Clary
Trzy dni później, Jace zadecydował że wracamy do Instytutu. Szkoda było mi zostawiać Celiene.
- Jesteś u nas zawsze mile widziana, kochanie.
Takimi słowami nas - a w zasadzie to mnie - pożegnała, kiedy razem wskoczyliśmy do portalu, zostawiając matkę chłopaka w ich rezydencji.
Oczywiście, przywitał nas jakże uroczy orszak naszych przyjaciół. Luna i Isabelle o mało nie połamały mojej szyi, kiedy na raz próbowały się na mnie rzucić.
Nie powiedzieliśmy im na samym wejściu "Hej, jak tam u was? Wiecie że zamierzamy się pobrać? A tak w ogóle, co na obiad?".
Oznajmiłam Jace'owi, że na razie chcę z tym zaczekać. Przynajmniej kilka dni, góra tydzień. Musiałam się psychicznie nastawić o reakcji, zarówno Isabelle, jak i Toma.
- Mam nadzieję, że nie chcesz zrezygnować.. Z całości? - spytał o to, kiedy pakował swoje podręczne rzeczy ostatniego wieczoru w Idrysie.
- Ja-co? Nie! - pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć że tam mógł pomyśleć - Chce im tylko powiedzieć to.. Później.
Po prostu później.
--------------------------------
- Coś się działo, przez te kilka dni?
Szłyśmy właśnie z Luną do sali wykładowej, na lekcję z Hodgem. Dzisiaj odbyć się miała jedna z nielicznych godzin historii, których osobiście nie preferowałam.
Dziewczyna ledwie trzymała w dłoniach ogromne książki, z których zaczęły wypadać pojedyncze kartki.
- Trochę - przyznała, wzruszając ramionami - W Clave odbyło się zebranie, dotyczące śmierci Kelly.
Wzdrygnęłam się lekko, na nasuwające się wspomnienia jej martwego ciała, tuż u moich stóp.
- Jej matka była zdruzgotana.
- Zdaję sobie z tego sprawę, Luna - przewróciłam oczami, chcąc pozbyć się tego tematu - Tylko tyle?
- Niezupełnie.
Spojrzałam na nią niepewnie, kiedy ton głosu dziewczyny stał się lekko zmieszany.
- To znaczy?
I właśnie wtedy, dotarłyśmy do sali wykładowej. Hodge już stał pośrodku, przewracając kartki podręcznika. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach, Jace z wyczekującym na mnie wzrokiem.
Uśmiechnęłam się lekko, a pytanie do Luny zupełnie wyleciało mi z głowy. Usiadłam ławkę za Jace'm, kiedy on odchylił się do tyłu, tak że miał głowę na mojej ławce.
- Hej - szepnął, a ja musnęłam szybko jego wargi kciukiem.
- Hej.
- W porządku, posłuchajcie mnie chwilę - Hodge nam przerwał, zdejmując z nosa swoje cienkie okulary - Ostatnio poza rozmową Clave o Kelly - tutaj przerwał, ale ja wcale nie odczułam smutku. Nikt nie odczuł.
- Konsul powierzyła nam jeszcze jedno zadanie - dokończył, poprawiając mankiety koszuli - A więc.. Jia zadecydowała o przydzieleniu nowych studentów do poszczególnych Instytutów. Nam, powierzono jedną, nową Łowczynię.
I cholera jasna-wcale omal nie spadłam z krzesła.
- Nie pochodzi z wielce znanego rodu. Camille Cullen. Córka francuskich właścicieli schronu dla Nephilim. Po napadzie na Paryski Instytut, musiała się przenieść. Przydzielono ją do nas. Chciałbym więc..
Przerwało mu gwałtowne otwieranie drzwi i szybkie kroki roznoszące echo. Każdy z nas odwrócił się, aby napotkać wzrokiem dziewczynę w długich, brązowych włosach, opalonej cerze i piwnych oczach.
Uśmiechnięta niewinnie, podeszła do biurka nauczyciela, obejmując się ramionami.
- Proszę mi wybaczyć, ale nie mogłam znaleźć drogi do tej sali.
Pewnie zupełnie NIEŚWIADOMIE wypina swój hojny dekolt w naszą stronę.
- Zajmij miejsce, Camille.
Kiwnęła lekko głową, po czym ruszyła w stronę ławek. Zerkała po drodze na każdego po kolei, ale moje serce zamarło, kiedy utkwiła wzrok dłużej niż powinna z Jasie. Uśmiechnęła się lekko, ale kiedy napotkała moje spojrzenie, spoważniała, siadając na skos ławkę dalej ode mnie.
Suka.
Kiedyś była Kelly.
A teraz ona?
Przewróciłam oczami, opamiętując się. Raz - nie mówi się źle o kimś, kto niedawno zmarł, a poza tym - Jace nie rozmyśli się dla niej. Prawda?
Nigdy nie zgadnę, jak Jace to wyczuwa, ale jakby czytał w moich myślach, ukradkiem sięgnął pod moją ławkę, w poszukiwaniu mojej dłoni. Chwyciłam ją, kiedy on poprawnie owinął palce wokół moich.
Uśmiechnęłam się, a on odkręcił delikatnie głowę, dzięki czemu widziałam jego profil. On też się uśmiechał.
Zerknęłam na tą całą Camille. Chamsko przypatrywała się naszym dłoniom, dopóki nie zorientowała się, że ja patrzę na nią.
Odwróciła wzrok, otwierając daną przez Hodge'a księgę.
Oparłam policzek o wolną dłoń, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Ewidentnie cię obczajała - mruknęłam, kiedy już wyszliśmy z sali wykładowej. Nasze ręce ciągle spoczywały w silnym uścisku, co bardzo mnie satysfakcjonowało.
- Chyba nie jesteś zazdrosna? - zachichotał, dźgając palcem mój policzek.
- Nie? - odparłam, chociaż każda moja komórka rwała się do tego, aby krzyknąć "tak" i wyrzucić z siebie argumenty, na moje zdanie.
- Zazdrość uroczo na tobie wygląda - zaczął się ze mną droczyć, a ja pacnęłam jego ramię,
- Nie. Jestem. Zazdrosna.
Uniósł brew, po czym chwycił moje biodro, przyciągając do siebie. Uderzyliśmy o siebie, w jednej sekundzie złączając usta. Leniwie otarłam o siebie nasze języki, chowając dłoń pod jego koszulkę, na odsłonięte biodra. Uśmiech, jaki wyczułam na swoich ustach zmusił mnie do oderwania się od niego.
- Mam teraz trening - szepnął, opierając swoje czoło o moje - Do zobaczenia, uhm, później?
Kiwnęłam głową, nie chcąc się od niego oderwać. Ale musiałam.
- Później - przytaknęłam, odsuwając się o krok - Miłego treningu.
Przewrócił oczami, na co ja odpowiedziałam mu uśmiechem, po czym ruszyliśmy w zupełnie przeciwnych kierunkach.
Spojrzałam na Lunę znad książki, która aktualnie przepisywała notatkę o symbolach demonów. Rzuciłam podręcznik na stolik, krzyżując ramiona.
- Sama nie wiem. Widziałaś, jak patrzyła na Jace'a?
Przewróciła oczami, obracając w dłoni ołówek.
- Clary, na niego KAŻDA dziewczyna tak patrzy. Nic z tym nie zrobisz.
Doskonale wiedziałam, że nic z tym nie zrobię. Ale...
- Sądzisz, że zainteresuje go zabawa z inną dziewczyną i zrezygnowanie z ciebie?
A miałam jakąkolwiek pewność?
- Nie wiem.
Moja odpowiedź sprawiła, że blondynka wytrzeszczyła oczy z niedowierzeniem.
- Skoro nie, to może chodźmy poobserwować ich trening?
Uśmiechnęłam się delikatnie, wzruszając ramionami.
- Możemy.
Tom
- Całkiem niezła.
Z zamyśleń o Clary wyrwał mnie głos Willa, Stał ze skrzyżowanymi ramionami, wskazując na nowo przybyłą Camille, która strzelała sztyletami.
- Czy ty przypadkiem nie jesteś z Luną?
Westchnął, uderzając mnie delikatnie łokciem w bok.
- Miałem na myśli to, że może zająłbyś się tą nową? Tom, doskonale wiesz, jaką ma przyszłość twoje uganianie się ca Clary.
Nie miało żadnej. Wychodziła za niego. Straciłem ją. Ewidentnie ją straciłem.
- Nic nie ma sensu, Żadna próba z tą całą Camille. Z nikim, żadna próba, nie będzie miała sensu.
Nie odpowiedział nic, bo między nas wkroczył Robert, klepiąc nasze ramiona.
- Dzisiaj strzelanie z łuku.
Potarłem zmęczoną twarz, kiwając lekko głową.
- W porządku. Dopilnujcie, żeby nasz nowy dobytek nie siedział bezczynnie, przyglądając się paznokciom.
- Jasne - mruknęliśmy obaj, kiedy on już się od nas oddalał.
No tak, trening na własną rękę.
- Chodźmy - powiedział Will, robiąc powolne kroki w stronę tarcz. Stał już przy nich Jace, a dziewczyna w zaskakująco szybkim tempie podbiegła do jego boku, dumnie wypychając pierś.
O zgrozo.
- Mam nadzieję, że umiesz strzelać z łuku?
Camille zrobiła niewinną minę, chowając ręce za plecy.
- Cóż, nie jestem w tym dobra.
Tak, oczywiście.
- Pokaż - rzucił Will, wskazując na strzały i łuk. Zamrugała, lekko zdziwiona, po czym wzruszyła obojętnie ramionami, zakładając na siebie broń. Ostrożnie wyjęła jedną ze strzał, naciągnęła na nić i wymierzając wypuściła obiekt, który trafił ledwo w ostatni krąg tarczy.
Tak, oczywiście.
- Mówiłam?
- Poczekaj - mruknął cierpliwie Jace i-co on myśli, podchodząc do niej? Poprawnie stanął tuż za jej plecami, kładąc ramiona na jej ramionach, tak że mógł kierować jej rękoma.
- Musisz mieć proste łokcie, ani odrobinę zgięte - polecił, nastawiając jej ręce - Naciągasz strzałę aż do policzka - mówiąc to, chwycił jej dłoń, a twarze dzieliły może dwa centymetry - I wypuść.
Odsunął się natychmiast, w momencie kiedy Camille oddała strzał. Zadziwiająco, w sam środek tarczy.
Uśmiechnęła się do niego szeroko, odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów. Najśmieszniejsze było to, że odwzajemnił ten uśmiech.
Co on do kurwy wyprawia?
Chyba pominął fakt, że jest z Clary.
- Dzięki, Jace.
Kiwnął głową, w tym samym czasie co do sali weszły Luna i Clary. Dziewczyna niepewnie popatrzyła na nas, po czym zbliżyła się powoli, zatrzymując u boku mojego i Willa.
Clary
Kiedy zobaczyłam, jak on również się do niej uśmiechnął, musiałam wejść. Wtedy momentalnie utkwił we mnie wzrok, szczególnie kiedy zatrzymałam się przy Willu i Tomie.
- Jak wam mija trening?
- Jak widzisz, dobrze - westchnął cicho Tom, a moje mięśnie się napięły.
- Nie miałaś być w bibliotece?
Jace przysunął się bliżej mnie, a Tom zrobił mu miejsce.
- Mam sobie iść? - uniosłam brew, czując na sobie wzrok Camille. Blondyn pokręcił głową, owijając ramię wokół mojej szyi. Jego pierś dotknęła mojej. A przed chwilą, dotykała pleców Camille.
- Nie.
I w tamtym momencie chciałam uderzyć o ścianę bo-o mój Boże, miał taki uroczy i niewinny ton.
Czemu myślałam, że..
- Dobra, zajmijmy się treningiem, bo jeśli Robert się dowie, że zamieniliście salę treningową w sypialnię, to będzie mało zadowolony.
Zaśmiałam się na słowa Willa i odskoczyłam od Jace'a, pozwalając na kontynuację ćwiczeń.
Reszta dnia, upłynęła dość szybko. Trening, obiad, kolejny trening, nauka w bibliotece. Życie powoli wracało do normy.
Do czasu.
- Ej! - niemal pisnął Alec, kiedy siedzieliśmy w salonie, odpoczywając i rozmawiając.
- Boże, myślałem że to Isabelle - mruknął Jace, bawiąc się moimi włosami, z policzkiem na czubku mojej głowy.
Alec zignorował jego komentarz, przechodząc do sedna.
- Ojciec chce nas zabrać do starego metra. Podobno wampiry zrobiły sobie niezłą imprezę.
- Krwawy piątek - westchnęła Isabelle, dźwigając się na nogi - Mówił, kiedy idziemy?
- Mówił, ale mówił też KTO idzie - uśmiechnął się złośliwie, dźgając siostrę w policzek - Męska akcja moja droga.
- Co?! - wyrzuciła ręce do góry, marszcząc brwi tak, że niemal się tykały - To niesprawiedliwe!
Alec uśmiechnął się szerzej, na złość siostry.
- Przeżyjesz to, siostrzyczko.
Prychnęła, krzyżując ramiona na piersi.
- Jesteście okropni.
- Tak więc zbierajcie się - machnął rękę, aby każdy męski osobnik podniósł tyłek - mamy pół godziny.
Każdy jęknął, nagle okropnie zmęczony i nie będący w stanie stać o własnych nogach.
- Idziesz? - szepnęłam do Jace'a, który położył brodę na moim ramieniu.
- Mhm - mruknął, całując mnie w policzek - Będzie zabawnie.
Przewróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się, pozwalając mu wstać. Zmierzwił przelotnie moje włosy, kopiąc Willa w kostkę. On też się podniósł, a Tom - nie potrzebował żadnej motywacji.
- Uważaj na siebie - powiedziałam, przytulając policzek do jego policzka.
- Mam nadzieję, że będę mógł liczyć na ewentualną, prywatną pielęgniarkę? - uniósł brew, a w mojej głowie - nie wiem dlaczego - pojawił się obraz Camille.
- Masz kogoś na myśli?
- Taka niska, ruda ślicznotka, z zielonymi oczami i pierścionkiem na serdecznym placu - szepnął, oddychając w moje ucho. Uśmiechnęłam się, odsuwając się o krok.
- W ramach konieczności, kochanie.
Wydął wargi, przez co wyglądał jak mały szczeniak.
- Uważaj. Po prostu uważaj - powtórzyłam, na co o kiwnął głową i ruszył za Willem, Alekiem i Tomem.
Kiedy chłopcy ruszyli na miasto, mnie znużyło tak, że nie byłam w stanie skupić się na rozmowie z Isabelle czy Luny.
Musiałam odpocząć.
Około dziewiątej wróciłam do swojego pokoju, od razu rzucając się na łóżko. Skupiłam się na zapachu Jace'a, jaki zostawił na poduszce, owijając się przy okazji w kokon. Ciepło ogarnęło moje ciało, kiedy zamknęłam oczy.
***
Obraz zaczął nabierać ostrości. Zaczęłam słyszeć muzykę a światła raziły mnie w oczy.
Znajdowałam się pośród tańczących, w wielkiej sali balowej. Każdy się śmiał, obracał, pochylał.
Każdy był szczęśliwy. Spojrzałam najpierw w dół i oniemiała stwierdziłam, że mam na sobie złotą sukienkę ślubną, ciągnącą się po ziemi. Sama stałam w ramionach Jace'a, który szczelnie owijał ramię wokół mojej talii.
- Jace?
Nie spojrzał na mnie. Tylko tańczył dalej, ze wzrokiem skupionym w przestrzeń.
- Jace, co się dzieje?
- Shh - uciszył mnie, całując w czoło. Zdezorientowana schowałam twarz w jego szyi, oddychając nierówno.
Coś było nie tak. Wydawał się być nieobecny.
Może to tylko moje przewrażliwienie?
Nagle jego dłonie stały się zimne, a uścisk tak mocny i żelazny, że zaczęło mi brakować tchu i nie mogłam się ruszyć.
- Jace - westchnęłam, chcąc się wyrwać - Jace, to boli!
- Życie polega na cierpieniu.
Zamarłam. To nie był głos Jace'a.
Uniosłam głowę, by przekonać się, że stoję w ramionach Jonathana.
- C.. - zaczęłam, ale jego dłonie nagle znalazły się na moich ustach i ramionach. Zaczęłam się miotać, ale to nie pomogło.
Zaczęło mi brakować powietrza.
***
Otworzyłam oczy, przyzwyczajając wzrok do ciemności. Moje serce omal nie zamarło, kiedy wyczułam - tak jak w moim śnie - jedną dłoń na ustach, drugą na ramionach. Chciałam wstać, ale postać powaliła mnie na plecy, siadając okrakiem na mojej talii. Chude i twarde uda, wbiły się w moje biodro.
Wydobyłam z siebie stłumiony, ale prawie niesłyszalny krzyk, kiedy poznałam nachylającego się nade mną Jonathana.
- Dobry wieczór, siostrzyczko.
Wyszło jak wyszło, trochę bałaganu. Nowa bohaterka (znajdziecie ją w zakładce z postaciami) ledwo co się pojawia a tu taki koniec..
Cóż, naprawdę, z tym rozdziałem miałam problem, bo musiałam coś "wcisnąć" między wydarzeniem w posiadłości Jace'a w z wydarzeniami z następnych notek. Mam jednak nadzieję, że jest jakoś znośnie :)
Jeśli czytasz, zostaw po sobie jakiś ślad.
Po pierwsze i najważniejsze... Camille, WARA OD MOJEGO JACE'A !
OdpowiedzUsuńPo drugie i równe ważne... Aaaaaaaaa dodałaś JONATHANA !<3
I potrzecie... ROZDZIAŁ JEST NIEZIMSKI, CUDNY I BÓG WIE CO JESZCZE <3 <3 <3
Musisz dodać NEXTA !
Jak zawsze cudnowne! Juz nie moglam sie doczekac tego rozdzialu! Naprawde uwielbiam Twoja tworczosc! Fajnie ze jakas dodatkowa akcja:) Po raz setny Ci tylko przypomne ze Clace jest nierozlaczne i nie masz prawa i sklocic bo zlamiesz mi serduszko hah :D Daj troche perspektywy Jace'a :( i nie obraze sie jesli w nastepym rozdziale troche Clace hah :D Przepraszam ze takie rzadania ale cos mnie naszlo tak haha :D /Bunia
OdpowiedzUsuńPS. Mozesz napisac kiedy bedzie next? ♥
Wspanialy rozdzial!!!! ❤❤ Dlugo czekałam na ten rozdzial ale oplacilo sie!! Poprostu boski uwielbiam jak Clary jest zazdrosna o Jace'a. Jeszcze ta Camille, cos czuje ze troche zamiesza. A koncowka poprostu super! Jonathan sie pojawil tak sie ciesze! Jestem ciekawa co zrobi rudowlosej w sumie dawno nie bylo akcji ratunkowej Clary. Lubie czytac jak Jace i reszta sie o nia martwia i oczywiście lubię sceny pomiędzy Jonathanem a Clary! Masz ogromny talent!! Zycie Ci duzo weny i mam nadzieje ze dzisiaj pojawi sie next!! 💚💚💚💚
OdpowiedzUsuńOMG!!!!!!!!!!BOSKI cudowny poprostu brak mi słów żeby opisać ten rozdział
OdpowiedzUsuńKiedy next powiec???????
Już niemoge się doczekać
Piękny rozdział nie mogę się doczekać następnego
OdpowiedzUsuńSuper kiedy next? <33
OdpowiedzUsuńraczej w środę, jak nie czwartek. Mam napięty tydzień w szkole, Aniołki, przepraszam :(
UsuńCo ty rozdział BOSKI !!!
OdpowiedzUsuńBoski rozdział. Wczoraj znalazłam bloga ale on cudny !!!
OdpowiedzUsuńPierwsza najważniejsza rzecz to Jace i Clary są razem na zawsze i nie mmożesz ich w jaki kolwiek sposób rozdzielić. Jonathan przybył i jest akcja :)). Pisz na miarę swoich możliwości i weny/ Karolcia
OdpowiedzUsuńAle genialny rozdział. Camille grrrr spadówa od Jaca. Clace jak zawsze idealne. Fajnie by było gdyby Camille była z Tomem :) ale to tylko moje głupie przemyślenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny
Tess-Zuzia
Nie moge juz doczekac sie kiedy Jace i Clary powiedza reszcie o zaręczynach! hah
OdpowiedzUsuńDaj jak najszybciej nexta!
Cudny. Tylko niech teraz wpadnie Jace i niech uratuje Clary, i niech już powiedzą o zaręczynach i niech ta cała Camile odwali się od Jace. Dodasz Sebastiana/Jonathana do bohaterów? Czy możemy spodziewać się dzisiaj nexta?
OdpowiedzUsuńLove it! Kiedy next?
OdpowiedzUsuń