sobota, 28 marca 2015

28. Po prostu odejdź.


Clary




- Naprawdę musicie iść? - jęknęłam, kiedy Jace, Alec i Magnus szykowali się do wyjścia. Mieli przedostać się przez portal do Idrysu na zebranie Clave. Ja miałam zostać pod opieką Camille (?!?!?!) i Sophie.

- Wrócimy wieczorem - zapewnił Jace i ujmując moją  twarz obie dłonie, pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się lekko, a kiedy się uśmiechnęłam, przytuliłam również Aleca i Magnusa.

- Uważajcie na siebie - poprosiłam, kiedy Magnus otworzył drzwi.

- Stworzyliśmy z Sophie pole ochronne wokół domku.

Kiwnęłam głową, uśmiechając się lekko.
Nie chodziło o mnie.
Tylko o nich.

- Tak, cóż. do zobaczenia - pomachałam im, kiedy wyszli na zewnątrz. Odmachali, po czym przeszli kilkadziesiąt metrów i dopiero Magnus otworzył portal, przez który się przedostali.

- Zrobimy sobie babskie popołudnie, co wy na to? - uśmiechnęła się Sophie, obejmując nas obie wokół szyi.

- Beze mnie - prychnęła Camille, strzepując jej ramię, po czym szybkim krokiem wróciła na górę. Czarownica spojrzała na mnie, ale ja tylko wzruszyłam ramionami.

- Cóż, we dwójkę też można się świetnie bawić.






- Oliwki? - zdziwiłam się, kiedy dziewczyna posypała nimi warstwę innych warzyw i mięsa.

- Trzeba je do czegoś zużyć - wzruszyła ramionami, uśmiechając się szeroko.

Cóż, nie jestem pewna czy na babskich popołudniach robi się pizzę dla reszty domowników, ale przyjmijmy że od dzisiaj tak.

- Powiem tak - mruknęła, otrzepując ręce - Jeśli przypalę spód..

- Nie zapeszaj - westchnęłam, posypując pizze serem i wstawiając ją do piekarnika - A jeśli już, to wina piekarnika.

- Jak uważasz - uśmiechnęła się, kiedy zamknęłam drzwiczki - Mamy czas, żeby porozmawiać.

Parsknęłam śmiechem, kierując się z nią do saloniku. Usiadłam na jednym z dwóch foteli, krzyżując pod sobą nogi.

- Myśleliście z Jace'm  nad imieniem?

- Tak. Mamy kilka sugestii - uśmiechnęłam się, wyliczając na palcach - Dla dziewczynki chcemy Adele albo Julie. Chłopiec, cóż... David lub Ryan.

- Podoba mi się Julie i Ryan - uśmiechnęła się.

- Czyli wybór jace'a, jeśli chodzi o Julie i mój, jeśli chodzi o Ryan'a.

- Myślałaś nad imieniem.. Luna?

Pokręciłam głową, biorąc głęboki oddech.

- Nie.. Znaczy, nie, że nie myślałam. Po prostu.. To dla mnie zbyt bolesne, nazwać swoje dziecko imieniem przyjaciółki, do śmierci której sama się przyczyniłam.

- To nie była twoja wina - powiedziała, kładąc mi dłoń na dłoni.

- Dla mnie tak - szepnęłam.

- To co - wysiliła się na uśmiech, klaszcząc w dłonie - Przyznaj się. Wolałabyś dziewczynkę czy chłopca?

Uśmiechnęłam się, zakładając kosmyk włosów za ucho.

- Cóż, chyba dziewczynkę. Uczyć ją rysować, czytać, ubierać w sukienki... Widzieć jej bunt - zachichotałyśmy obie, po czym kontynuowałam - Rozmawiać o chłopakach.. Być tym, kogo ja nigdy nie miałam - dodałam, uśmiechając się smutno.

- Będziesz najlepszą mamą w historii - zapewniła, splatając nasze dłonie.

- Chciałabym. Nigd... Och - pisnęłam, chwytając się za brzuch. Sophie wytrzeszczyła oczy, dotykając mojego policzka.

- Clary? Co się dzieje? Clary!

Zamrugałam kilka razy, kiedy ponownie doznałam wrażenia, że coś się we mnie porusza. Spojrzałam na swój brzuch, odsłaniając luźną koszulkę Jace'a.  Niepewnie dotknęłam go palcem.

- Clary...

Lecz po sekundzie obie znieruchomiałyśmy. kiedy jak tylko zabrałam palec, w tym samym miejscu odcisnęła się stópka. Przyłożyłam dłoń do ust.

- O. Mój. Boże! - pisnęła Sophie, dotykając delikatnie mojego brzucha. Ruch się powtórzył pod wierzchem jej dłoni - O matko, to najbardziej urocza rzecz jaką widziałam!

Dostałam histerycznego śmiechu, dokładnie kiedy ze schodów zeskoczyła Camille. Była lekko zdezorientowana, ale kiedy na nas popatrzyła, przewróciła oczami, zakładając ręce przed sobą.

- Wrzeszczycie, jakby ktoś was mordował.

- O matko, niech Jace żałuje że go przy tym nie ma! - Sophie zignorowała młodą Cullen, obejmując dłońmi mój brzuch.

- Trochę to dziwne.. Połowa piątego miesiąca - zdziwiłam się, mimo to nie przestawałam się uśmiechać.

- U Nephilim, ciąża trwa tyle, co u Przyziemnych, ale jej rozwój przebiega szybciej - wyjaśniła czarownica.

- Och - wyszeptałam.

Camille przewróciła oczami, opierając się o drewnianą kolumnę.

- Skoro już tu do was zeszłam, czy nie...

Przerwał jej jednak hałas tłuczonego szkła. Sophie rzuciła się z miejsca, by zasłonić mnie swoim ciałem, kiedy odłamki zaczęły lecieć w naszą stronę.
Przerażona podniosłam wzrok.

Przed nami stał Jonathan, razem z Damonem. Podniosłam się z miejsca, ochraniając brzuch własnymi ramionami.

- Proszę. Przegapiłem oświadczyny. Przegapiłem ślub. I w dodatku ciążę? - pokręcił głową, uśmiechając się złośliwie - Wybacz siostrzyczko. Ale traci się rachubę w więzieniu.

Mina mi zrzedła, ponieważ jego wzrok stał się niemal morderczy. Przełknęłam ślinę, cofając się kilka kroków.

- Czego chcesz, Jonathan?!

- Lilith nie na darmo marnowała na ciebie swoją krew - warknął, wyciągając sztylet. Damon poszedł w jego ślady - Osłabła. W zamian za ciebie, potrzebuje ofiary - syknął, obracając rączkę ostrza w dłoni.
Moje serce bije ekstremalnie szybko a krew zagłusza wszystko wokół. Sophie stanęła przede mną, we władczej pozycji.

- Nie dam ci żadnej z nich skrzywdzić - pstryknęła palcami, tworząc wokół siebie, mnie i Camille barierę ochronną - Wynoś się stąd!

- Nie tak prędko.

- Sophie..!

Czarna mgła mojego brata przebiła się przez jej barierę, zawiązując się wokół szyi czarownicy. Zaczęła kasłać i miotać.

- Zostaw ją! - wrzasnęłam, wplątując palce jednej dłoni we włosy - Błagam, nie rób jej krzywdy!

Brat machnął dłonią, odrzucając Sophie do tyłu. Dziewczyna uderzyła o ścianę i nieprzytomna upadłą na podłogę.

- Sophie!

- Żyje - uspokoił mnie Jonathan - Pytanie jak długo.

Szybkim krokiem podeszłam do Camille, bo i nasze bariery ochronne zniknęły. Mimo że żywię do niej niechęć, chwyciłam jej dłoń.
Bo tylko w taki sposób Jonathan ani Damon nie mogli jej skrzywdzić, a cierpienia kolejnej osoby z mojego powodu bym nie zniosła.

- Zostaw nas, Jonathanie. Proszę...

- Nie mogę, siostrzyczko - wzruszył ramionami.

Zadrżałam, przekazując za naszymi ciałami sztylet  Camille, Chwyciła go niepewnie, dalej chowając go za plecami.

- Po prostu odejdź.

- Nie mogę  - powtórzył, i oboje zrobili krok w naszą stronę. Zacisnął dłoń wokół żarówki która dawała delikatne światło w saloniku i zmiażdżył ją, bez żadnych skutków.

- Nie zbliżaj się, ty tępy kretynie! - wrzasnęła Camille, rzucając sztylet w ich stronę. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyli zareagować. Ostrze poświęcone przez Cichych Braci wbiło się w pierś Damona, który w ciągu sekundy zawył z bólu i upadł na podłogę. Mój brat patrzył w osłupieniu, jak jego wspólnik i przyjaciel zaczyna drżeć i krzyczeć.

- Ty głupia suko!

Odskoczyłyśmy od siebie, kiedy Jonathan rzucił się w naszym kierunku. Chciałam uciec. Wybiec z domu i rzucić się w kierunku lasu. Stworzyć portal na jednym z drzew i przedostać się do Idrysu.
Ale gdybym tak zrobiła, on by je obie zabił. Zerknęłam na ich dwójkę. Pisnęłam, bo Jonathan trzymał Camille przy ścianie, z ostrzem przy szyi. Dziewczyna próbowała mu się wyrwać, ale była zbyt słaba.

- Nie powinnaś się wtrącać - syknął - Kim jesteś, że dajesz sobie takie prawo?!

- Jonathan, zostaw ją! - krzyknęłam, odrywając jego dłoń od nadgarstka dziewczyny. Cofnął się o krok, ale kiedy próbował wbić sztylet w młodą Cullen, stanęłam między nimi.

Dostałam kilkusekundowego deja vu, z sytuacją z Simonem. Kiedy to i jego obroniłam. Wtedy jednak nie byłam świadoma, że narażam nie tylko siebie.
Teraz byłam, a mimo to, obroniłam ją.

- Ach! - wrzasnęłam, kiedy ostrze wbiło się lekko tuż przy moich żebrach. Camille wciągnęła z sykiem powietrze, a ja spojrzałam w dół na swoją ranę. To co później się działo, zdawało się dziać w zwolnionym tempie. Wrzask Camille i świst ostrza. Krzyk Jonathana i jego widok, upadającego na kolana. Krew, brudząca przód moje koszulki.

- Clary - głos Camille zdawał się do mnie dochodzić, jakbym była pod powierzchnią wody. Poczułam jak otaczają mnie jej ramiona, nie pozwalając mi upaść. Dotknęłam miejsca, gdzie przed chwilą był wbity sztylet mojego brata, obecnie wijącego się z bólu na podłodze, obok martwego już Damona.

- Clary! - usłyszałam obok siebie Sophie. Obie z Camille zaniosły mnie i położyły na kanapie, odsłaniając brzuch. Poczułam na swoim policzku łzy. Nie. Nie mogłam go stracić. Nie mogłam. Nie znowu.

- Proszę cię - chwyciłam nadgarstek Sophie, kiedy obie się nade mną pochylały - Proszę, uratuj.. Ją.

Nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie byłam pewna, że noszę pod sercem Julie Herondale.

- Clary.. Clary nie zamykaj oczu - młoda Nephilim potrząsnęła moim ramieniem. Mimo to powieki stały się dla mnie za ciężkie, aby utrzymać je otwarte. Kiedy moja głowa opadła na poduszki, usłyszałam nad sobą głos, tak bardzo cudowny, którego nigdy nie miałabym dość.

- Clary...

Jace.











Misiaki!

Wiem, mi też będzie ciężko rozstać się z "Miastem Cieni". Ale nie chcę na siłę pisać ich przygód, kiedy będą mieli po około 20-30-40 lat, i ciągnąć przygody następnych pokoleń. 

Ale zamierzam założyć po skończeniu tego bloga zupełnie nowy. Również o przygodach Clace. Nigdy was nie zostawię! Mam nadzieję, że mój nowy blog będzie miął tak dobre powodzenie jak "M.C."

Matko, to już drugi rozdział dzisiaj XD sama nie wiem co mi się stało XD Następny jednak będzie może w poniedziałek, najpóźniej we wtorek :'))

O LUJU JUŻ  74.800 WYŚWIETLEŃ! MATKO, JAK JA WAS KOCHAM MISIE <3


Jeśli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad.

11 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc, wole ich przygody za te kilka czy kilkanaście lat później, po prostu ten blog, i to Clace jest najlepsze na świecie! Błagaaaaaaaam proszę dopisz dalsze części tego! <3 A Rozdział Cudownyyyyyyy! :* umrę do poniedziałku czekając na nexta, a chyba nie chcesz, żeby Twój czytelnik umarł przez ciebie? 3:) :D ..taki mały szantaż xDDDDDD :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ona nie może stracić dziecka!!!!!!!!!!! Nie, nie, nie, nie!!! Niech uratują Clary i dziecko! Ratujcie je!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    A tak w ogóle, rozdział genialny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział boski. Przysięgam jeśli zabijesz ich dziecko to cie udusze. Jak mogłaś przerwać w takim momencie? Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  4. Clary nie umrze, prawda? Ani Julie-Ryan? Proszę, nie przeżyją.
    Mi też szkoda, że będziesz to kończyć, ale trzymam za słowo, że będzie nowy blog. Chętnie będę czytać.
    Tysja

    OdpowiedzUsuń
  5. O mato aż zakręciła mi się łezka w oku :'( Słysząc że będzie kolejny blog o Clace poprawiłaś mi humor. Czuje że Jace może stracić je oboje :(

    OdpowiedzUsuń
  6. NIEEEEEEEE NIE MOGĄ UMRZEĆ ! ŻADNE Z NICH !<3 Proszę, uratuj ich !!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ooooo matko! Pisz szybko bo eksploduje.. nie wiem co będzie z Clary i co z Juli ,, A tak na marginesie to moje imię, więc jeszcze bardziej się stresuje co z nią bedzie". Mam nadzieję, że będzie dobrze.
    Proszę cię tak jak Clary Sophie, ratuj ich!
    Rozdział genialny jak zawsze. Można na ciebie liczyć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ooopoo matko czy ons odda zycie za córeczkę nie nie nie niech je uratują.
    A Jonathan ugrrrr. Plant

    OdpowiedzUsuń
  9. Oo nie! Błagam uratuj Julie Clary nie może drugi raz stracić dziecka! Uratuj je obie! Czekam na nexta i życzę weny! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  10. UUUUCH!!!! USUNĄŁ MI SIĘ KOMENTARZ!!! A BYŁ TAKI DŁUGI!!! Okay, spróbuję go odtworzyć,

    Nie zabijaj ani Julie ani Clary, błagam!!!

    Hmm, co do nowego bloga o Clace to pocieszyłaś mnie minimalnie. Wielka szkoda, że już kończysz tego, więc proszę o jedną rzecz: długi, bardzo długi epilog historii Clace ;* I mam nadzieję, że na tamten blog nie każesz nam czekać więcej niż kilka godzin po skończeniu tego. Ugh, to takie smutne, że już to kończysz, aż łezka się w oku kręci... No nic, trzeba żyć dalej ='(

    Wera ;*

    PS. Taaa, wcześniej był dłuższy...

    OdpowiedzUsuń