ze w koncu do nas wrociłas!!! bardzo teskniłam! rozdział nic dodac nic ująć ale błagam niech Clary bedzie jeszcze taka przez max 2 rozdziały bo inaczej mi psychika siądze! XDDD Pozdrawiam gorąco, weny zycze i czekam na szybkiego nexta!!! :** /Bunia
OdpowiedzUsuńNareszcie! :D
OdpowiedzUsuńJa chce normalnom clary
Rozdział obłędny!!!!! Z niecierpliwością czekam na nexta. Życzę duuuużo weny. ;)
OdpowiedzUsuńHura!!!! Jest nowy rozdział!!!!! Jak ja się cieszę!!! I smucę jednocześnie :'( Lubiłam Lunę, a teraz nie żyje. Foch! Ale i tak kocham to opowiadanie <3 I czekam na nexta
OdpowiedzUsuńTysja
Dodaj dziś NEXT plis
OdpowiedzUsuńRozdział piękny, jak zawsze zresztą. Mam jedno pytanie: Czemu usunęłaś Team Good?
OdpowiedzUsuńZ radością informuję, że zostałaś nominowana do LBA !
OdpowiedzUsuńWięcej: http://daryaniolanefilim.blogspot.fi/2015/03/liebster-award.html
Podpisuje się pod pytaniem Jane Herondale, dlaczego usunęłaś Team Good?? :/
OdpowiedzUsuńTess-Zuzia
Zostałaś nominowana do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńWięcej tu:
http://obozksiezycowy.blogspot.com/
Nie! Nienienienienie! Jak mogłaś ją zabić! Rozdział boski ale zbyt bolesny jak dla mnie dlczego Luna!?
OdpowiedzUsuń