sobota, 28 marca 2015

26. To ty masz wszystko, czego nie ma ona.


Clary





Siedziałam z Jace'm w bibliotece, trzy dni po naszym powrocie. Siedział po turecku, opierając się o kanapę, ze mnę między jego nogami, oplatającą swoimi własnymi jego talię.

- Leah?

Zmarszczyłam nos, wywołując u niego śmiech.

- Kochanie, zgodziłem się na tą głupią zabawę, a kiedy zaświecę już jakimś pomysłem, ty tego nie doceniasz.

Nachyliłam się ku niemu, stykając ze sobą nasze brody.

- Szukanie dobrego imienia to żadna zabawa.

- Poza tym, zapomniałaś że mamy jeszcze z jakieś sześć lub siedem miesięcy?

Przewróciłam oczami, prostując się.

- Właśnie. Byłaś u.. lekarza?

- Dopiero zamierzałam - pokręciłam głową, a włosy opadły mi na twarz. Jace odgarnął je za ucho, uśmiechając się uroczo.

- I myślałam o tym.. Żeby zabrać Isabelle.

- Och?

- Wiesz.. To jej pierwszej powiedziałam.

Zmarszczył brwi, zatrzymując raptownie jakiekolwiek ruchy, przez co zastygł z dłońmi na moich kolanach.

- A to czemu?

- Bałam się twojej reakcji. I chyba słusznie - mruknęłam, spuszczając wzrok.

Cholera, zaraz zacznie się kłótnia, której ja naprawdę nie chcę.

Ale blondyn tylko kontynuował spacer dłoni po moich odkrytych nogach, pozostawiając ślady gęsiej skórki.

- Co ci powiedziała?

Przygryzłam wargę, nerwowo bawiąc się kosmykami swoich włosów.

- Clary? - zapytał niecierpliwie, a ja wzięłam głęboki wdech.

- Żebym się nie bała. Bo za bardzo mnie kochasz, żeby zostawić mnie z tego powodu.

Zerknęłam na niego. tylko po to, żeby dostrzec w jego oczach troskę, ulgę i zadowolenie. Chwycił ostrożnie jedną z moich dłoni i przykładając ją sobie do ust, pocałował mnie w kostki.

- I to się nigdy nie zmieni - zapewnił, na co potrafiłam się tylko uśmiechnąć.







***





- I jak zareagował?

Szłyśmy zatłoczoną, nowojorską ulicą, kiedy Isabelle postanowiła zrobić mi przesłuchanie.
Przewróciłam oczami, obejmując się ramionami.

- Cóż, na początku... Był zły. Okay, wściekły - mruknęłam, na co ona wytrzeszczyła oczy - Pokłóciliśmy się, on wyszedł chyba na całą noc. Kiedy wrócił... Kazał mi się pakować i oświadczył, że wracamy do Nowego Jorku. Kiedy skończyłam się pakować, przyszedł do sypialni i mnie przeprosił. Cóż, chyba to zaakceptował.

- Po prostu jest przerażony - wyjaśniła, biorąc mnie pod rękę - Niedawno stałaś się cała jego. Ta, którą tak bardzo kocha. A teraz ty dasz mu małego jego albo małą ciebie, która jest tylko skutkiem tego, jak bardzo cię kocha - uśmiechnęłam się na plątaninę jej słów. Ale ta plątanina, poprawiła mój stan jak nic innego.

Zatrzymałyśmy się nagle przed przyulicznym domem. Na tarasie stał stary, bujany fotel, stolik i kilka parasoli opartych o ścianę.

- Co tu robimy?

- Sadziłaś, że dam ci iść do byle jakiego, Przyziemnego lekarza?

Moje brwi wystrzeliły do góry, chyba niemal stykając się z linią włosów.

- C-co? Zaraz, Izzy...

- Adele Green specjalizuje się w tej całej.. Ginekologii? Studiowała z Przyziemnymi. A ten dom - mówiąc, wskazała na budynek - To schron dla Łowców, którzy chcą żyć jak zwykli ludzie.

- Och. Rozumiem - zerknęłam na nią. Uśmiechnęła się lekko ,trącając mnie w ramię.

- Idziemy, Herondale.

Zaśmiałam się cicho, analizując brzmienie swojego nowego nazwiska. Ostatecznie dałam się jej zaciągnąć do środka.




- Dom pani Adele jest na trzecim piętrze - wyjaśniła, kiedy pokonywałyśmy drewniane schody.

Dom składał się z ośmiu mieszkań, po dwa na każdym piętrze. Z trudem dotarłam na trzecie, gdzie na jednych drzwiach wisiała tabliczka "A. Green".
Isabelle zapukała kilka razy i w ciągu dwóch minut otworzyła nam kobieta. Była zaskakująco młoda. Może z dwadzieścia lat. Miała krótkie blond włosy obcięte na pazia, złotawą cerę i dziwnie jasne oczy, niemal białe.

- My do doktor Green.

Dziewczyna kiwnęła głową, zapraszając nas do środka. Och, czyli to nie była ta kobieta. Ruszyłyśmy za nią, kiedy zamknęła za nami drzwi, wpadając z nią do pokoju, odgrodzonego starymi, drewnianymi drzwiami.

- Pani Green?

Kobieta może w wieku Maryse podniosła wzrok znad książki. Miała łagodne rysy twarzy, złote oczy i ciemnobrązowe włosy. Uśmiechnęła się lekko, prostując się.

- Tak, Amando?

- Te panie chciały się z panią widzieć - wyjaśniła, wskazując na nas. Isabelle podniosła dłoń i ukazała jej wierz, gdzie widniała świeża Runa Gracji.

Doktor Green kiwnęła głową, dając znak swojej asystentce aby opuściła pokój. Kiedy zostałyśmy we trzy, posłała nam ciepły uśmiech.

- W czym mogę wam pomóc?

- Cóż... - zaczęła Isabelle, ale przerwałam jej.

- Przyszłam z prośbą o badanie USG.

Kobieta zmrużyła oczy, a jej usta powoli zaczęły się rozchylać.

- Na Anioła... Clarissa Morgenstern?

Zdziwiona kiwnęłam głową, wysilając się na uśmiech.

- Cóż, w zasadzie.. Teraz Herondale.

- Och.. Wybacz. Clary Jocelyn i Valentine'a! - klasnęła w dłonie, robiąc kilka kroków w moją stronę - Ostatni raz widziałam cię na badaniu przy szóstym miesiącu ciąży twojej matki!

- W takim razie, jak ją pani poznała? - spytała zdezorientowana Isabelle, drapiąc się w tył głowy.

- Doskonale pamiętam Jocelyn z młodzieńczych lat. A Clarissa - wskazała na mnie - Jest jej doskonałą kopią. Jeszcze nikogo podobnego do niej nie widziałam. Dlatego - uśmiechnęła się, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Przyjaźniła się pani z moją mamą?

- Nie bez powodu dała ci na drugie imię Adele - zaśmiała się lekarka, a ja dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Rzeczywiście! - W porządku. Czyli.. Badanie USG?

Kiwnęłam głową, nagle lekko zakłopotana.

- Młoda matka? - je uśmiech się poszerzył. Kiwnęłam ponownie głową, czując jak rumieniec oblewa moją twarz.

- W porządku. Zdejmij płaszcz i wejdź do tego pokoju obok - wskazała na sąsiednie drzwi.

- Jasne - westchnęłam, kiedy Isabelle pomogła mi zdjąć płaszcz. Posłała mi pocieszające spojrzenie,   a ja mogłam tylko uśmiechnąć się lekko, ruszając za doktor Green.







- Podejrzewasz, który to może być tydzień? - spytała, kiedy leżałam już na lekarskim łóżku, z bluzką podwiniętą do piersi, z brzuchem umazanym zimną mazią.

- Nie - przyznałam, kiedy przytknęła do mojego brzucha specjalną kulkę i zaczęła nią wędrować po dolnej części brzucha. Oddychałam głęboko, wędrując wzrokiem po belkach sufitu.

- Ja natomiast podejrzewam, że coś około szóstego.

Spojrzałam na nią,  a ona wskazała na monitor. Stłumiłam pisk, kiedy spostrzegłam na ekranie malutki punkt, przypominający fasolkę. Był taki mały, uroczy.. I był tam we mnie. Uśmiechnęłam się lekko, na co pani Green odpowiedziała tym samym.

- Wydrukuje ci to zdjęcie - powiedziała, zabierając ode mnie kulkę i podając papierowe ręczniki. Wytarłam się, wrzucając wszytko do kosza obok.

- Musisz bardzo uważać - poleciła, kiedy spod monitora zaczął się wysuwać skrawek papieru - Ciąża Nephilim jej mniej odporna na urazy. Musisz o siebie dbać. Żadnych walk. Żadnych treningów. Możesz jeszcze trochę się rozciągać, ale od trzeciego miesiąca i to powinnaś odstawić.

Podała mi wydruk, na którym ponownie zobaczyłam swoją małą fasolkę. Dotknęłam jej konturów palcem, uśmiechając się.

- Jeśli chodzi o dietę, Maryse powinna się tym zająć.

O cholera. Tylko że oprócz Isabelle i Jace'a, nikt nic nie wie.

- Za miesiąc możesz wpaść na kontrolną wizytę.

- Dziękuję - odparłam, podnosząc się z miejsca. Ciągle patrzyłam na zdjęcie, ciągle się uśmiechając.




***





- No? Pokaż! - pisnęła Isabelle, kiedy wyszłyśmy z mieszkania doktor Adele. Pokazałam jej wydruk, a ona ponownie pisnęła.

- O matko, jest taki malutki-o mój Boże! - podskoczyła kilka razy w miejscu.

- Taa. Szósty tydzień.

- Czyli prawie drugi miesiąc! O mój Boże! - klasnęła w dłonie, oddając mi zdjęcie.

- Zastanawiam się, jak to powiedzieć innym - mruknęłam i mimo że wypełniała mnie euforia, to pytanie wyszło na sam przód.

- Tym będziemy się martwić później - machnęła dłonią - Musimy wrócić do Instytutu. Założę się, że Alec jest nieźle wściekły na Jace'a, który nie potrafi się skupić na treningu.

Parsknęłam śmiechem, zginając wydruk na pół i chowając go do kieszeni płaszcza.







***





- Ale Danny to ładne imię!

- Isabelle, błagam - zaśmiałam się, kiedy szłyśmy po głównych schodach Instytutu - Jeszcze przynajmniej pół roku. Wymyślisz jeszcze kolejne takich "ładnych" imion.

- Ugh. Danny i tak jest najlepsze.

Przewróciłam oczami, w momencie kiedy napotkałyśmy na schodach Camille. Miała na sobie koszulkę, która należała..

Do Toma?

- Och, Clary - na jej twarz wpłynął sztuczny uśmiech, który odwzajemniłam.

- Camille.

Zwróciłam się do Isabelle, biorąc głęboki wdech.

- Spotkamy się później w jadalni?

- Jasne - mruknęła i ruszyła dalej. Przechodząc obok Camille trąciła ją mocno ramieniem, tak że młoda Cullen odskoczyła w bok.
Po chwili stałyśmy same, a ona zrobiła krok w moją stronę.

- Jak było w Wenecji?

Założyłam ręce przed sobą, unosząc brew.

- Pytasz mnie o miesiąc miodowy?

- Nie o szczegóły - prychnęła - Chociaż wątpię, żeby jakiekolwiek były.

Co proszę?

- Słucham?

- Zdołałaś przypilnować Jace'a?

Zmarszczyłam brwi, na co ona parsknęła śmiechem, odrzucając głowę do tyłu.

- Podobno nieźle się pokłóciliście. A miesiąc miodowy chyba nie do tego służy.

- O czym ty bredzisz? - warknęłam, czując że cała się gotuję.

- Obie wiemy, że Jace to chłopak z wymaganiami. Cóż - zakręciła kosmyk włosów na palec - Przynajmniej ja się o tym przekonałam.

Nagle moje serce się zatrzymało.

- Że co?

- Powiedzmy, że kiedy ty doskonale bawiłaś się przy boku Jonathana, naparzając sztyletem każdego kto popadnie, on po prostu nie dał już rady.

Zrobiła kolejny krok w moją stronę, uśmiechając się słodko.

- Nie miej mu tego za złe. Jak już powiedziałam. To chłopak z wymaganiami - syknęła, a ton głosu jakim zaakcentowała słowo "wymaganiami", sprawił że zaczęło mnie mdlić.

Stałam wstrząśnięta, kiedy minęła mnie i ruszyła dalej.
Poczułam, jak ciepło powoli opuszcza moje ciało. Chciało mi się płakać. Zacisnęłam dłonie w pięść, czując jak lekki skurcz przeszedł przez mój brzuch.

Rzuciłam się w stronę sal treningowych. Omal nie potknęłam się o własne nogi, kiedy mijałam każdy zakręt.
Dostrzegłam chłopaków, wychodzących z sali. Jace śmiał się razem z Willem, Alekiem i Tomem. Jakby nigdy nic.

Wzburzona podeszłam do nich, a Jace się odwrócił.

- Hej, kochanie - uśmiechnął się i chciał mnie objąć, ale ja z impetem go od siebie odsunęłam.

- Co było lepsze?! Zabawienie się mną,  czy obserwowanie mojej nieświadomości?! - wrzasnęłam, tak że każdy zadrżał. Tylko Jace przyjrzał mi się ze spokojem, pomieszanym z niezrozumieniem i zdziwieniem.

- O czym ty mówisz?

- To co?! Może opowiemy sobie wszystko?! Fajnie się bawiłeś u boku Camille, kiedy Lilith władała moim ciałem?! Może ta suka zawładnęła twoim, huh?! - krzyknęłam, odpychając go tak, że wpadł na ścianę.

Zerknął na przyjaciół, po czym złapał mój nadgarstek i zaciągnął nas do szatni. Wyrwałam mu się, rzucając rozwścieczone spojrzenie.

- Co ty wyprawiasz?! - syknął.

- To raczej ja powinnam zadać to pytanie! Poradziłeś sobie doskonale, kiedy mną władała Lilith! Proszę, wielki Jace Herondale, jest chłopakiem z wymaganiami - krzyknęłam, rozkładając ręce - Camille je zaspokoiła?! Była dobrą zastępczą, kiedy mnie nie było?!

- Co ty pieprzysz, Clary?! - tym razem to on na mnie krzyknął. Uderzyłam go kilka razy w pierś, wykorzystując przy tym swój cały gniew.

- Jesteś! Takim! Dupkiem! Nienawidzę Cię!

Zrzucił torbę ze swojego ramienia, która upadła na podłogę, po czym chwycił moje nadgarstki. Pchnął mnie na ścianę, dociskając mnie swoim ciałem. Chciałam go odepchnąć, ale był zbyt silny.

- Sądzisz, że mógłbym cię zdradzić? - szepnął z niedowierzeniem i złością.

- Z dziewczyną, która ma wszystko, czego nie mam ja? - syknęłam, bliska łez - Tak.

Nachylił się ku mnie, mocniej zaciskając dłonie wokół moich nadgarstków.

- Nie. To ty masz wszystko, czego nie ma ona. Czego nie miała Kelly. Czego nie ma żadna.

Złączył nasze usta w nieco brutalnym pocałunku, pełnym tęsknoty i desperacji. Uwielbienia. Miłości.

Przechyliłam głowę, chcąc pogłębić to doznanie. Oderwał jedną dłoń od mojego nadgarstka, by móc podrzucić mnie do góry, tak że oplatałam go nogami w pasie. Wolną dłoń plątałam w jego włosy, jęcząc cicho, kiedy otarł się o mnie.

Splątał nasze palce i dalej opierał je o ścianie przy mojej głowie. Uśmiechnęłam się lekko z ustami przy jego ustach, kiedy z gardła wydobył mu się cichy pomruk zadowolenia.
Pomógł mi pozbyć się mojego płaszcza, który wylądował u jego stóp.
Zdecydowałam stanąć na własne nogi, bo wtedy wygodniej było mi sięgnąć po rąbek jego koszulki. Cóż, wszystko potoczyło by się szybko, gdyby nie nagłe otwarcie drzwi, przez które zajrzał Alec.

- Boże, moje oczy!

Oderwałam się od Jace'a, z czerwienią oblewającą moją twarz. Zachichotałam jak ostatnia idiotka, na co Jace też parsknął śmiechem i objął mnie ramieniem wokół szyi, abym mogła schować twarz w jego ramieniu.

Pocałował czubek mojej głowy, kiedy Alec ciągle jęczał.

- Czy wy musicie zaliczyć każde pomieszczenie w tym Instytucie? - mruknął, ale czułam rozbawienie w jego głosie.

Byłam pewna że Jace pokazuje mu środkowy palec, na co jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.








- I okazało się, że ta sama kobieta kiedyś prowadziła ciąże mojej matki.

- Więc mogę jej zaufać i oddać tę sprawę w jej ręce - powiedział, bawiąc się moimi włosami.

Leżeliśmy w sypialni Jace'a, która chyba teraz była naszą wspólną tak na stałe. Chłopak ułożył się na plecach, przyciągając mnie do swojego boku. Z nogą przerzuconą przez jego talię i ramieniem na jego piersi, przycisnęłam policzek do jego torsu, wsłuchując się w spokojne bicie serca.

- Czemu właściwie podejrzewałaś mnie o.. - przerwał, nie chcąc wymawiać tego ponownie.

- Camille złapała mnie na schodach. Po prostu.. Brzmiała tak przekonująco.. Nie wiem, dlaczego jej uwierzyłam.

Pogłaskał moje plecy, a ja jeszcze mocniej się do niego przytuliłam. Pachniał mydłem i po prostu Jace'm, a włosy miał jeszcze wilgotne od niedawnego prysznica.

- Och, mam coś dla ciebie.

Podniosłam się, a on rzucił mi zdezorientowane spojrzenie. Uśmiechnęłam się, podchodząc do szafy. Wyciągnęłam z kieszeni płaszcza zgięte na pół zdjęcie
Wróciłam do łóżka i ponownie kładąc się przy boku chłopaka, podałam ku wydruk. Kiedy położyłam głowę na jego piersi, wyczułam jej serce zaczęło mi bić szybciej.

- Widzisz go? - szepnęłam, spoglądając na niego. Uśmiechał się. On naprawdę się uśmiechał. Podciągnęłam się, by mieć lepszy widok na wynik USG.

- Jak fasolka.

Uśmiechnęłam się, bo sama tak je porównałam.

- Nasza fasolka.

Pocałował mnie w czubek głowy, uśmiechając się delikatnie.

- Nasza fasolka.











Jeśli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad.





12 komentarzy:

  1. Ojej... Jak słodko *o* Po prostu kocham twojego bloga jest nieziemski !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww <3 FASOLKA XD<3 Alec the best "Boże, moje oczy !" HAHAHAHA <3
    Rozdział MEGA BOSKI ! DODAJ SZYBO NEXTA!

    OdpowiedzUsuń
  3. Alec najlepszy!! "Boże moje oczy" hahhaha xd super rozdział!! Kiedy next??

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh.. tak bardzo Grey♥ w zadnym stopniu mi to nie przeszkadza i ciesze sie ze jeszcze raz moge czytac o fasolkach hah coz, pisanie Ci pod kazdym rozdzialem ze jest zarabisty moze Ci sie nudzi no ale co ja moge na to poradzic ze doslownie kazdy rozdzial Ci wychodzi! Czekam czekam na nexta♥ bardzo sie ciesze ze wrocilas do czestego dodawania rozdzialow:) no na koniec klasycznie powiem ze kupie kiedy Twoja ksiazke i ze rozdzial jest mega! Czekam na nexta (mam nadzieje ze bedzie dzisiaj albo jutro) zycze weny i pozdrawiam! / Bunia:*
    PS. Kiedys nas pytalas o ulubiony cytat albo cos, milo by bylo gdybys wrocila do tego i nawiazywala relacje ze swoimi czytelnikami:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty rozdział. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaa fasolki są świetne. Rozdział boski jak zwykle po prostu kocham twojego bloga i czekam z niecierpliwością na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest fajny ale przeginasz z tym Grey'em, kiedyś całość była TWOJEGO autorstwa a teraz to tak jakbyś tylko zmieniła imiona z Christian i Ana na Jace i Clary...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej pasuje mi określenie "fasolka" niż płód czy zarodek :') wszystko jest dalej mojego autorstwa, czasem można znaleźć coś , co można skojarzyć z innym dziełem ( w tym wypadku to jest Grey) ale nie zauważyłam żeby zdarzyło mi się to często. Ale szanuję oczywiście twoje zdanie :) :*

      Usuń
  8. Cudownie że dodajesz tak często rozdziały. I więcej Grey'owych jak można to nazwać scen cudownie piszesz jedne z moich ulubionych rozdziałów są te jak się kłócą albo jak jest pomiędzy nimi bardzo gorąco i więcej takich scen w końcu nie mamy 10 lat żeby ... no wiesz sama nie wiedzieć o co chodzi. Boski rozdział i to o fasolkach cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja pierdziule!!!!! Jaki zajebisty rozdział!!!! *.*
    " nasza fasolka" so sweet <3
    Ale Alec i tak the best!: " Moje oczy! "
    :"D
    A tą sukę to ja sama zabije! Znajde utopie ożywie i i i coś jeszcze zrobię! Nie wiem jeszcze coś ale coś takiego żeby bardzo cierpiała! ( he he ja zła)
    ROZDZIAŁ GENIELNY I NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO!!!!!
    Co z tego że więcej Gre'a?! Dalej jest zajebiście! ^.^
    Ale się nagadałam xD
    ~ wierna fanka ♥ ~

    OdpowiedzUsuń
  10. O matko! ,,Nasza fasolka" aż piszczałam. A kiedy ta Camile się wtrąca cała się gotuję...
    Rozdział cudowny przede wszystkim przez wydarzenia z Adele świetny pomysł.

    OdpowiedzUsuń