sobota, 3 stycznia 2015
18. Jeśli ci na czymś zależy, nie potrafisz hamować prawdziwych uczuć.
- Jace, pospiesz się - pociągnęłam go bardziej, kiedy schodziliśmy po schodach. Byliśmy spóźnieni już dobre dziesięć minut.
- Och, daj spokój - jęknął, zatrzymując się, z impetem mnie do siebie przyciągając. Ze stłumionym okrzykiem zdziwienia złączyłam nasze usta, uśmiechając się delikatnie. On naprawdę był niemożliwy.
- Jace.. Stracimy kolejne dziesięć minut - powiedziałam, niechętnie się od niego odpychając - Chodźmy, naprawdę,
Przewrócił oczami, ale w końcu ruszyliśmy dalej. Cały czas trzymał moją dłoń, sprawiając, że moje serce nie mogło się uspokoić.
W sumie, nie myślałam o reakcji innych, kiedy nas zobaczą. Do czasu, aż nas naprawdę nie zobaczyli. Kiedy weszliśmy do środka, byłam pewna, że Jace puści moją dłoń i każde z nas pójdzie w swoją stronę.
Jak bardzo się myliłam.
Kiedy poluzowałam uścisk, on tylko wzmocnił swój, przysuwając mnie bliżej do siebie. Przygryzłam lekko wargę, spoglądając na niego. Uśmiechnął się tylko, mrugając.
Minęliśmy moich przyjaciół - Willa, Lunę i Toma. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko porozumiewawczo poruszając brwiami, Will niemo zawgwizdał a Tom..
Uśmiechnęłam się do niego, ale on odwrócił wzrok na coś, co pewnie stało się dla niego strasznie interesującego.
Aha. Cholera jasna.
Także omal nie dostałam zawału, kiedy zatrzymaliśmy się przy kimś, kto był tak naprawdę obcy dla mnie. No, może same spędzanie w tym towarzystwie.
Izzy wyglądała świetnie nawet w dresie i czarnej bluzce z dekoldem, podobnie jak Kelly. Alc miał na sobie sportowe spodenki do kolan i granatowy podkoszulek. Uśmiechnęłam się do rodzeństwa, omijając Kelly wzrokiem.
- Hej - przywitał ich Jace, dalej nie puszczając mojej dłoni.
- Spóżniłeś się mniej niż zwykle, gratuluję - prychnęła Izz, ale jej wzrok pozostał czuły.
- Powiedzmy że pod wpływem - zamachnął naszymi splecionymi dłońmi. Przewróciłam oczami, krzyżując nogi w kostkach.
- Wydaje mi się, że czujesz się znacznie lepiej? - spytał Alec, szturchając go w bok.
- Wręcz doskonale.
Poczułam jak zaciska się bardziej wokół moich kostek, a ja przypomniałam sobie poranną rozmowę.
''Doskonale''.
- Świetnie widzieć w końcu wszystkich - oderwał nas od rozmowy głos Roberta. Stał oparty o manekina - Dzisiaj ćwiczenie ślepca.
Dziewczyny jęknęły, a mi pozostało zastanawiać się, o co chodzi.
- Jeśli ktoś nie wie - tu zerknął w moją stronę - Polega to na zawiązaniu sobie oczu i unikaniu strzałów nożami. Trzeba polegać na wszystkim innym instynktom. Ale nie wzrokowi.
Ach, już rozumiałam.
Ja nazywałam to nożownikiem. Ale co kto woli.
- Osoba staje na środku sali, a reszta rzuca w jej stronę. W porządku. Kto idzie do kręgu?
- Ja?
Każdy popatrzył w moją stronę.
Mogłam to zrobić. Ojciec trenował to ze mną. A bardziej.. Na mnie. Wiele razy musiałam użyć Iratze, albo innych pomocy medycznych. Ale byłam w tym wyszkolona.
- Och, Clary.. No-dobrze. Zapraszam.
Puściłam dłoń Jace'a, zbliżając się do Roberta. Podał mi czarną chustę, wskazując na czarne koło.
- Stań tam i zawiąż to sobie na oczy. Zostanie oddane siedem strzałów. Na pewno chcesz..
- Tak - przerwałam, jakby sądził że nie dam rady.
Wykonałam oba polecenia, słysząc jak zostają rozdane sztylety. Kroki, na ustawienie się. I cisza.
- Skup się, Clarisso.
Kiwnęłam głową, nasłuchując. Miałam bardziej wyczulone zmysły. Nie wiedziałam dlaczego. Ale miałam.
Świst pierwszego rzutu. Zrobiłam krok w lewą tronę. Miecz przeleciał mi tuż obok ucha.
- Brawo.
Niespokojny oddech. Luna. Oddała rzut - kucnęłam. Miecz poleciał za mnie.
- Dobrze.
Trzy kolejne rzuty, poszły mi doskonale. Z piątym było gorzej - zaczęli tupać, całkowicie zagłuszając wszystko. Poczułam krople zimnego potu na czole. Nie. Skup się.
Ktoś wciągnął ze świstem powietrze, kiedy miecz przeleciał tuż obok mojej twarzy. Było blisko. Za blisko.
I ostatni. Ktoś długo się zabierał, żeby go oddać. Myślałam, że go nie usłyszę i dostanę.
- CLARY!
Odwróciłam się raptownie, kiedy usłyszałam przeszywający powietrze metaliczny dźwięk. Wyciągnęłam dłoń, chwytając sztylet w dłoń.
Siedem.
Wypuściłam delikatnie drżący oddech, zdejmując opaskę z oczu. Stałam przodem do Kelly, która przeszywała mnie mrożącym w krew żyłach spojrzeniem. Przełknęłam ślinę, odwracając twarz.
- Doskonale Clary - powiedział pan Lightwood - Valentine poradził sobie, jeśli chodzi o twoje
szkolenie.
Drygnęłam, w geście podziękowania. Oddałam mu miecz i chustę, czując jak adrenalina powoli spada z wysokości.
Spojrzałam na Toma, który przechodził obok. Znów ponowiłam próbę uśmiechu. Nic.
O co mu chodzi?
O Jace'a?
Myślałam, że już sobie coś wyjaśniliśmy. Ale to chyba tylko ja tak myślałam.
Kiedy Robert ogłaszał nowe ćwiczenie, podeszłam do swojej przyjaciółki, która z trudem opanowywała piszczenie.
- Na Anioła! - szepnęła, ale głos podniósł jej się o oktawę - Jace trzymał cię za rękę! Jace Herondale trzymał cię za rękę! Clary!
- Wiem, wiem - syknęłam rozbawiona - Nie przeżywaj tak tego.
- On coś do ciebie ma! Zaraz - machnęła dłońmi - Jesteście parą?
- Znaczy..
- O mój Boże! Jesteście?!
- Nie wiem. Nie określiliśmy tego.. Dokładnie - wyjaśniłam, omijając fakt, co mi wyznał.
- Na Razjela, spotykasz się z Herondale'm. O. Mój. Boże.
Zaśmiałam się cicho, całując ją w policzek. Jest taka cudowna, przysięgam.
- Co z Tomem? - spytałam, lekko zestresowana tym tematem.
- Och, cóż - westchnęła - Powiedzmy że dopóki was nie zobaczył, był w cudownym nastroju.
- Co mu to przeszkadza? - nachmurzyłam się, krzyżując ramiona na piersi.
- Jeśli ci na czymś zależy, nie potrafisz hamować prawdziwych uczuć - szepnęła, spuszczając głowę.
- O czym ty..
- Wiesz o czym, Clary.
Tom nie mógł czuć do mnie TEGO. Nie mógł. Nie. Nienienienie.
Przecież.. To mój przyjaciel.
Przyjaciel.
Kolejnego ćwiczenia nie musiałam już robić. Siedziałam na materacu, przyglądając się swoim paznokciom. Kiedy ja je ostatnio malowałam? Powinnam się za siebie zabrać.
Zerknęłam w stronę przyjaciół. Will mówił coś do Toma, który stał jak kompletne zombie. Patrzył się na coś w przestrzeń, a ja zastanawiałam się czy w ogóle słucha młodego Blackwood'a.
Luna spojrzała na mnie, zrezygnowana wzruszając ramionami.
Świetnie.
- Idziesz?
Podniosłam wzrok na stojącego nade mną Jace'a. Wyciągnął oznakowaną dłoń, przekrzywiając głowę.
- Tak - pozwoliłam pomóc się podnieść. Zrobił to oczywiście za mocno, bo uderzyłam o jego pierś, kiedy obok nas przechodziła Kelly. Zmroziła mnie ponownie wzrokiem, odchodząc z kołyszącymi biodrami.
Spuściłam głowę, zasłaniając twarz włosami.
- Nienawidzi mnie.
Zresztą, tak jak ja jej.
- I jak to ty teraz przeżyjesz? Zapewne przyjaźń z nią to było twoje marzenie.
- Największe na świecie - prychnęłam, uderzając czołem o jego pierś.
- Eh, a już myślałem że ja jestem tym największym marzeniem - mruknął, udając obrażonego.
- Byłeś.
Spojrzałam na niego. Posłał mi lekko urażone spojrzenie.
- Spełniło się. Więc.. Kolejka marzeń przesunęła się o jedno.
Przewrócił oczami, uśmiechając się szeroko.
- Jesteś niemożliwa.
Trąciłam go lekko w ramię, w momencie kiedy podeszła do nas Izzy. Jak to jest możliwe, że po takim treningu dalej prezentowała się idealnie?
- Pamiętasz Jace, o naszym wypadzie?
- Uhm.. - uniósł oczy ku górze - Ach. Brooklyn?
Kiwnęła głową, kładąc dłoń na biodrze. Spojrzała na mnie, unosząc pytająco brew.
- Chcesz iść z nami, Clary?
- Nie - odparł krótko Jace, niemalże warcząc na Izzy.
- Co? Czemu? - spytałam, lekko urażona.
- Clary, to niebezpieczne. Szukając twojego ojca, mogą też uwziąć się na ciebie.
- Ale. Ugh, umiem się obronić Jace. Nie przesadzaj, okay?
- Poza tym, to tylko impreza - dorzuciła Isabelle - Idą wszyscy. I chcesz ją skazać na siedzenie z Hodge'm?
- Zaraz - machnęłam rękoma - Nie chcesz, żebym szła na imprezę? - spytałam go z niedowierzeniem - Jace!
- Och, dobra! Nic już nie mówię! - uniósł ręce w geście obronnym, uśmiechając się zadziornie.
- Ustalone - skomentowała Isabelle, również się uśmiechając.
***
- Nie mam w co się ubrać! - jęknęłam, zaglądając do szafy. Co prawda miałam kilka sukienek, ale kompletnie nie wiedziałam, która by się nadawała.
- Koszmar - mruknęłam, siadając zrezygnowana na łóżku. Chyba jednak Jace nie musiał się specjalnie starać, żebym nie poszła. Wtedy doznałam olśnienia.
- Izzy - rzuciłam się w stronę jej pokoju, szybko pukając. Otworzyła mi w ciągu sekundy, z lokówką w dłoni.
- Pomóż mi - rzuciłam, wparowując do jej pokoju - Nie mam w co się ubrać.
- Trafiłaś idealnie - powiedziała, wskazując na szafę - wybierz coś sobie.
Wzruszyłam ramionami, podchodząc do pękającego w szwach mebla. Miała tu dosłownie wszystko.
- Co to dokładnie za impreza?
- U jednego czarownika. Bane, czy jak mu tam - zmarszczyła nos, zaplątując włosy na lokówkę.
Pokręciłam głową, przerzucając wszystkie ubrania. Wszystko było takie.. Małe? Krótkie? Coś, w czym wyglądałabym strasznie.
- Zaczekaj - powiedziała, wyciągając z komody lśniący, czarny materiał, rzucając mi go - Będzie idealna.
Rozłożyłam sukienkę - chociaż dla mnie mogłaby robić za tunikę - przykładając ją do ciała. Sięgała mi ledwo za tyłek, ale była.. Cudowna.
Cienkie ramiączka, odkryte plecy i cekiny wyszyte w kształt gorsetu.
- Do tego mam wysokie buty i kabaretki. Będziesz wyglądać cudownie! Wyobrażam sobie Jace'a. Albo Kelly!
Co?
- Myślałam, że przyjaźnisz się z Kelly.
- Co? Och, koleguję - machnęła ręką - Ale przyjaźnią bym tego nie nazwała.
- Och.
W międzyczasie ubrałam sukienkę, nie mogąc przyzwyczaić się do materiału i kroju. Czułam się tak naprawdę goła.
- O-wow. Nieźle Morgenstern - uśmiechnęła się, podając mi buty. Na wysokim obcasie, sięgały za kolana, kryjąc krótkość sukienki. Do tego obiecane kabaretki i skórzana kurtka z ćwiekami na ramionach.
Cudownie.
- I jak? - spytałam, kręcąc się wokół własnej osi.
- Świetnie. Jeszcze tylko - posadziła mnie na krześle przed lustrem - Makijaż i włosy.
Jęknęłam, kiedy zabrała się za końcowe moje wyszykowanie. Odprężyłam się pod dotykiem jej palców w moich włosach, kiedy zaplatała je w efektownie niedbałego kłosa, puszczając go na jedno moje ramię.
- Dzięki.
Spojrzałam na jej odbicie.
- Za co?
- Nie wiem jak to robisz. W sensie, że Jace.. Zmienia przyzwyczajenia. Ale jest lepszy. Dziękuję.
- Izzy, ja..
- Wiesz, on żył według własnych zasad. Wszystko na chwilę, aby się zabawić. Dla mnie i Aleca, jest on jak brat. Ale nie potrafiłam zrozumieć, jak on potrafi tak funkcjonować. Żadnych związków. Bez miłości. Nawet Kelly nie mogła tego zmienić. A tu przychodzi taki mały rudzielec - spojrzała na mnie czule - I wszystko zmienia.
"Naprawiasz, Clary. Wprowadziłaś światło. Do Instytutu. Między nas. Do mnie".
Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy skończyła nakładać eyeliner i puder.
- Okay. Gotowe.
Spojrzałam na swoje odbicie, oniemiała. Wyglądałam.. No moim zdaniem? Wow.
- Idziemy? - spytała, zawiązując na swój nadgarstek lśniący bicz.
- Idziemy.
Wszyscy stali w głównym holu. Jace rozmawiał z Alekiem i -zastrzelcie mnie - Kelly stała tak blisko niego, że ich uda i ramiona się stykały.
Nie widział najwyraźniej w tym problemu.
W takim razie okay. Minęłam ich, podchodząc do swoich przyjaciół. Chłopcy mieli na sobie czarne jeansy, szare lub białe koszulki i skórzane, czarne kurtki. Luna ubrała granatową sukienkę z przodem do połowy ud i tyłem do kolan, spinając blond włosy w niedbałego koka.
- Clary? Ty.. Wow - skomentowała dziewczyna, przyglądając mi się od góry do dołu.
- Isabelle - odparłam, uśmiechając się lekko. Spojrzałam na Toma. Przyłapałam go a tym jak wodzi wzrokiem po moim ciele jak przed chwilą Luna, ale szybko wrócił do rozmowy z Willem.
No co jest?!
- Widziałaś chociaż minę Jace'a? - szepnęła mi do ucha, kiedy ruszyliśmy w drogę.
- Um, nie?
- Żałuj - zachichotała, biorąc mnie pod rękę.
***
- To tutaj - powiedziała Isabelle, kiedy stanęliśmy przed budynkiem ogrodzonym żywopłotem. Dziewczyna wyciągnęła złożoną na pół kartkę.
- Izzy? Właściwie - Alec uniósł brew - Skąd ty wzięłaś zaproszenie?
- Serio Alec? - prychnęła, pukając do ogromnych, okrągłych drzwi.
Otworzyła nam je brunetka z kocimi oczami - dosłownie - posyłając pytające spojrzenie. Isabelle machnęła jej kartką przed nosem, sprawiając że dziewczyna nas wpuściła.
Przechodząc obok niej, zauważyłam że jedno oko ma zielone, drugie koloru orzechowego. I dopiero coś sobie uświadomiłam.
MÓJ SEN.
To była ONA.
Kręcone, ciemne włosy. I dwoje różnych oczu.
Uśmiechnęła się do mnie, jakby też mnie poznała. Zmarszczyłam brwi, doganiając swoich przyjaciół.
W środku było zupełnie jak w zwykłym klubie. Ale nie do końca. Nie był to klub Przyziemnych.
Wampiry.
Wilkołaki.
Nephilim.
Czarownicy.
Fearie.
- Fajnie, co? - spytała Luna, wskazując na wszystko - Bane umie urządzić imprezy.
Kiwnęłam głową, myślami błądząc wokół dziewczyny przy wejściu. Kto to był?
Każdy praktycznie wpadał na każdego. Przecisnęłam się na parkiet, pełnego tańczących. Z góry leciał sypki brokat, opadający na głowy.
"Clary"
Obejrzałam się na dźwięk swojego imienia. Nagle nic nie słyszałam. Jakbym była pod wodą.
"Widzę cię".
Ruszyłam dalej, chcąc się nagle wydostać z zatłoczonego parkietu. Było mi duszno. Okropnie duszno i gorąco.
Pod ścianą ustawione były stoły i krzesła.
Zaraz.
Znam to miejsce.
Po lewej stronie, powinny być..
Schody. Były tam.
Skąd do cholery ja znam to miejsce? I tą dziewczynę?
Zauważyłam drzwi od toalety. Ruszyłam w ich stronę, oddalając się od hałasu.
Zamknęłam się w łazience, stając przed lustrem. Byłam praktycznie cała w brokacie.
- Świetnie - mruknęłam, odkręcając zimną wodę, schładzając swoje dłonie. Spojrzałam na swoje odbicie i omal nie krzyknęłam. W lustrze, tuż za mną, stał chłopak niezwykle podobny do mojego ojca. Tyle że o wiele młodszy i przystojny.
- Clary - szepnął, wyciągając w moją stronę dłoń. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Zniknął też z lustra. A ja w dłoni trzymałam swój własny medalion.
C. A. M.
Wytrzeszczyłam oczy, drżącą ręką dotykając złotej pamiątki. Myślałam, że go zgubiłam. Przecież..
- Clary?
Spojrzałam na Jace'a, który zamykał właśnie za sobą drzwi. Schowałam medalion do kieszeni kurtki, obciągając sukienkę do dołu.
- Ehm, cześć. Coś się stało?
- Nie mogłem cię znaleźć - podszedł bliżej, tak że czubki naszych butów się stykały.
- Kelly znalazła innego tancerza? - prychnęłam, odwracając od niego twarz.
- Co?
- Nic. Nieważne.
Chwycił mój podbródek w palce, odwracając do siebie. Boże, on jest taki cudowny.
- Jesteś - popatrzył rozbawiony - Zazdrosna?
- Skąd - prychnęłam znowu, zdenerwowana.
- Powiem ci, że średnio mi się podobało, kiedy każdy kto na ciebie spojrzał, już nie mógł oderwać wzroku.
Przewróciłam oczami, z ani trochę nie poprawionym humorem. Jace nie miał o co być zazdrosny. Więc i taki nie był.
- I nawet nie wiesz - zamruczał, chwytając moje biodra, sadzając na łazienkowym blacie. Stanął pomiędzy moimi nogami, jedną dłonią głaszcząc moje udo, drugą kładą mi na plecach.
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo musiałem się powstrzymać, żeby się na ciebie nie rzucić przy wszystkich, kiedy cię zobaczyłem w holu.
I okay, to mi znacznie humor poprawiło.
- Tak? - zachichotałam, wodząc dłońmi z dołu ku górze po jego torsie.
- Tak bardzo - rzucił, wpijając się w moje usta.
Westchnęłam, kiedy zderzyły się ze sobą nasze języki.
Oplótł mnie ramionami, przyciągając do siebie tak blisko, jak tylko to było możliwe.
Jego palce nagle znalazły się pod ramiączkami mojej sukienki, zsuwając je z moich ramion. Fala podniecenia ogarnęła całe moje ciało. Ujęłam jego twarz w dłonie, przyciskając mocniej do swojej. Chciałam jeszcze, jeszcze, jeszcze. Więcej, niż było możliwe. Iść poza granicę.
Odsunął się, patrząc mi w oczy. Oboje dyszeliśmy. Schowałam palce za szlufki jego jeansów, oplatając go w pasie nogami. Uśmiechnął się łobuzersko, nachylając się w moją stronę. Moje serce podskoczyło, kiedy złożył pocałunek na nagim ramieniu, zostawiając gęsią skórkę. Kontynuował słodką torturę, kreśląc pocałunki na szyi, aż do linii szczęki, zatrzymując się przy kąciku ust.
Ze zniecierpliwieniem odszukałam jego usta, chwytając w dłonie rąbek jego koszulki, Z gardła wydobył mu się pomruk zadowolenia, kiedy podciągnęłam ją do góry, aby się jej pozbyć. Unosił już ramiona, kiedy usłyszeliśmy jak ktoś wpada do łazienki.
Upuścił ręce koszulka wróciła na swoje miejsce. Poprawiłam ramiączka i przygładziłam włosy.
Jakaś młoda dziewczyna z chłopakiem zamknęli się w osobnej kabinie, zajęci sobą. Uspokoiłam oddech, zeskakując z blatu.
Tak i w ten sposób zrobiło się jakoś niezręcznie.
- Hm, wybacz..
- Za każdym razem będziesz mnie za to przepraszać? - warknął, kierując się do wyjścia.
- Jace..
- Nigdy do niczego nie dochodzi, ale ty i tak przepraszasz. Wiesz co.. Daruj sobie.
Chciałam coś powiedzieć, ale zniknął już z łazienki, zostawiając mnie samą.
O co chodzi?
Wybiegłam za nim, ale w tym tłumie nie mogłam go znaleźć. Serce dalej biło mi jak oszalałe.
Dostrzegłam w końcu Lunę, machającą w moją stronę.
- Zbieramy się.
- Już? - zdziwiona uniosłam brwi.
- Tak. Tłoczno tu trochę - wzruszyła ramionami, chwytając moją dłoń. Znaleźliśmy resztę grupy przy wyjściu. Jace nie patrzył na mnie, tylko bawił się stelą, udając że słucha Kelly.
"Nigdy do niczego nie dochodzi, ale ty i tak przepraszasz"
Poczułam ukłucie w sercu. Tak bolesne, że przez chwilę myślałam że naprawdę dostaję ataku.
Nienawidzę uczucia, że Jace jest na mnie zły.
A Kelly wykorzystuje ten fakt.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę, kiedy wyszliśmy na chłodne powietrze.
***
Jak tylko wróciliśmy do Instytutu, zamknęłam się w swoim pokoju, zrzucając ubrania i zmywając makijaż.
Byłam totalną idiotką.
Czułam jak gorąca woda, miesza się z moimi łzami.
Chciałabym być taka, jaką wymarzył sobie Jace. Ale nie potrafiłam. Po prostu nie potrafiłam.
Omal nie wrzasnęłam, kiedy zauważyłam go siedzącego na moim łóżku. Ubrał szary dres, był boso i bez koszulki.
- Co tu robisz? - spytałam, wieszając mory ręcznik na krześle. Nie odpowiedział mi, tylko przypatrywał. Zniecierpliwiona poczułam, jak znów zaczynają piec mnie oczy.
- Co? - warknęłam, chociaż wcale tego nie planowałam.
Wyciągnął dłoń, w końcu się odzywając.
- Chodź.
Uniosłam brew, krzyżując ramiona na piersi. Nie ujęłam jego dłoni, ale podeszłam, stając między jego nogami.
W ciągu sekundy oplótł ramiona wokół mojej talii, przytulając twarz do mojego brzucha.
- Przepraszam - szepnął, kiedy zaplątałam palce w jego włosy - Przepraszam.
Pogłaskałam go po głowie, nie mogąc w to uwierzyć.
Czyli.. Nie był na mnie zły? Jeszcze myślał, że to ja jestem zła na niego?
- Jesteś takim idiotą - zaśmiałam się cicho, siadając okrakiem na jego kolanach. Pocałował mnie szybko w usta, po czym przytulił, niszcząc jakąkolwiek odległość między naszymi ciałami.
Nie pamiętam nawet kiedy leżałam w jego ramionach, usypiając pod dotykiem jego palców, kreślących wzory na moim ramieniu.
Dłużej niż zwykle :')
Mam nadzieję, że rozdział znośny, chociaż przyznam, mogłam trochę go popsuć >.<
Jeśli czytasz mojego bloga, zostaw po sobie jakiś ślad
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oo cudnie *_*
OdpowiedzUsuńA czy mogę prosic o zazdrosnego Jace'a? :)
Czekam na następny rozdział ;)
Oooooooo <33333 Rozdział: BRAK SŁÓW ! NIEZIEMSKI !
OdpowiedzUsuńJak ty to robisz, że zawsze zapiera mi wdech w piersiach ?!!
SZYBKO NEXTA !!!!
Super niesamowity rozdział. Czekam na next. <3. Julia
OdpowiedzUsuńRozdział nieziemski. Zawsze ciężko mi jest czekać na NEXT bo chce go już. To jak katusze. Zawsze rozdziały są niesamowite. Czekam na NEXT mam nadzieje że będzie jutro.
OdpowiedzUsuńZnośny?! Znośny?! Był cudowny!!!
OdpowiedzUsuńPomijając fakt ze ja nie czytam tylko ja pożeram twoje rozdziały.
Czekam na next jak zawsze <3
Tess
Powiedz ze będzie jeszcze taki moment Clace ^^
OdpowiedzUsuńTess
Tess: Clace będzie się rozwijać cały czas :'))
Usuńdo wcześniejszego anonima: zazdrosny Jace? zobaczymy :D
Jej jestem szczęśliwa :')
UsuńTess
Zartujesz? Jest mega! Kocham Twojego bloga! Kocham sposob w jaki opisujesz odczucia bohaterow! I jeszcze te gify super! Zycze weny i z utesknieniem czekam na next! CLACE FOREVER♥
OdpowiedzUsuńCzy był znośny?
OdpowiedzUsuńBył świetny ;) .
Kiedy next?
Błagam jutro jak najszybciej :D
Zazdrosny jace byłby nawet spoko xd . Ale to ty piszesz i tak jak piszesz jest super .
Więc dodawaj szybko next .
Jestem cała zamotana pisząc ten komentarz xd *.* .
Dobra weny życze i dodaj jutro next prosze :)
Ludzie powiedzcie mi czy rozdziały tej dziewczyny mogą być nieznośne ? Nie.
OdpowiedzUsuńNawet znośne być nie mogą ... Wszystkie są tak zajebiste że ja ci radze ty wydaj kochanie książkę , bo zarobisz fortunę ^^ Najlepsza była reakcja Luny!!!Tom jak przeczuwałam załamał się wewnętrznie , ukrywa to , Kelly(podła suka ) aaa ruszyło ją to ^^ No i reszta to yak okay. No ale tu zgadzam się z Jace'm mogłoby w końcu do czegoś dojść !! <3 Ja tylko czekam na ten moment ^^ <3 Dobra , pewnie cię przynudziłam totalnie ale to sama prawda :* Czekam na następny <3
/Rose
Kolejny cudny rozdział *.*.Zgadzam się że mogłoby doczegoś więcej dojść (choć wynika że to Jace się powstrzymuje według mnie).Clace 4ever<3.Zazdrosny Jace może poczułby co czuje Clary kiedy Kelly(very,very stupid bitch)tak go kokietuje.Tom cierpi wewnętrznie i strzelił focha na Clary.Bosko piszesz weny,weny i jeszcze raz weny.Czekam na next,który mam nadzieję bd jutro:)/Karolcia
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAA świetne !!
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga<3
Życzę dużo weny i czekam na Nexta
To zdecydowanie moj ulubiony blog zwiazany z tematyka Darow Aniola! Bardzo mi sie podoba! Swietnie piszesz! Czekam na kolejny! PS. Jakby cos zaszlo powazniejszego miedzy Jacem i Clary to by bylo calkiem fajnie haha
OdpowiedzUsuń