Jace
Siedzieliśmy w jadalni, która ustrojona była w białe barwy. Wpatrywałem się w swój nietknięty posiłek, podobnie jak inni.
Minęły całe dwa dni od pogrzebu Luny, a między nami panowało nieznośne napięcie. Will praktycznie nie opuszczał pokoju. Isabelle chodziła roztargniona i mało szykowna, zupełnie jak nie nasza Izzy. Alec starał się trzymać zdrową formę, ale widziałem jego zamglony i zmęczony wzrok.
Ja myślami ciągle byłem przy Clary. Przy sytuacji w klubie. Przy jej dłoni, trzymającej sztylet, który wbił się w brzuch Luny.
Ale też tą moją Clary - której udało się przebić i kazać uciekać przyjaciółce, zanim jej nie zraniła.
- Jace?
Podniosłem wzrok, na stojącą w przejściu Sophie. Miała na sobie czarną sukienkę z obszytą szyją, oraz wyczarowany niewielki znak na czole, świadczący o żałobie. W jej kulturze, to właśnie czerń odzwierciedlała ten stan.
- Valentine cię prosi.
Spojrzałem na przyjaciół, ale nikt nie podniósł wzroku. Kiwnąłem głową, podnosząc się z miejsca. Skrzypienie krzesła, rozniosło echo po całej jadalni. Poprawiłem rękawy białej marynarki, powolnym krokiem podchodząc do Sophie. Ruszyła przed siebie, prowadząc mnie do Morgensterna.
- Usiądź Jace.
Zająłem miejsce wskazane przez mężczyznę, nie starając się na niego spojrzeć. Sophie i Magnus stanęli pod ścianą, skupiając się na cichej rozmowie.
- Jace, to co się stało z Luną.. Ja.. Ja jestem pewny.. To nie była.. To nie była moja.. Nasza Clary.
- Wiem - mruknąłem, zaciskając palce na kolanach.
- Nie potrafię dłużej patrzeć na to, jak on ją niszczy. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, do czego to opętanie może jeszcze doprowadzić.
Podniosłem w końcu na niego wzrok - wydawał się być niemal wykończony, z zapadniętymi policzkami, bladą cerą i kilkunastodniowym zarostem.
- Opętanie?
- Pamiętasz, jak Magnus opowiadał o ocaleniu Clary, przez Razjela? - szepnęła Sophie, robiąc krok w naszą stronę.
Kiwnąłem głową, a ona kontynuowała.
- Krew, jaka w niej płynie, czyni ją odporną na zmianę. Ale nie na opętanie. Świadczy o tym przebicie się jej prawdziwej osobowości, tak jak wtedy w klubie. To zapewnia nas, że ona próbuje walczyć z demonem, którego krew spożyła.
- Musimy jej pomóc go w pełni pokonać - wtrącił się Magnus - Pomóc wygonić demona z jej ciała. Ale podkreślam słowo "pomóc". Ona sama musi to zrobić.
Zamrugałem kilka razy, zanim dotarło to, co do mnie powiedzieli. Pomóc? Ale jak?
- Żadne zaklęcie nie jest w stanie tego zrobić - Valentine, jakby czytał w moich myślach - Trzeba do niej mówić. Do prawdziwej Clary. Jakby.. Zmotywować. Wypominać jej szczęśliwe wspomnienia, ale też i te smutne. Przypomnieć jej uczucia, którymi darzy poszczególne osoby.
Zamknąłem na chwilę oczy, wspominając to, jak ją zobaczyłem w Instytucie. Beztroską, szczęśliwą. Taką, jaką pokochałem. Taką, która pokochała mnie.
- Jaką mamy pewność, że to cokolwiek da? - szepnąłem, spoglądając na całą trójkę.
- Żadnej - odparła smutno Sophie - Możemy mieć tylko nadzieję.
Nadzieję? Od kilkunastu dni żyję tylko nadzieją. Jak długo jeszcze?
- To musi wystarczyć - mruknąłem, podnosząc się z miejsca - Znajdźmy ją.
Jonathan
Wpatrywałem się w swoją siostrę, siedząc niedbale na ogromnym fotelu. Clary ćwiczyła władanie mieczem, razem z Damonem. Widziałem euforię w jej oczach. Czułem pełne adrenaliny pulsowanie żył. Taka, jak ja.
- Clary?
Przerwała momentalnie, zatrzymując miecz przy szyi mojego przyjaciela. On w geście poddania uniósł dłonie, uśmiechając się do niej dumnie. Odwzajemniła ten uśmiech, zabierając ostrze, po czym spojrzała na mnie.
- O co chodzi, Jonathanie?
Wstałem na równe nogi, strzepując ledwie widoczny kurz z ramion.
- Nie wolałabyś poćwiczyć na kimś.. Innym? Bez żadnych hamulców?
Uniosła jedną brew, uśmiechając się zadziornie. Wykonała półobrót, wyrzucając z kieszeni jeden sztylet, który trafił prosto w szyję, stojącego kilka metrów dalej manekina.
- Uznam to za tak - wymruczałem, przechylając z zadowoleniem głowę.
Jace
- Zwariowałeś?!
Przewróciłem oczami na wybuch Willa, kiedy opowiedziałem im plan ocalenia Clary.
- Will..
- Ona jest niebezpieczna! To już nie jest Clary!
- To można zmienić! Trzeba jej tylko pomóc! - mój ton dogonił jego.
- Zabiła Lunę! Kogo jeszcze z nas musi zabić, abyś uświadomił sobie do cholery, że jej nic nie pomoże?!
Zmrużyłem oczy, naprawdę się hamując, aby się na niego nie rzucić.
- Rozumiem jak cierpisz! Ale nie skreślaj Clary! Ona nie jest świadoma tego, co robi! Jest opętana!
- Gdyby chciała, walczyła by z tym! Gdyby chciała, pohamowałaby się przed zabiciem Luny! Teraz jej nie ma przez nią!
- Will! - wtrąciła się Isabelle, zakładając dłonie na biodra - Przestań do cholery!
- Co?! Może mówię nieprawdę?! Doskonale wiesz, że to wina Clary!
- W porządku! - uniosłem ręce w geście zrezygnowania - Skoro nie chcesz, nie musisz nam pomagać! Zostań i dalej ją obwiniaj! Ja idę! Jeśli ktoś jeszcze nie żywi nienawiści do Clary i chce mi pomóc, to może iść z nami! - rozejrzałem się po pokoju, patrząc w twarze Aleca, Izzy, Camille, Toma oraz Simona. Szukałem jakiegoś zawahania, ale widziałem tylko strach.
- Więc? - spytałem, tym razem już spokojniej.
Isabelle podeszła do mnie, zatrzymując się krok przede mną. Widziałem w jej oczach smutek, tak bolesny, że chciałem odwrócić wzrok. Ona tylko przytuliła się do mnie, wydając drżący oddech.
- Nie pozwolę jej odejść - szepnęła, przyciskając policzek do mojej piersi.
Jonathan
Stoimy we trójkę na szycie wielkiego budynku, oddalonego o kilkaset metrów od Instytutu. Chłodne powietrze odgarnia rude loki z twarzy Clary, odsłaniając jej nieskazitelną, bladą cerę. Damon obraca w dłoni miecz, ja natomiast obserwują mijających się na ulicy ludzi. O uszy obija mi się głos uroczej Isabelle
"Nie pozwolę jej odejść".
Uśmiecham się dumnie, mrużąc oczy na Instytut.
- Ja również nie zamierzam - syknąłem, wypuszczając z dłoni czarną mgłę, która w ciągu sekundy otacza mnie, mojego przyjaciela i siostrę.
Isabelle
W krótkim czasie każdy z nas, nawet Will, przebrał się w strój bojowy, zagłębiając się w magazynie z bronią. Sięgałam właśnie po srebrny, elektryzowany bicz, kiedy w mojej głowie rozbrzmiał głos Jonathana.
"Ja również nie zamierzam".
Zamarłam, rozglądając się dookoła. Ale oprócz mnie i Jace'a, nikogo nie było.
- Wszystko w porządku? - spytał blondyn, kiedy dostrzegł moje roztargnienie.
- Tak - szepnęłam, zawijając broń wokół mojego nadgarstka - Jace?
Spojrzał na mnie, zapinając sobie pas ze sztyletami wokół talii.
- Nie słuchaj tego, co mówi Will. Jest niesamowicie zraniony i.. Nie wie sam co mówi.
Chłopak uśmiechnął się smutno, odgarniając włosy z twarzy.
- Wiem.
Na chwilę nastała cisza, ale ja czułam, że chciałby coś powiedzieć. Ja tak samo.
- Przepraszam że naskoczyłam tak na ciebie z powodu Camille - szepnęłam, związując włosy w koński ogon. Uniósł brew, a ja tylko westchnęłam.
- Ale.. Wiesz, pamiętam twoje zainteresowanie dziewczynami. I to, jak wrażliwa jest Clary. Nie mogłam.. Nie potrafię sobie wyobrazić jej bólu, gdybyś..
- Nic nie czuję do Camille - warknął, zakładając rękawiczki bez palców.
- Wiem. Po prostu..
- Rozumiem - machnął ręką - Ale to co czuję do Clary.. Jest prawdziwe i silne. Isabelle.. Ja ją naprawdę kocham.
- Widzę to - uśmiechnęłam się lekko.
- I jestem gotowy zrobić wszystko, aby była jak najbliżej mnie. Aby była szczęśliwa i bezpieczna.
Spojrzałam na niego, zdziwiona poważnym tonem. O czym on mówił.
- Jace..
- Oświadczyłem się jej - wypalił, opierając dłonie o blat.
Wytrzeszczyłam oczy, a moje usta przyjęły formę litery O.
Czy ja dobrze usłyszałam?
Czy on powiedział "oświadczyłem się"?
- Zgodziła się? - szepnęłam, czując że moje serce się powiększa.
- Będziesz miała na głowie dwoje Herondale. Obiecuję - uśmiechnął się, kręcąc głową.
W jednym momencie podeszłam do niego, przytulając najmocniej jak umiałam.
Jace, nasz Jace, ten, który uwielbiał otoczenie dziewczyn, który uwielbiał rozrywkę, chce się ożenić. Ten Jace. Jace Herodnale.
- Cholera, Jace - szepnęłam, kiedy odwzajemnił uścisk - Jak mogłeś to przede mną tak długo ukrywać?
- Chcieliśmy wam powiedzieć wcześniej - szepnął smutno, na słowo "Chcieliśmy".
- Odzyskamy ją - zapewniłam, głaszcząc go po plecach - Na pewno.
- Nie wyobrażam sobie innej opcji.
- T...
Przerwało mi ciche trzęsienie, przez które omal nie straciliśmy równowagi. Odsunęłam się od Jace'a, chwytając się obiema dłońmi o blat.
- Ktoś przeszedł przez portal - syknęłam, wyciągając szyję do przodu. Nasłuchiwałam, ale odpowiadała mi cisza.
- Przecież wszyscy są na miejscu - mruknął Jace, po czym zamarł, podobnie jak ja.
- Nie wszyscy - szepnęłam oszołomiona, po czym oboje rzuciliśmy się do biegu.
Valentine
Wpatrywałem się w postacie, jakie po kolei wyłaniały się z portalu. Jonathan. Damon Petrov.
Clary.
Czułem, jak moje serce zaciska się na jej widok. Na jej bladą twarz. Na jej czarne jak noc oczy.
Stanęli w szeregu, z moim synem na czele. Ten rozłożył ręce, uśmiechając się zimno.
- Ach, jak zwykle w gotowości. Ojcze - ukłonił się teatralnie w moim kierunku.
Nie drgnąłem, tylko zacisnąłem mocniej palce wokół miecza. Przy moich bokach stali Robert, Maryse, Magnus i Sophie. Po przeciwnej stronie sali, stali Tom, Will, Alec, Camille i mniemany Simon.
- Jonathan - syknąłem w końcu, robiąc krok do przodu.
- Skąd ta oschłość z twojej strony? - udał urażonego, kuląc ramiona - Czyż nie cieszy cię widok dwojga twoich dzieci razem?
Zmarszczyłem brwi, w momencie kiedy w przejściu zjawili się Isabelle z Jacem. Wpatrywali się z oszołomieniem na Clary, której wzrok z kolei był skupiony we mnie.
- Absolutnie nie, Jonathanie - pokręciłem głową - Jak śmiałeś tu przychodzić?!
- Pomyślałem, że chcesz zobaczyć córkę - wzruszył ramionami, wskazując na Clary. Ona uśmiechnęła się złośliwie, przez co się wzdrygnąłem.
- To nie jest moja Clary.
- To jest Clary, którą powinna nasza matka wydać na świat. Ta, którą obiecałeś Lilith. A nie, którą zmutowałeś za pomocą Razjela - wykrzywił twarz w zniesmaczeniu.
- Nie waż się tak mówić! - wrzasnąłem, wypuszczając sztylet w jego stronę. Nim się obejrzałem, między nami stała Clary, trzymając moją broń za srebrną rączkę.
- Nie ładnie tato - syknęła, oddając rzut. Ostrze przebiło marynarkę Roberta, przytwierdzając się do ściany. Unieruchomiony Lightwood starał się uwolnić, kiedy reszta z nas przybrała pozycję atakującego kota.
- Jak śmiałeś tu przychodzić? - warknąłem, kiedy każdy z nas zaczął powoli kroczyć w kierunku ich trójki.
Ale on tylko kiwnął głową, na co on, Damon i Clary, rzucili się w różnych kierunkach. Postać Damona przesłoniła mi widok na moje dzieci.
- Gotowi? - syknąłem, wyciągając sztylet z rękawa Roberta.
- Jak nigdy - mruknęła Maryse, sięgając po łuk i strzałę.
Jace
Clary ruszyła na mnie i Isabelle. Nie mogłem się ruszyć. Wpatrywałem się w jej piękną twarz, którą szpeciły tylko czarne oczy.
- JACE! - wrzasnęła Isabelle, odpychając mnie na bok, kiedy rudowłosa próbowała się na mnie rzucić.
Upadłem na plecy, uderzając głową o zimną podłogę. Usłyszałem jej głośny charkot, kiedy młoda Lightwood owinęła bicz wokół nadgarstka Clary. Kiedy spojrzałem na nią a ona miała zamknięte oczy, wydawała się taka bezbronna.
- Nie, Isabelle - warknąłem, kiedy zaciskała broń, powiększając czerwony ślad na skórze mojej ukochanej. Kiedy jeszcze dostrzegłem pierścionek, jaki jej podarowałem, dźwignąłem się na nogi, chcąc odciągnąć je od siebie.
- Izzy!
Brunetka odskoczyła do tyłu, a ja mogłem owinąć ramiona wokół Clary. Czuję, jak się szarpie i z trudem przytrzymuję ją przy sobie.
- Clary, uspokój się! - karce ją, kiedy ona drapie mnie po ramieniu i kopie po kostkach. Unoszę ją nad ziemią, sprawiając że Isabelle owija bicz wokół jej nóg.
- JONATHAN!
Młody Morgenstern odwraca się na jej krzyk, kiedy odpycha od siebie Willa. Chłopak uderza o ścianę, pod którą leżą już Alec i Tom.
- Nie, Clary, posłuchaj - szepnąłem, głaszcząc ją po włosach. Cały czas się wierci, ale staram się to opanować.
- Clary - głos mam kojący, taki, który zawsze pomagał jej usnąć. Isabelle powstrzymuje Jonathana, ale widzę żę ledwo daje sobie radę.
- Clary, proszę. Wiem, że mnie słyszysz. Proszę, walcz z nią. Zrób to dla mnie. Dla nas - dodałem, całując ją we włosy.
Naprężyła ciało, momentalnie się uspokajając. Wyczułem jej urywany oddech, oraz rozluźnienie mięśni.
- Cl...
Zaczęła się śmiać. Tak złowrogo, że przeszedł mnie dreszcz. Odchyliła głowę, jednocześnie odrzucając mnie do tyłu. Spojrzałem na nią, kiedy zwróciła się do mnie przodem.
- Sądzisz, że tak łatwo ją oddam? - syknęła, przekrzywiając głowę - Jakże jesteś naiwny, Jasie Herondale.
Zmarszczyłem brwi, nie starając się nawet podnieść.
- Oddaj. Mi. Ją. Suko - wycedziłem, kiedy jej głos stał się niekształtny, jak u Demona. Wyłaniał się prawdziwy potwór.
- Cóż, już niedługo się z nią zobaczysz. Przy boku pokonanego - zrobiła krok w moją stronę i nawet nie wiem kiedy, mój brzuch przeszył okropny ból .Zobaczyłem długie rozcięcie, z którego zaczęła sączyć się krew.
Oszołomiony podniosłem na nią wzrok. Chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej głośny wrzask Valentine'a, który jednym pchnięciem powalił ją na ziemię. Mężczyzna usiadł na córkę okrakiem, przytrzymując jej ramiona w żelaznym uścisku.
Zacząłem rozglądać się za Jonathanem i obcym chłopakiem - oboje byli przytwierdzeni do ściany, a przed nimi stał Magnus, którego usta niemal niewidocznie się poruszały, przy wymawianym zaklęciu obezwładnienia.
- Oddaj - warknął Valentine, kiedy usta Clary wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu.
Przy jej głowie uklękła Sophie. Rudowłosa skrzywiła się na dotyk jej dłoni na swoich policzkach, tym bardziej, kiedy czarownica nachyliła się ku niej.
- Lilith.
Clary wygięła się w łuk, wydając z siebie przeraźliwy krzyk.
Sophie odgadła imię Demona.
- Uwolnij ją. Proszę - szepnęła, ale to nie skutkowało. Miałem wrażenie, że tylko sprawia dziewczynie ból.
- Sophie! - skarciłem ją, ale ona kontynuowała.
- Clary, słyszysz mnie? Proszę, zawalcz z nią. Jesteś silniejsza. Pamiętasz, co mi pokazałaś? - spytała, przyciskając palce do jej czoła - Pamiętasz, co mi mówiłaś o tym, że masz przy swoim boku Anioła? Pamiętasz, jak mówiłaś, że nie chcesz go za nic stracić? Właśnie to robisz. Tracisz jego. Nas wszystkich. Tego właśnie chcesz?
Chciałem ją od niej odepchnąć. Nie mogłem patrzeć, jak cierpi. Krzywi się z bólu i krzyczy tak przeraźliwie.
- Nie pozwól jej na to!
Rudowłosa otworzyła usta, a z nich wydobyła się czarna mgła. Usłyszałem desperacki krzyk Jonathana, jakby to jemu sprawiano ból. Mgła rozproszyła się nad ciałem dziewczyny, a jej pierś opadła, zaczynając miarowo się unosić przy spokojnym oddechu.
Cisza, jaka nastała wokół, budowała wysokie napięcie, którego nie byłem w stanie znieść.
- C-Clary? - wyjąkałem, kompletnie wmurowany.
Dostrzegłem tylko radość i oszołomienie w oczach Sophie i Valentine'a, kiedy Clary zaczęła się poruszać.
- Na Anioła.. Clary...
Cóż, końcówkę mogłam trochę zepsuć, bo pisałam ją już na szybko, ale mam nadzieję że jest tak w miarę okay XD
Jeśli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad.
O BOŻE!!!!
OdpowiedzUsuńRozdział C U D O W N Y!!!
Clary wróciła! Ale może zrobisz coś, żeby Luna ożyła czy coś prosze
Czekam na next!!
O BOZE!!!! TAKKKKK! JAK JA NA TO CZEKALAM! Przepraszam ze rzadko komentuje ale mam testy i w szkole ciezko! Jak zwykle rozdzialy sa mega, az brak slow! Czekam na nexta! Jakie sa sznase ze dodasz jutro badz w srode?:) /Bunia
OdpowiedzUsuńAAAAA!!! Nie mogę się uspokoić. Mam. Dygotki. Człowieku, co ty ze mną robisz? xD To było takie... takie... Ugh. Nie mogę się wysłowić. To zamiast się wysławiać napiszę ci to, co siedzi mi teraz w głowie. No więc:
OdpowiedzUsuń"AAAACHHHHH!!!! Claryclaryclaryclaryclary CLARY ŻYJE!!! Wróciła! Yeah!!! Cudeńko Miasto Cieni jest taaaaakie genialne!!! BŁAGAM BŁAGAM BŁAGAM BŁAGAM NEXT!!! JESZCZE DZIŚ, TERAZ, ZARAZ!!! Jaaaaceee kochaaaany taki <333333 Camille nie będzie się miała kogo przyczepić!!! Jonathanku, spadaj ze sceny, bo wróciła era Clace!!! *-* ..." - To właśnie znajdziesz teraz w mojej głowie. Więc chyba mówi to samo za siebie, co?
Wera
BŁAGAM DODAJ JESZCZE DZIŚ NEXT!!! Było by miło gdybyś odpowiedziała na ten kom, wiedziałabym czy mam czekać ;*
Ojej, dzisiaj raczej nie :( cóż postaram się jutro, ostatecznie środa :*
UsuńWOW!!! Nareszcie Clary wróciła!!!! Aaaaaa!!! O matko nawet nie wiem co powiedzieć. Końcówki nie zepsułaś, jest świetna!!! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńDawaj mi tu szybko NEXT!!!
Cudo. Clary wróciła! Rozdział jest świetny, końcówka też. Proszę dodaj szybko next'a.
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award ! Więcej u mnie http://wszystkokiedysupada.blogspot.com/2015/03/liebster-blog-award.html#comment-form :)
OdpowiedzUsuńIiiiiiiiik ONA WRÓCIŁA ! CLARY WRÓCIŁA !!! DZIĘKUJE, DZIĘKUJE !!!!!! Rozdział jeden z najlepszych i brak słów, żeby go wyrazić <3
OdpowiedzUsuńSuper po prostu brak mi słów .Proszę ożyw jeszcze jakoś Lunę .Rozdział bardzo mnie zaciekawił i z niecierpliwością czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńSuuuper! Fajnie, że Clary wróciła, ale zrób coś żeby jeszcze Luna ożyła czy coś bo troche smutno będzie bez niej ;)
OdpowiedzUsuńWeeeeeny bardzo dużo Ci życze i pozdrawiam xd
Hurra! Clary come back! Uśmiech na twarzy i nie schodzi. Ciekawe co teraz zrobi Jonathan. Czekam na kolejny!!!
OdpowiedzUsuńTysja =]
PS Zostałaś nominowana do LBA :) Więcej: http://jestem-morgenstern.blogspot.com/2015/03/lba-i-to-potrojne.html?
UsuńTysja
O niee. Chciałam żeby Clary była jeszcze przez trochę zła :( ale i tak rozdział cudowny ! ♡ Weny:*
OdpowiedzUsuń/Paulaaa
Super !!! <3
OdpowiedzUsuńJejku jejku jejku jejku taaaaaaaak!!!!!! Clary wróciła!!!!!! Rozdział genialny wcale nie zepsułas końcówki jest wręcz idealna :) Plus ➕ jeszcze ten gif... Cudo
OdpowiedzUsuńCzekam z wielką radością na następny rozdział
Dużo dużo i jeszcze raz dużo weny
Pozdrawiam Tess-Zuzia
Świetnie. Tylko nie uśmiercaj Jonathana ja go lubię, proszę wymyśl coś nwm np. Gdy będzie umierał Clary zmieni go na dobrego. Dużo weny i czekam na next;)
OdpowiedzUsuńNa Anioła to naprawdę cudownu blog przeczytałam cały w trzy/dwa dni?
OdpowiedzUsuńWRÓCIŁA moja Clary.
Czekam na next
Weny weny i jeszcze raz życzę weny !