Clary
To nie mogła być prawda. On wcale nie umarł. Ja po prostu śnię. Zaraz się obudzę z tego koszmaru i wszystko będzie dobrze.
- Jace - ciągle potrząsałam jego ramionami, w kółko szepcząc jego imię.
- Clary - załkała cicho Isabelle, przytulając do piersi moją głowę - Przestań. To koniec..
- Nie! - odepchnęłam ją, ponownie wciągając na kolana złotą czuprynę Jace'a - On-on się obudzi.. Zaraz.. Zaraz wstanie i...
- Clary, on się nie obudzi - mruknął Tom, dźwigając się na nogi.
- Jak ty..
Jednak każdy powoli zaczął się podnosić. Tylko nie ja.
Z niedowierzeniem patrzyłam na cofających się przyjaciół, z których spływały strużki wody. Odnalazłam wzrokiem Celiene, która przytulona plecami do męża, obejmowała się ramionami, wpatrując w burzowe niebo.
- To nie jest koniec - szepnęłam do Jace'a, głaszcząc jego policzek - To nie może być koniec. Nie możesz mnie zostawić. Kocham cię.
Pocałowałam go w zimne wargi, zbierając smak krwi i brudu. Twarz straciła wszystkie kolory i ciepło.
- Nie pozwolę na to.
Uniosłam twarz ku niebu, zamykając oczy. Krople deszczu zaczęły spływać po moich policzkach, mieszając się ze łzami. Mimo to, uśmiechnęłam się lekko, wyobrażając sobie Jace'a stojącego tuż przede mną. Żywy. Pełen blasku i energii. Mój Anioł.
Poczułam nagle, jak wewnętrzna część moich dłoni, zaczyna niemal palić. Nie otwierałam jednak oczu. Cały czas skupiałam się na chęci powrotu Jace'a.
Mrowienie na mojej skórze, zaczęło stopniowo się nasilać. Czułam, jakbym biała w sobie gorący balon, który zaczyna rosnąć i stara się znaleźć sobie jakąś drogę na zewnątrz.
Zacisnęłam palce na skroniach chłopaka, chcąc dać możliwość mojemu mentalnemu balonowi przedostać się ze mnie do mojego ukochanego.
Coś zaczęło mnie razić a wokół zrobiło się dziwnie ciepło. Słyszałam tylko własne bicie serca, kilka wciąganych ze świstem oddechów i cichy szept.. Sophie?
- O. Mój. Boże.
Sophie
Kiedy zorientowałam się, że Clary uciekła z powrotem do Idrysu, zerwałam na nogi Magnusa, w pośpiechu otwierając portal.
Wbiegliśmy w momencie, kiedy Jonathan zniknął z placu a wokół ciała Jace'a, zebrali się młodzi Łowcy.
W tym Clary.
Teraz była tam sama. I chyba nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi.
- O. Mój. Boże - szepnęłam, kiedy skóra Clary zapłonęła Niebiańskim Ogniem a z jej dłoni wydobyło się oślepiająco białe światło. Stworzyło ono świetlistą zasłonę, odgradzającą ich dwójkę od zebranych. Wszyscy patrzyli oszołomieni, bez możliwości jakiegokolwiek ruchu.
- Sophie, musimy do niej iść - syknął zdenerwowany Magnus, ale ja chwyciłam jego dłoń, wskazując palcem.

- Nie. Spójrz.
Kopuła ognia zniknęła, odsłaniając Clarissę i Jonathana. Dziewczyna miała rozłożone ręce jak Anioł, kiedy ciało Jace'a, zaczęło się powoli unosić a wraz z nim kawałki prochów i ziemi.
- "A jej moc, będzie w stanie uzdrowić" - wyszeptałam, niemal przez łzy. Spojrzałam na czarownika, który wzrok miał utkwiony w dwójkę Nephilim - Nigdy nie widziałam tak potężnej mocy. Ona..
- Go wskrzesza - dokończył, ujmując w przejmującym geście moją dłoń.
Jace wycięty w łuk wisiał w powietrzu a smugi światła wydostawały się z jego rany, powoli zanikając. Kawałki ziemi lewitowały razem z nim, dopóki światło z jego brzucha nie zniknęło a on stopniowo nie opadał.
Wtedy było po wszystkim, ogień zniknął, dając możliwość powrotowi deszczu i zimna.
- C-clary? - wyjąkałam niepewnie, wyciągając dłoń w jej stronę.
Ona tylko upadła wyczerpana na jeden bok, rozrzucając wokół siebie burzę rudych włosów, które jeszcze lekko lśniły.
Clary
Upadłam na jeden bok, uderzając policzkiem w mokrą ziemię. Czułam jak błoto ochlapuje mi twarz, ale nie dbałam o to. Nie po tym, co przed chwilą zrobiłam.
Tylko co ja właściwie zrobiłam?
- Clary! - pisnęła Sophie, nachylając się nade mną. Mokre, ciemne włosy, łaskotały mój policzek, kiedy chwytając mój podbródek, odwróciła ku sobie.
- Clary.
Wpatrywałam się w jej dwukolorowe tęczówki, kiedy odgarnęła kosmyk loków z mojego czoła.
- Sophie..
- Już dobrze. Wszystko dobrze..
- Jace - złapałam jej nadgarstek - Jace..
Spojrzała na coś, co znajdowało się za mną, kiedy usłyszałam głośne kasłanie i dławienie się.. Wodą?
Nie miałam jednak siły, aby spojrzeć.
- Co z nim? - jęknęłam, nagle tracąc wszystkie siły. Ogarnięta sennością i niewyjaśnionym bólem w całym ciele.
- Clary.
Ten niemalże niesłyszalny szept, lekko zachrypnięty głos, rozpoznałabym wszędzie. Odwróciłam głowę, aby móc ujrzeć czołgającego się do mnie Jace'a. Był blady, ale powoli odzyskiwał kolory. Ważniejsze było to, że oddychał. I szedł do mnie.
Upadł tuż obok mnie, z twarzą tuż przy mojej. Jego złote tęczówki były pełne życia, a ja mogłam wyczuć jego coraz cieplejszy oddech na swojej skórze.
- Jesteś tu - wyszeptałam, nie mogąc w to uwierzyć - Jesteś.
Zobaczyłam, jak wypuścił niewielką łzę, która spłynęła z jednego kącika oka do drugiego.
- Jestem tu.
Zamknęłam oczy, napajając się rosnącą w moim sercu euforią.
***
Stałam w środku ciemności. Panowała cisza, która przyprawiała mnie o niemałe dreszcze. Czułam na policzkach ślady zaschniętych łez, a moje własne serce dalej biło nierówno.
- Clarisso?
Podniosłam wzrok, na smugę światła. Z niewielkiej, zmieniała się w dużą i oślepiającą, do momentu aż nie uformował się z niej mężczyzna, owinięty białą szatą wokół pasa, z mieczem okrytym ogniem.
- Nie bez powodu, uzyskałaś tak silną energię. Serce twe jest czyste. Odporne na pokusy, nasuwające się przy dokonaniu wyboru. Jaki jest więc twój?
Wskazał dłonią na coś, co podświetliła kolejna smuga światła. Był to Jace. W czystym, czarnym stroju, czystą twarzą i lśniącymi włosami. Nie poruszał się, nie oddychał.
- Wybieram Jace'a.
***
Usiadłam gwałtownie na łóżku, zalana potem. Bluzka kleiła mi się do piersi i kręgosłupa, co było niezbyt komfortowe.
Spojrzałam na zegarek - była trzecia nad ranem. Okno, chociaż na szeroko otwarte, dawało mi niewiele. Nie padał deszcz ani śnieg, który mógłby schłodzić moją skórę.
- Clary? - ciche pukanie w drzwi, zmusiło mnie do skupienia - Wszystko dobrze?
Nie chciałam odpowiadać, ale byłby to wtedy pretekst, że wejdzie i sprawdzi, czy wszystko dobrze. Z kolei, cokolwiek bym nie zrobiła, ona i tak by weszła.
- Tak.
Drzwi się uchyliły i do środka zajrzała Isabelle. Czarne włosy upięte miała w niedbałego koka, z którego luźne kosmyki włosów opadały na kark. Usiadła obok mnie na łóżku, kładąc dłoń na moim kolanie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze - westchnęłam, wzruszając ramionami - Tylko.. Niewiele pamiętam.
- Naprawdę? - zmarszczyła lekko brwi, poprawnie siadając po turecku - Jak bardzo niewiele?
- Cóż - objęłam podkulone pod brodę nogi rękoma, opierając o kolana podbródek - Wiem, że walczyłam z Kelly w głównym holu. Że spotkałam Jonathana na piętrze i że potem Jace.. - zatrzymałam się raptownie, rzucając jej wystraszone spojrzenie.
Uśmiechnęła się tylko, kładąc dłoń na mojej dłoni.
- Żyje. Uratowałaś go, Clary.
Zamrugałam kilkakrotnie, chcąc oswoić się z tym, co mówi do mnie młoda Lightwood. W końcu opadłam na poduszki, obserwując biały sufit sypialni.
Mojej sypialni.
Byliśmy w..
- Jesteśmy w Instytucie?
- Tak - wyczułam w jej głosie radość - Jia zadecydowała o powrocie. Ale.. Jace został w Idrysie.
- Co? - znów się podniosłam, omal nie uderzając przy tym Izzy - Dlaczego?
- Woleli, żeby tam doszedł do siebie. Wezwano kogoś z Cichych Braci, aby go dokładnie opatrzyli. Niedługo powinien do nas dołączyć.
Jace'a tu nie było? Mogłam wyjść na egoistkę, ale to ja go uratowałam, a teraz on był tak daleko ode mnie?
Chciałam go zobaczyć. Przytulić, Mieć pewność, że jest cały, zdrowy i bezpieczny.
Że jest prawdziwy, a słowa innych nie są kłamstwem.
- Chcę się z nim zobaczyć - oznajmiłam, chcąc podnieść się z łóżka.
- Ehm, Clary - dziewczyna mnie powstrzymała, chwytając mnie za ramiona - Nie sądzę, żeby trzecia w nocy była odpowiednią porą na odwiedziny.
- Pewnie masz rację - przyznałam, za chwilę mrużąc oczy - Tylko czemu ty siedziałaś pod moim pokojem o trzeciej w nocy?
- Och, zamknij się - zaśmiała się cicho, uderzając mnie w udo.
Nie usnęłam. Nie miałam ochoty na sen, odpoczynek czy cokolwiek innego. Chciałam tylko zobaczyć się z Jace'm, przytulić go i zapomnieć o wszystkim.
Kiedy o ósmej zadzwonił zwykle ustawiony budzik, uciszyłam go celnym uderzeniem dłoni. Dopiero wtedy, poczułam się zmęczona. Kiedy zamknęłam się w łazience i spojrzałam w lustro, moja reakcja mogła być tylko jedna.
- Cholera jasna.
Pod oczami miałam lekkie zasinienia i zapadnięcia, bladą twarz i potargane włosy. Cudownie. Sięgnęłam z szafki szczoteczkę i pastę, zaczynając szorować zęby. Trochę mnie to pobudziło, ale nie pomogło uniknąć lekkiego podkładu pod oczy i różu na policzkach. Co prawda, Jace nie lubił mnie z makijażem, ale tym razem, było to konieczne.
Wyszłam z toalety, w pośpiechu ubierając się w czarne legginsy, szarą bluzę przez głowę z kapturem i białe trampki.
- Clary?
Uśmiechnęłam się, na zaspany głos Isabelle, która tym razem bez pukania, wpadła do mojego pokoju.
- Wyspałaś się, widzę.
- Na twoją korzyść będzie, jeśli się zamkniesz - zaśmiała się cicho, krzyżując nogi w kostkach, kiedy oparła się o framugę.
- Wybierasz się do Jace'a?
Uśmiechnęłam się słabo, wyciągając z szafy skórzany, czarny plecak vintage.
- Tak. Muszę się z nim jak najszybciej zobaczyć - wrzuciłam do plecaka telefon, słuchawki oraz stelę - Chcę zobaczyć, w jakim jest stanie.
- Poczekaj do śniadania - zaproponowała - Ja, Alec i Will, pójdziemy z tobą. Luna jest zbyt wyczerpana, a Tom..
- Wiem - urwałam, zamykając plecak - W porządku. Możemy iść po śniadaniu.
- Cudownie - odparła, wyciągając się i ziewając.
Przy śniadaniu, dosłownie każdy milczał. Nawet Maryse i Robert, nie odezwali się ani słowem. Ciszę przerywało tylko uderzanie sztućcy i bicie zegara. Nic więcej.
Jedynie na kogo zerkałam, to na Isabelle, która z kolei zerkała na mnie. Wzruszałyśmy nawzajem ramionami, zdezorientowane tą sytuacją. Ale żadna nie postanowiła się odezwać.
- Chcieliśmy dzisiaj odwiedzić Jace'a.
Wszyscy spojrzeli na Aleca, który mimo iż się odezwał, miał wzrok wbity w talerz.
- Chyba mówiliśmy wam, że niedługo wróci do Instytutu - mruknął Robert, mieszając swoją sałatkę.
- Chciałam się z nim zobaczyć - odparłam - Dzisiaj.
Maryse spojrzała na mnie smutno, odkładając widelec na miejsce, by móc wytrzeć usta.
- Może to i dobry pomysł. Sądzę, że Jace ucieszy się z waszego towarzystwa.
- Czyli możemy? - upewniłam się, odsuwając od siebie talerz z nietkniętym jedzeniem.
- Tak.
- Miałam wrażenie, że mama będzie mieć obiekcje, co do tej wyprawy - mruknęła, ciągle zdziwiona Isabelle, podając naszej trójce po butelce wody.
- Ja też - przyznał Alec - Ale chyba stała się ostatnio bardziej zrozumiała. Cóż, nie narzekam na tą zmianę - uśmiechnął się lekko, przeczesując swoje czarne włosy palcami.
- Czemu oni byli dzisiaj tacy przybici? - westchnął Tom, rysując znak portalu - Sądzicie, że coś się stało?
- Oby nie - szepnęłam, poprawiając ramię plecaka.
- Hej - poczułam dłoń Izzy na ramieniu - Wszystko jest okay. Na pewno.
- Na pewno - odparłam, rzucając się w ledwie otwarty portal.
- Whoa - skomentował Will, kiedy wylądowaliśmy na parceli Herondale'ów - Nieźle.
Posiadłość była podobna do mojej. Duża, w starym stylu, otoczona dużą ilością drzew.
- Tak, whoa - westchnęłam, wskazując brodą w stronę głównych drzwi - Idziemy?
Kiwnęli jednocześnie głową, ruszając za mną.
Było pochmurno, ale posiadłość nie traciła swojego uroku. Okna z bliska pozwalały dostrzec widniejące w nich witraże oraz piękne żyrandole przepuszczające światło przez cienkie szkło.
- Miejmy nadzieję, że nikogo nie obudzimy - mruknęła Isabelle, zgrabnym krokiem podchodząc do mosiężnej kłudki. Sięgnęła do niej swoją chudą, bladą dłonią, uderzając kilka razy.
- Nie prościej by ci było dzwonkiem? - spytał Alec, ale siostra posłała mu zimne spojrzenie, przez co zamilkł.
Po kilkunastu uderzeniach mojego serca, otworzyła nam Celiene, ubrana w szare dresy i czarną podkoszulkę. Uśmiechnęła się lekko, chociaż spojrzenie miała smutne, a twarz niewyspaną.
- Co za miła niespodzianka.
- Pani Herondale - kiwnęłam głową na powitanie - Przyszliśmy do Jace'a.
Mina jej zrzedła, ale po ułamku sekundy, starała się zaretuszować ją uśmiechem.
- Jace.. Jace jest na pierwszym piętrze. Ale, Clary on..
Nie słuchałam jej, tylko po prostu oddałam plecak Isabelle i omijając matkę Jace'a, wpadłam do środka. Schody były tuż naprzeciwko wejścia, więc rzuciłam się w ich stronę, starając się pokonywać po dwa, trzy stopnie.
Za chwilę miałam zobaczyć Jace'a. I nic już nie miało mi stać na drodze do tego. Zaglądając po kolei do każdego pokoju, nie mogłam natrafić na ukochanego.
Miałam już biec na drugie piętro, kiedy go w końcu zobaczyłam. Zamykał za sobą drzwi, kiedy wychodził z jednego z pokoi. Uradowana pobiegłam w jego stronę i w momencie kiedy na mnie spojrzał, zderzyłam się z jego ciałem, chwytając za kark.
- Jace - szepnęłam, złączając nasze usta do pocałunku. Wydawał się być zaskoczony, ale po sekundzie położył dłoń na moich plecach, odwzajemniając pocałunek. Uśmiechnęłam się, wsuwając wolną dłoń pod jego koszulkę.
- To naprawdę ty - ucieszyłam się, wpatrując w jego oczy.
Zamrugał kilka razy, jakby oswajał wzrok do jasnego pomieszczenia. Nawinął na palec kosmyk moich włosów, uśmiechając się.
Jednak nie tak, jak zawsze. Inaczej. Zalotnie.
Zmarszczyłam brwi, kiedy on uniósł swoją jedną.
- Wybacz, jeśli coś przeoczyłem, ale.. My się znamy?
Zamarłam, pewna że się ze mnie naśmiewa.
- Och, Jace - prychnęłam, przewracając oczami - Nie bądź śmieszny.
- Wybacz, ale naprawdę nie kojarzę tego, żebyśmy się.. Przyjaźnili?
Odsunęłam się o krok, mocno zdezorientowana.
- Jace, nie wygłupiaj się. Proszę..
- To pewnie Alec albo Will, zrobili mi żart? Nie zrozum mnie źle, całujesz ekstra, ale trochę mnie zaskoczyłaś - zaśmiał się, przewracając oczami.
Czułam, jak moje serce się zapada.
On mnie nie poznaje. Ale przecież.. Na placu.. Pamiętał mnie. To czemu do cholery nie jest tak teraz?!
- To może chociaż mi się przedstawisz, mała?
Yeeey już 31 k wyświetleń <3 jesteście najlepsi :*
Okay, ostatnio ktoś prosił, abym zadawała dalej pytania.
A więc - w jakich okolicznościach, trafiliście na mojego bloga? Czy słyszeliście już o nim jakieś opinie? Czy może sami, opiniujecie i polecacie go innym fanom DA?
Jeśli czytasz mojego bloga, zostaw po sobie jakiś ślad.