piątek, 30 stycznia 2015
2. Miałeś wrócić.
Clary
Armia była coraz bliżej. Ściskałam dłoń Jace'a z całej siły, aż zbielały mi kostki. W drugiej ręce trzymałam miecz, przyszykowany na nagły atak.
- To Kelly - szepnęłam, kiedy ona i mój brat, byli wystarczająco blisko, bym mogła to stwierdzić.
- Suka - syknął blondyn, spinając się jeszcze bardziej.
Nie mogłam uwierzyć. Jak ona mogła się do niego przyłączyć?
Co on jej obiecał?
Pomimo że na granice były nałożone czary ochronne, oni przebili się bez trudu. Fala zdenerwowania zalała moje ciało, w momencie kiedy całe ciepło je opuściło.
Raz. Dwa. Trzy.
Odgłos marszu coraz bardziej się nasilał. Kilkuset osobowa armia Jonathana kroczyła tak równo, niczym idealnie zaprogramowane roboty.
Cztery. Pięć. Sześć.
Moje nozdrza zabolały od okropnego odoru, które wywoływała krew Mrocznych.
Siedem. Osiem. Dziewięć.
Jonathan był już na tyle blisko, że mogłam dostrzec jego krzywy uśmiech oraz czarne oczy.
Dziesięć.
I cisza. Wojsko zatrzymało się na gest jego dłoni, wyciągając miecze. Wpatrywałam się w ich odrażające, czarne oczy. Dużo gorsze, niż te Jonathana.
- Boże - szepnęłam, mając wrażenie że moja twarz jest całkowicie blada.
- Zapowiada się ciekawie - westchnął Will, który zdjął z ramienia łuk.
Jonathan wyszedł na przód, chowając dłonie za plecy.
- Proszę bardzo. Nigdy nie sądziłem, że aż tylu was się zbierze. Masz silnych sojuszników, siostrzyczko - wyciągnął szyję, poszukując mnie wśród tłumu.
- Twojej siostry tu nie ma - powiedziała Jia, wychodząc mu na spotkanie - Sądzę, że poradzisz sobie bez niej.
- Eh, Jio Penelhow - brat cmoknął z dezaprobatą - Naprawdę sądziłaś, że moja siostra będzie posłuszna, i zostanie sobie tam, gdzie ją wyślesz?
Kobieta odwróciła się nagle w stronę zebranych, przeszywając ich wzrokiem. Zrobiłam krok do przodu, ale Jace mnie zatrzymał.
- Nie..
- Muszę - syknęłam, wyrywając się mu. Ze wzrokiem wbitym w ziemię, minęłam kolejnych Nephilim, wydostając się z tłumu.
Słyszałam szepty i głośne wciągnięcia powietrza, kiedy zdjęłam kaptur i spojrzałam na brata.
- Jonathan.
- Clary - kiwnął głową, uśmiechając się szyderczo.
Odetchnęłam głęboko, unosząc dumnie brodę.
- Dalej nie, siostrzyczko?
- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam, zaciskając dłonie w pięść.
- Och, daj spokój - westchnął, wyciągając przed siebie dłoń - Spójrz.
Spojrzałam za ramię, na stojących za mną Łowców. Oni patrzyli na mnie, z różnymi emocjami. Strachem. Bólem. Nienawiścią.
- Chcesz ich wszystkich wysłać na śmierć?
Wróciłam wzrokiem do brata, ze zmarszczonymi brwiami.
- Skąd to przypuszczenie, że to właśnie my zginiemy?
- To jest wręcz pewność, siostrzyczko.
Wzdrygnęłam się na to słowo. Nie chciałam już mu wypominać, żeby mnie tak nie nazywał. I tak będzie to robił.
- Nigdy nie możesz mieć całkowitej pewności - syknęłam, obracając w dłoni miecz.
- Do tego, że dołączysz się do mnie, to wręcz stuprocentową.
Prychnęłam, odgarniając włosy za ramię.
- Nie liczyłabym na to.
- Przekonamy się - zmrużył oczy, przekrzywiając głowę.
- Co.. - zaczęłam, ale Jonathan podniósł dłoń, co wywołało ruch, ze strony jednego z jego żołnierzy. Mroczny wypuścił strzałę, która wbiła się w pierś jednego z Łowców. Zakryłam usta dłonią, wpatrując się w krwawiącą koszulkę mężczyzny.
- Jak dużo takich będzie, Clary?
Wstrząśnięta sięgnęłam po sztylet, wypuszczając go w stronę brata. Chwycił go jednak w locie, uśmiechając się złośliwie.
- Czyli jednak bardzo dużo.
Uniosłam jeden kącik ust, wyginając grzbiet jak kot. Powietrze przeszył dźwięk wyciąganej i obijanej o siebie broni.
- A więc, dobrze.
W jednej sekundzie zarówno nasza strona jak i strona Jonathana, zaczęły biec w swoim kierunku. Zmierzyłam swojego brata wzrokiem, zanim widoku na niego nie przesłonili mi dwaj Łowcy powalający jeden drugiego na ziemię.
- Clary - poczułam dłoń Jace'a na ramieniu, co sprawiło że się odwróciłam.
- Zostaw mi Jonathana - rzuciłam, zawijając wokół nadgarstka srebrny bicz.
- Ale..
- Po prostu go nie ruszaj. Ja muszę się nim zająć.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale złapałam przód jego koszulki, aby przyciągnąć go bliżej i szybko pocałować.
- Pamiętaj, że obiecałeś wrócić - szepnęłam, odbiegając od niego.
Jace
Patrzyłem jak jej drobna sylwetka coraz bardziej się ode mnie oddala. Nie potrafiłem jej zatrzymać. I nawet nie wiem, czy chciałem.
Ledwie odkręciłem się w drugą stronę, kiedy dostrzegłem lecącego w moją stronę Mrocznego. Zablokowałem jego atak mieczem, uśmiechając się krzywo,
- Widziałeś ją? I co ja mam z nią zrobić?
Z gardła wydobył mu się głośny charkot a on sam odsłonił wielkie kły.
- A słusznie - odepchnąłem go, wbijając mu ostrze w pierś - Masz własne problemy.
Clary
Jakimś cudem, niezauważalnie przemknęłam się między kolejnymi Mrocznymi. Czasem ich ciała, lub ciała zwykłych Łowców, padały u moich stóp, ale nie mogło mnie to złamać. Rozglądałam się dookoła, poszukując mojego brata.
Głowna wieża, siostrzyczko.
Zmarszczyłam brwi, podnosząc wzrok na najwyższą wieże Alicante. W oknie co prawda nikogo nie było, nie nie wykluczało to faktu, że on tam na mnie czeka.
Wypuściłam długi oddech, ruszając w stronę budynku. Musiałam jak najszybciej się tam dostać. Najszybciej jak umiałam pokonałam główny plac, i jednym pchnięciem drzwi, wpadając do środka.
- Witaj, Clary.
Zatrzymałam się raptownie, natrafiając na Kelly. Miała na sobie strój bojowy, w dłoni trzymając długi i potężny miecz.
- Proszę, Kelly - syknęłam, rozwijając bicz - Widzę, że polubiłaś towarzystwo mojego brata, co?
Wytrzeszczyła oczy, przekrzywiając głowę.
- Co?
- Czy ty w ogóle go przed chwilą słuchałaś? A tak - uniosłam oczy ku niebu - Byłaś tak w niego zapatrzona, że nic innego się nie liczyło.
- Sebastian nie ma siostry - warknęła, kuląc ramiona.
- Nie znam żadnego Sebastiana - uniosłam brew - Założę się, że Jonathan i Sebastian to ta sama osoba. Po prostu oszukał cię już w momencie, kiedy się sobie przedstawiliście.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś jego siostrą? - prychnęła, kręcąc głową - Nie rozśmieszaj mnie. Nie jesteście w żadnym stopniu podobni.
- Na pewno nie z charakteru ani z wyglądu - wzruszyłam ramionami - Ale mój.. Nasz ojciec, potwierdził ten fakt.
- A więc - warknęła - Nie masz u mnie dobrej opinii jako przyszła szwagierka.
Rzuciłyśmy się na siebie w tym samym momencie. Ale chyba to w moim wypadku wypadło lepiej. Powaliłam ją na schody, siadając na niej okrakiem, przyciskając nadgarstki do ziemi. Z przerażeniem wpatrywałam się w jej czarne jak tunele oczy. Syknęła niemal tak samo jak wąż, spychając mnie z siebie. W skutku to ona mnie teraz obezwładniała, nachylając się tak bardzo, że czułam jej odór demonicznej krwi.
- Fuj - zachrypiałam - Nawet cuchniesz jak Demon.
- Uznam to za komplement - warknęła, unosząc nade mną sztylet. Próbowałam jej się wyrwać, ale to było bezskuteczne.
- Obiecałam Sebastianowi, że was sobie samym. Ale nie potrafię się oprzeć - przyznała, zaciskając dłoń na moich nadgarstkach.
Chciałam zacząć krzyczeć i zacząć szarpać, kiedy dziewczyna znieruchomiała. Oniemiałam, na widok strzały, która przeszyła jej pierś.
Spojrzała na coś, co znajdowało się wysoko nade mną i chwytając za strzałę, wyciągnęła ją z piersi, upadając na plecy. Obserwowałam jak jej na wpół martwe ciało stacza się po schodach aż do podłogi, by po chwili pływało w kałuży krwi.
- Nie toleruję nieposłuszeństwa.
Obejrzałam się przez ramię na stojącego u szczytu schodów Jonathana. W jednej dłoni trzymał łuk a przez ramię miał zarzuconą tubę ze strzałami.
- Zabiłeś ją.
- Była mi zbędna - wzruszył ramionami - Przynajmniej już teraz. I próbowała cię skrzywdzić, siostrzyczko.
- Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał!
- Tak samo jak mówiłaś, że się do mnie nie przyłączysz i że nie jesteśmy do siebie podobni - położył jedną dłoń na biodrze - Powtarzasz się siostrzyczko.
- Nie... - zaczęłam, ale on tylko się uśmiechnął, cmokając - Och, zamknij się.
- Sądzisz że wypada tak rozmawiać z bratem? - spytał, schodząc powoli w moją stronę.
- Dla mnie nie jesteś bratem - wstałam na nogi, masując nawzajem obolałe nadgarstki.
- Nigdy nie chciałaś mieć starszego brata? Który by był dla ciebie wsparciem? - z każdym pytaniem, zbliżał się o stopień - Który by cię chronił?
- Chciałabym mieć brata, który byłby normalny. A nie, który jest Demonem.
Stał zaledwie dwa metry ode mnie. Byłam na jego wyciągnięcie ręki.
- Jesteśmy tacy sami, Clary. Czy tego chcesz, czy nie. Nie próbuj s tym walczyć - szepnął, robiąc ostatni krok. Dotknął mojego policzka, zostawiając na nim gęsią skórkę.
- To tak, jakbyś walczyła ze swoimi przyjaciółmi. Nie chcesz ich na nic narazić, prawda?
Spojrzałam mu w oczy, wpatrując się w swoje niewielkie odbicie.
- Nie - odparłam - Nie pozwolę na to.
Zmarszczył lekko brwi, ale ja w tym samym momencie wbiłam sztylet w jego ramię, sprawiając że odskoczył do tyłu, co dało mi możliwość ucieczki. Pobiegłam na górę, mając nadzieję że rana zatrzyma go jak najdłużej.
Niestety. Ledwie dotarłam do połowy korytarza na pierwszym piętrze, a Jonathan pchnął mnie na ścianę. Jonathan był ewidentnie zły. Nagle pod jego oczami pokazały się wręcz czarne żyły, które tworzyły pod skórą niesamowitą sieć.
- Zły ruch - warknął, lekko zniekształconym głosem - Naprawdę, zły ruch.
- Puść m.. - urwałam, kiedy chwycił mnie za szyję, uderzając moją głową o ścianę.
- Powinnaś się nauczyć, że mnie się nie odmawia.
Czułam narastający ból i puchnięcie szyi. Stałam jednak spokojnie, hamując łzy.
- Skoro wolisz walczyć, będziesz patrzeć, jak giną twoi przyjaciele.
- Jace mnie znajdzie - syknęłam - I zabije cię. Jest silniejszy niż ty i..
Pisnęłam, zamykając oczy, kiedy zamachnął się ręką. Wbił pięść w ścianę tuż obok mojej głowy, tworząc między naszymi twarzami rzadką kurtynę kurzu.
- Nie zabije mnie, jeśli sam pierwszy będzie martwy - warknął, z ustami niemal przy moich.
Puścił mnie, odsuwając się o kilka kroków. Zanim upadłam na kolana, on zniknął, zabierając ze sobą resztki ciepła.
Upadłam na jedno ramię, kuląc się na zimnej posadzce. Ciągle czułam otaczające moją szyję, zimne palce Jonathana. Jego chłodny oddech. Słyszałam jego głos.
"Jeśli sam pierwszy będzie martwy".
Zamrugałam szybko, opierając się o łokcie.
- Jace - szepnęłam przerażona, ostatkiem sił starając się podnieść - Jace!
Kaszląc, wstałam na nogi i opierając się o ścianę, małymi krokami dążyłam do wyjścia. Musiałam tam się znaleźć, nim będzie za późno. Coraz łatwiej było mi łapać oddech.
Minęłam na schodach ciało Kelly, która miała ciągle otwarte oczy. Odwróciłam wzrok, rzucając się w stronę drzwi.
Były otwarte, wpuszczając do środka wiatr, niosący deszcz. Kiedy wyjrzałam na zewnątrz, zmroził mnie widok kilkudziesięciu ciał, leżących w krwi jak ciało Kelly. Nerwowo rozglądałam się za Jace'm lub za którymkolwiek z przyjaciół. Wszyscy jednak byli umazani krwią i błotem.
- Jace?!
Nikt się nie odwrócił. Było zbyt głośno. Wbiegłam między Łowców, ciągle nawołując ukochanego.
- Jace! Jace!
Stanęłam pośrodku, rozglądając się wokoło. Mroczni. Nephilim.
- JACE! - wydarłam się na cały głos, zginając w pół.
- Clary?!
Spojrzałam na Jace'a - nawet w podartym ubraniu, z ubrudzoną twarzą i lekko podrapanymi dłońmi, wyglądał jak Anioł.
Uśmiechnęłam się blado, chcąc do niego biec, kiedy on nagle znieruchomiał, a minę miał lekko zdezorientowaną.
- Jac...
Chłopak upuścił broń, sam osuwając się na kolana. Za nim, wyłoniła się postać Jonathana, trzymającego w dłoni sztylet.
Zakryłam usta dłonią, wydając z siebie zadławiony okrzyk.
- Mówiłem ci siostrzyczko - wzruszył ramionami, uśmiechając się szyderczo.
Nagle wszystko wokół ucichło. Każdy zaczął się na nas patrzeć. Mroczni stanęli za Jonathanem. Łowcy, wpatrywali się we mnie i Jace'a, który upadł na plecy, a krew zaczęła plamić jego koszulkę.
- JACE!
To był głos Celiene. Kobieta pchała się między zebranymi, aby dostać się do syna. Ktoś jednak ją zatrzymał, obejmując ramionami wokół talii.
- Nie! Nie, Jace! JACE!
Kręciłam lekko głową, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. To nie mogła być prawda. Upadłam, Zemdlałam i śnię. To zwykły koszmar.
Ale kiedy widziałam, jak krew zaczyna wypływać z jego ust, podbiegłam do niego, rzucając się na kolana. Wciągnęłam jego głowę na własne uda, głaszcząc kciukami jego policzki.
- Jace - szepnęłam, nachylając się - Jace, nie zamykaj oczu. Słyszysz, nie zamykaj ich!
- Clary - wykrztusił, krztusząc się krwią.
- Shh - odgarnęłam mu włosy z czoła, podnosząc wzrok na swojego brata. On tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej, chowając miecz za pas.
- Oto skutki twojej decyzji, Clarisso. Na dzisiaj to może i tyle. Ale to nie koniec.
- Ty.. - warknęłam, rzucając się w jego stronę. Chciałam tylko wbić sztylet w jego tętnicę, aby wykrwawił się na śmierć. Deszcz przesłaniał mi dobry widok, podobnie jak łzy. Byłam zaledwie trzy metry od chłopaka, kiedy on złączył dłonie, uwalniając czarną mgłę.
- To jeszcze nie koniec.
I zniknął. Tak po prostu. A z nim Mroczni. Rzuciłam niepotrzebnie sztyletem tam, gdzie przed chwilą stał. oddychając nierówno. Tak samo, jak biło moje serce.
- Clary?
Doszedł mnie szept Luny. Klęczała przy Jasie, zarówno ona jak i Isabelle, Will, Alec i Tom. Odepchnęłam ich, upadając przy Jasie.
Jeszcze był przytomny.
- Jace - pogłaskałam jego czoło, rozmazując brud. Zakasłał, kiedy spojrzałam na jego ranę w brzuchu. Była duża i coraz bardziej krwawiła.
- Spokojnie - szepnęłam - Zaraz.. Zaraz damy ci-Iratze.. Zaraz ci przejdzie - wyjąkałam, patrząc na Aleca. Stał nad swoim przyjacielem, ze spuszczoną głową.
- No? Alec?
Nie spojrzał na mnie. Zacisnął tylko dłonie w pięść, ukazując żyły na przedramieniu.
- ALEC, ZRÓB COŚ!
- Clary - Luna położyła mi dłoń na ramieniu. Jej warkocze były mokre i splątane a twarz zmęczona i spuchnięta od płaczu.
- Jace! - zignorowałam dziewczynę, ściskając twarz blondyna - Jace, otwórz oczy! Proszę cię, Jace!
Jego klatka piersiowa zaczęła unosić się coraz wolniej i bardziej płytko.
- Nie! Obiecałeś mi! Miałeś wrócić! Pamiętasz?! Nie możesz mnie zostawić! Proszę cię! Jace! Jace, kocham cię! Błagam, zostań!
Czułam jak łzy spływają po moich policzkach, kapiąc na twarz blondyna.
- Jace..
Zamarł. Jego pierś już się nie unosiła. Puls na szyi zniknął. Serce doszczętnie zatrzymało.
- Jace. Jace, nie - potrząsnęłam jego ramionami - Błagam. Otwórz oczy. Wstań! Jace, proszę cię. Chodźmy - pocałowałam go w policzek czując smak krwi - Jace, Jace, wstawaj. Obudź się. Jace, błagam obudź się - załkałam, chowając twarz w jego szyi - Nie zostawiaj mnie do cholery!
Grzmoty zaczęły przeszywać ciszę. Słyszałam cichy szloch Luny i drżący oddech Isabelle. Słyszałam krzyki pani Herondale i Lightwood. Słyszałam krzyk mojego własnego serca. Opłakiwało mojego Anioła.
- Miałeś wrócić.
Oderwałam się od jego twarzy i wpatrując w niebo, wykrzyczałam na cały głos jego imię.
Dziękuję Aniołki, za 30 tys. wyświetleń <3
Jeśli czytasz mojego bloga, zostaw po sobie jakiś ślad.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Boski rozdział :). Popłakałam się.Mam nadzieję ,że Jace wróci.Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrowiionka :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest nie do opisania... Popłakałam się...:'(
OdpowiedzUsuńJa muszę NEXTA !!!!
no nieeeeeee!!!!!! Znajde cie!!!!!! Jak on nie wroci to ja nie wiem co ci zrobie!!!! rozdzial jest cudowny ale on ma wrocic!!!!!!! Aaaaa!!
OdpowiedzUsuńRozdział jest super ale naprawde zrob cos zeby onwrocil bo ja nie wiem co Ci zrobie!! :D
OdpowiedzUsuńi BŁAGAM daj nexta jutro, to znaczy dzisiaj bo jest po północy, ale daj BŁAGAM
Genialne po prostu cudo plis niech Clary uratuje Jace dodaj dziś next błagam
OdpowiedzUsuńOgółem rozdział super, tylko proszę niech Jace wróć. Mam nadziej że dodosz dziś nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńMisia :)
Boże. Ale mi się chce płakać. Jace zginął. Gupi Jonathan zapłaci za, to. Ostatni raz tak ryczałam jak czytałam "Miasto szkła". Czekam na next. Jace ma wrócić z martwych. <3. Julia
OdpowiedzUsuńJace nie żyje. Nikt tego nie chciał, ale błagam Cię nie rób akcji z wskrzeszaniem, bo to będzie trącić na kilometr Mary Suizmem. Pisz dalej :D!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńjak Jace nie wroci to ja nie wiem co Ci zrobie!
OdpowiedzUsuńNieeeeeeee błagam Nieeeeeeee :'(
OdpowiedzUsuńJace boże nie wierze :(
Popłakałam się.
Ten ostatni gif jest niesamowity bardzo pasuje do tej sytuacji kurde jesteś genialna, uwielbiam cie :)
Pozdrawiam
Tess-Zuzia
Nie wierzę że on nie żyje. Naprwde świetnie piszesz i mam nadzieje że opublikujesz kiedyś książkę, życzę weny :)
OdpowiedzUsuńMozesz powiedziec kiedy bedzie next? Prosze :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj wieczorem lub jutro rano :)
UsuńPłaczę :'( rozdział cudowny <3 nie do opisania naprawdę, czekam na następny!
OdpowiedzUsuńJACE MA WRÓCIĆ! Bez niego to nie ma sensu. Niech to będzie jakaś wizja podsunięta przez Jonathana, sen, cokolwiek. Błagam :'(
OdpowiedzUsuńZadaj jakies pytanie w nastepnej nocce:D tak jak kiedys sie nas pytalas za co lubimy Twojego bloga albo ulubiony cytat:D fajnie czytalo sie te odpowiedzi :D
OdpowiedzUsuńPS. Jak Jace nie wroci to nwm co Ci zrobie!
*notce
UsuńPopłakałam się :( ... Z niecierpliwością czekam na next :)
OdpowiedzUsuńOMG!! No nie wieże. Jace zginął .... masakra ! musisz go uratować bo oszaleje !!! : ale oczywiście rozdział superowy :)
OdpowiedzUsuńNie wierze jestem w szoku zatkało mnie na całego jak to przeczytałam... rozdział naprawdę udany ale mam nadzieje że Jace wróci cały i zdrowy :* A Jonathan poniesie karę za swój czyn :) czekam na next :* <3 Julka K
OdpowiedzUsuńrozdział super ale JACE MA WRÓCIĆ ;) poryczałam się przez Ciebie
OdpowiedzUsuń<3
Nie on ! On nie może umrzeć ! Płakałam czytając to BOSKI ROZDZIAŁ !
OdpowiedzUsuńNie!!! Jak mogłaś go zabić? Jakim prawem ? !!!!! Nie!!!
OdpowiedzUsuńProsze niech Jace zmartwychwstanie :'( .
Jeśli miałabyś ochote napisać kokejnego bloga i nie miałabyś pomysłu możesz napisać własną historie ,, Szeptem"
Wracając do roździału :
Był super , ale uratuj Jaceq bo ja mam tu serce rozsypane na milion kawałków , zrób coś aby złożyło sie w całość .
:'( ja tu rycze .
Dodaj szybko nexta i życze weny , twoja wierna fankoczytelniczka <<33
Szooook ;____; On nie może umrzeć, Jace maa żyyć !! :3 bez niego to nie to samo..rozdział niesamowity i czeekam na neextaaa ^.^
OdpowiedzUsuń