Veronice - bo po prostu jesteś :*
Clary
21 marca
Poczułam jak dłonie Isabelle potrząsają moim ramieniem.
- Clary! Cholera, obudź się.
Otworzyłam zaciśnięte powieki, natykając się na twarz dziewczyny.
- Miałaś zły sen. Miotałaś się jak opętana.
Przekręciłam się na plecy, zasłaniając twarz ramieniem.
- Daj mi po prostu spać..
- O nie! Przekroczyłaś całe piętnaście minut! Teraz się podniesiesz i pójdziesz wziąć prysznic i za dziesięć minut widzę cię z powrotem.
- Coo - jęknęłam, ale uderzyła mnie poduszką, przez co pisnęłam - Okay, okay. Już idę - mruknęłam, niechętnie podnosząc się z łóżka. Odruchowo podała mi szlafrok i ręcznik, uśmiechając się z triumfem.
- Pamiętaj, dziesięć minut!
Jace
- Stary, obudź się - jęknął po raz szósty Alec, starając się mnie ściągnąć z łóżka.
- Serio? Dlaczego?
- Bo zostało tylko sześć godzin i czterdzieści minut, abyś zdążył się wypindrzyć przed lustrem - prychnął, gwałtownie ściągając ze mnie kołdrę.
- EJ!
- Rusz tyłek, Herondale.
Clary
- Auć!
- No nie wierć się - skarciła mnie, rozczesując moje wysuszone i skołtunione włosy - Część zaczeszemy na bok, część puścimy po plecach. Przy uchu uwolnimy kilka kosmyków - wyjaśniła, przedstawiając plan swojej wizji, nawijając włosy na palce.
Nie marnowała czasu. Leniwie nawijała kilka pasem loków na wałki, część po prostu rozczesywała. Rozluźniłam się nieco, przymykając oczy.
Zaczęłam zastanawiać się nad wszystkim. Jeszcze niedawno dopiero co przybyłam do Instytutu. Jace wydawał się być zadufanym w sobie żywym posągiem Adonisa. Spalenie rezydencji, śmierć Dorothei. wieść o moim bracie i prawda o moim ojcu.
Tak, jakby wszystko się wydarzyło wczoraj.
Zacisnęłam palce na kolanach, na myśl o noszonym przeze mnie ciężarze. Jak bardzo zaważał on o tym, czy Jace nie odwróci się ode mnie.
- Wszystko w porządku?
Spojrzałam na Isabelle w lustrze, uśmiechając się lekko.
- Jasne.
- Nie myśl o tym. Wszystko będzie dobrze.
Zastanawiałam się, jaką ona miała pewność, tego co powiedziała.
Zamknęłam znowu oczy, oddając się masażowi jej dłoni.
***
- Jeszcze trochę - wystawiła język, wykonując jednorazowe pociągnięcie pędzlem po policzku - I gotowe.
Spojrzałam na swoje odbicie - włosy miałam uczesane tak, jak opisywała Izzy - część swobodnie opadała na plecy, część na jedno ramię, a kilka niesfornych kosmyków powiewało swobodnie przy uchu. Na tyle czaszki miałam wczepiony złoty kwiat, podtrzymujący całą fryzurę.
Makijaż także wypadł jej doskonale - delikatne kreski wokół oczu, szare cienie i ledwie widoczny róż, kontrastowały się perfekcyjnie z mlecznobiałą cerą.
- Została ostatnia rzecz - pisnęła, podbiegając go szafy, aby wyciągnąć biały futerał - Sukienka!
Przewróciłam oczami, uśmiechając się szeroko. Zerknęłam na zegar - 14.57. Jak to możliwe, że spędziłyśmy tak dużo czasu na szykowaniu się? Co prawda Isabelle również zdążyła ze swoim makijażem i fryzurą. To pewnie dlatego.
- Jeszcze nie widziałam twojej - żachnęłam się, obracając się na kręconym krześle.
- Najpierw zajmijmy się tobą - uniosła brew, rozsuwając suwak. Moim oczom ukazała się złota sukienka, która od pierwszego wejrzenia zaparła mi dech w piersiach dwa dni temu.
- Będziesz najśliczniejszą panną młodą w historii Nephilim - klasnęła w dłonie, kiedy podniosłam się na nogi.
- Ty zapewne najśliczniejszą druhną w histori Nephilim - zaśmiałam się, biorąc od niej kreację - Okay, pięć minut na przebranie?
- O nie - pokręciła głową - Jeszcze gorset.
Cholera jasna.
Jace
- To jest okropne - mruknąłem, kiedy kończyłem zapinać złote spinki od mankietów.
- Przeżyjesz - westchnął ojciec.
Rodzice przybyli do Instytutu niecałe pół godziny temu. Zostało dokładnie trzydzieści pięć minut.
- Gdzie mama?
- Poszła pomóc Isabelle.
Uśmiechnąłem się lekko, poprawiając złotawą marynarkę. Włosy zostawiłem lekko rozczochrane, takie, jakie uwielbiała Clary.
Dlaczego to cholerne serce musi tak niesamowicie bić?
- Ach, byłbym zapomniał - uśmiechnął się ojciec, podchodząc do mnie do lustra. W odbiciu dostrzegłem, jak wyjmuje zza swojej marynarki stelę ze złotym kamieniem. Uniosłem brew, w momencie kiedy ojciec zaczął tłumaczyć.
- Tą stelą oznaczyliśmy siebie z twoją matką.
Wziąłem ją od niego, uśmiechając się wdzięcznie.
- Dziękuję.
Poklepał mnie po ramieniu, oddychając głęboko.
- Dlaczego ja właściwie tak się stresuje?
- Bo twój siedemnastoletni syn bierze ślub? - zaśmiałem się, chowając stelę za marynarkę.
- Twoja matka wyszła za mnie, kiedy miałem tyle lat co ty - pokręcił głową - To chyba raczej fakt, że ty w ogóle zdecydowałeś się na ten krok. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo się cieszę.
Przytuliłem go do siebie, klepiąc po plecach.
- Ja też, tato.
Clary
- Wyglądasz cudownie! - pisnęły na raz Isabelle i pani Herondale.
- Och, na Anioła! Zupełnie jak Jocelyn!
Zarumieniłam się lekko, gładząc materiał sukienki.
- Lekki stresik? - zachichotała Izzy, wyciągając coś z komody - I słusznie.
Zmarszczyłam brwi, kiedy machnęła czymś białym przed moimi oczami.
- Czy to..
- Podwiązka!
Przewróciłam oczami, biorąc do ręki cieniutki jak pajęczyna materiał.
- Isabelle... Śledziłaś tradycje Przyziemnych?
- Sądzisz, że Jace będzie narzekał, kiedy to zobaczy? - uniosła brew, a Celiene parsknęła śmiechem. Ponownie się zarumieniłam.
- To naprawdę konieczne... - pisnęłam, bo brunetka zanurkowała pod moją sukienką, jednym ruchem zakładając ozdobę na moją nogę, zaciągając ją wysoko na udo.
- Gotowe - skwitowała, otrzepując teatralnie dłonie - Zostało dwadzieścia minut, kochana!
Wzięłam kilka głębokich oddechów, kiedy poczułam lekki skurcz brzucha.
O nie. Nie, nie nie. Nie teraz,
- Okay, idę się przebrać - zaświergotała, machając palcami - widzimy się za trzy minuty.
Zamknęła za sobą drzwi od łazienki, zostawiając nas same. Zaczęłam nerwowo wyginać palce, kiedy Celiene wzięła głęboki wdech.
- Mam coś dla ciebie.
Spojrzałam na nią, kiedy wyjęła z torebki stelę, ze srebrnym kamieniem.
- Tą stelą, twoja matka oznaczyła twojego ojca. Kiedy dowiedziała się, że.. Że osobiście nigdy nie będzie w stanie ci tego dać, przekazała go mnie, abym podarowała ci go w dniu ślubu.
Wzięłam od niej stelę, wpatrując się w szklane oczy kobiety.
- Byłaby z ciebie tak bardzo dumna.
- Mam taką nadzieję - westchnęłam, przyciągając ją do uścisku.
- Tak bardzo się cieszę, że to ciebie Jace odnalazł na swojej drodze życia.
Schowałam twarz w jej szyi, uśmiechając się lekko.
- Ja również.
- Gotowi?!
Stałam przed wejściem prowadzącym do oranżerii. Byłam w stanie wyczuć rytm swojego serca, które czułam w gardle.
- Kiedy zacznie grać muzyka, ruszysz razem z Valentinem - powiedziała Celiene, poprawiając mi złoty kwiat we włosach - Gotowa?
Kiwnęłam lekko głową , czując jak tracę oddech.
- W porządku. Val, proszę, dopilnuj aby się nie przewróciła - jęknęła Isabelle, ciągnąc za łokieć panią Herondale.
- Masz moje słowo, Izzy - uśmiechnął się do niej, kiedy były już za drzwiami.
Raz.
Dwa.
Trzy.
Raz.
Dwa.
- Gotowa?
- Tak - wyszeptałam, a do moich uszu dobiegła cicha muzyka fortepianu. Chwyciłam ramię ojca, zaciskając palce na materiale jego marynarki.
- Jeśli zawiedziesz Isabelle...
- Nigdy nie pozwolę ci upaść - obiecał, gładząc moje kostki - Przenigdy.
Ponowny wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
- Okay. Ruszajmy.
I ruszyliśmy. Równym krokiem. Prawa. Lewa. Prawa. Lewa.
Raz.
Dwa.
Raz.
Dwa.
Wkroczyliśmy do oranżerii. Uderzyłam w cudowny zapach róż i porannej rosy. Czerwone kwiaty były obsypane złotym pyłem, który zdobił również wydeptaną dla mnie ścieżkę. Po obu stronach, ustawione były rzędy ławek. Po prawej siedzieli Sophie, Magnus, Tom, Will i kilkudziesięciu zupełnie obcych mi Łowców.
Po lewej, rodzice Jace'a, Isabelle, Simon, Alec, Camille i kolejne dziesiątki obcych Nephilim.
Raz.
Dwa.
Raz.
Dwa.
Zerknęłam na ojca, który uporczywie wpatrywał się w przestrzeń. Zacisnęłam mocniej palce, czując jak łapie mnie delikatny ból brzucha a serce wykonuje salto.
I nagle wszystko wróciło do normy. Bo podnosząc wzrok, dostrzegłam mojego Anioła, który ze schowanymi skrzydłami stał przy boku Jii, czekając na mnie.
Jace
Miałem wrażenie, że ku mnie zmierza Anioł. Złoto oblewało jej ciało, a rude włosy kontrastowały się z bladą cerą.
Uśmiechnęła się lekko, a ja powstrzymywałem się, aby nie rzucić się w jej kierunku.
Nie wyglądała jak każda młoda Łowczyni, która zmierza do swojego ukochanego, który z kolei czekał, aż stanie się cała jego. Nie była taka jak wszystkie.
Była inna. Dzielna. O walecznym sercu. Z pozoru można by wziąć ją za tak bardzo niewinną i bojaźliwą. Jednak kiedy coś tego wymagało, stawała się jeszcze odważniejsza niż ja. Delikatne dłonie artystki, stawały się dłońmi wojowniczki. Właśnie taka była. A ja jedyne co mogłem zrobić, to kochać ją i bronić, nawet jeśli wymagałoby to spalenia całego świata.
Wyciągnąłem do niej dłoń, kiedy Valentine podał mi jej. Ująłem jej ciepłe i lekko drżące palce, przyciągając do swojego boku. Ponownie się uśmiechnęła, przygryzając lekko wargę.
Ze splecionymi palcami, stanęliśmy przodem do Jii, w momencie kiedy fortepian ucichł.
Clary
Trzymałam zawzięcie jego dłoń, kiedy Jia uśmiechnęła się lekko.
- Od zarania dziejów, miłość uważano za potęgę. To dla niej dokonywano wielkich czynów i poświęceń, które wychwalane były pieśniami. Czyniła nas silniejszymi. Wprowadzała światło, odgarniając ciemność, jaką wprowadzały Demony - uśmiechnęłam się lekko, pewna że Jace robi to samo - Czyniła niezwyciężonymi. Łączyła ludzi, którzy razem u swego boku zmieniali świat, który powierzył nam Razjel. Z jego właśnie inicjatywy, stoją tu Jace Herondale i Clarissa Morgenstern.
Kiwnęła głową na znak, abyśmy stanęli przodem do siebie. Spojrzałam w złote oczy mojego ukochanego.
- Powtarzajcie - uśmiechnęła się, obwiązując nasze splecione dłonie złotą szatą.
- Ja, Jace Herondale.
- Ja Jace Herondale.
- Biorę ciebie, Clarisso Morgestern.
- Biorę ciebie, Clarisso Morgenstern.
- Za żonę i przyrzekam.
Uśmiechnął się zadziornie, wprawiając moje serce w oszalały rytm.
- Za żonę i przyrzekam. Chronić cię i wielbić. Kochać i szanować. Pozostać przy tobie w zdrowiu i chorobie. W euforii i żałobie. Pozostać przy tobie, tak długo, jak oboje będziemy żyć. Niech moje serce stanie się dla ciebie wieczną przystanią, a moje ramiona niech będą dla ciebie skrzydłami Razjela.
Uśmiechnęłam się lekko, czując jak zaczynają piec mnie oczy.
- Ja Clarissa Morgenstern, biorę ciebie Jace'a Herondale za męża i przyrzekam. Wierzyć w ciebie. Kochać i szanować. Wielbić i oddawać cześć. Stać u twego boku, ramię w ramię. W dostatku. W biedzie. W zdrowiu. I w chorobie. Tak długo, jak oboje będziemy żyć - odpięłam jego marynarkę i koszulę, odsłaniając dwa potrzebne miejsca na jego miękkiej skórze - Niech moje serce stanie się twoim talizmanem, dłonie kotwicą a dusza słońcem, które uchroni cię od ciemności.
- Niech ta runa - dotknął złotym kamieniem mojego ramienia.
- Będzie ci mówić - szepnęłam, rysując runę miłości na piersi.
- Że stałem się twój - lekkie pieczenie, było wręcz przyjemne.
- Na zawsze - wyszeptałam, odrywając dłoń. Dwa Znaki przybrały odcień brudnego złota, idealnie odznaczającego się na jego skórze.
- Niech Razjel błogosławi wasze przysięgi. Runy poświęci. A was - dotknęła złączonych dłoni, zabierając złoty materiał - Połączy na wieki.
Poczułam na policzkach gorące łzy. Spojrzałam na Jace'a - on po prostu się uśmiechał.
Nie mogąc już dłużej się powstrzymywać, stanęłam na palcach, obejmując dłonią jego szyję. On wyszedł mi na spotkanie, schylając się delikatnie, aby połączyć nasze usta. Euforia wypełniła moje serce a krew zadudniła w uszach, zagłuszając gwizdy, oklaski i krzyki wszystkich zebranych. Był tylko Jace. Czułam jego gładki język na swoim, delikatny zapach róż, palący dotyk jego dłoni na swoim nadgarstku. Poczułam jak się uśmiecha, po czym oderwał się, abyśmy mogli złapać oddech.
Oparłam swoje czoło o jego, przyciskając do niego resztę swojego ciała.
- Kocham cię - wyszeptałam, kiedy oplótł mnie ramionami wokół talii i uniósł lekko do góry.
- Ja panią także, pani Herondale.
Jeśli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad.
Extra rozdział ! ;). Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :). Pozdrowionka ;)
OdpowiedzUsuńAaa pierwsza boski rozdział a przysięgą naprawdę udana szkoda tylko że ceremonii nie prowadził Cichy Brat i że nie pokazalas jak Jace rysuje runy Clary bo zawsze mnie to ciekawilo :-D
OdpowiedzUsuńMEGA tylko tyle powiem bo jak bym chciała więcej to tu byłoby opowiadanie XD
OdpowiedzUsuńPiękne! Kocham takie momenty, dla nich warto żyć!
OdpowiedzUsuńCudne :-*
OdpowiedzUsuńTo było piękne! Ah uwielbiam ten rozdział. Już czekam na wesele i wydarzenia po nim.
OdpowiedzUsuńDużo weny i czasu na pisanie! ;-)
Aaaaaaa dziękuje za dedyka <3 Rozdział BOSKI <333333 NIEZIEMSKI <3 PIĘKNY <3 CLACE XD <3 Z niecierpliwością czekam na Nexta
OdpowiedzUsuńMatko... Współczuję ludziom, którzy...
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
...nigdy nie przeczytają twojego bloga XD. AAAAAAAAAAA... Piękne <3 <3 <3 <3 <3 CLACE <3 Cudownie piszesz, ja nigdy ci nie dorównam <3 Co tu dużo mówić??? Boska przysięga, rozdział też oczywiście, ale tylko mała uwaga - gdy Jace rozmawiał z ojcem mówili, że Jace wychodzi za mąż. Nie powinno być "żeni się"? Bo to kobiety wychodzą za mąż =P
Ale to tylko jedna uwaga. Bo to wszystko było naprawdę cudowne, boskie, piękne - UWIELBIAM ;D
Wera ;*
PS. Zrobisz to dla mnie i dodasz dziś next??? Albo lepiej dwa??? =D
NIESAMOWITE <3 Postaram się w końcu napisać jakiś ambitny komentarz. Zasługujesz na to. Nie doszukiwałam się żadnych literówek. Zapis-poprawny, dobrze się czyta. Kocham twój styl pisania, jest podobny do stylu Tahereh Mafi. Miałam okropne szczęście, że znalazłam twojego bloga. Treść jest ciekawa i wciągająca. Duża ilość Clace <3 <3 <3 Większość FF o DA to jakieś ałtoreczkowate pseudoliterackie gnioty. Nie mam żadnych zastrzeżeń, nie ma co juz słodzić ;) ŻYCZĘ CI MILONÓW WYŚWIETLEŃ I JAK NAJWIĘCEJ WYŚWIETLEŃ! (ten komentarz jest wyjątkowo nieskładny XDD) Wierna Fanka Twojego Bloga :)
OdpowiedzUsuńI JAK NAJWIĘCEJ WENY*
UsuńSzkoda ze nie moglas widziec mojego tanca podniety uchh genialny opis ślubu
OdpowiedzUsuńGenialne *-*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Ślub piękny. Czekam co będzie dalej i ja Jace zareaguje na nowiny od Clary. Proszę dodaj szybko next.
OdpowiedzUsuńSweet *o* po prostu piękne <3
OdpowiedzUsuń