Kiedy pewnego ranka usłyszałam pukanie, żałowałam że nie mam szczególnej mocy, by zamknąć je tak, aby nikt nie dał im rady. Niestety.
- Clary?
To była Dorothea.
Nie odpowiedziałam jednak, wiedząc że i tak wtargnie tutaj.
Drzwi zaskrzypiały, wpuszczając smugę światła do pomieszczenia. Najwyraźniej miała problem z dotarciem do mnie, bo kroki były nierównomierne.
- Moją pracę właśnie trafił szlag - mruknęła, siadając na krawędzi łóżka. Schowałam się za poduszką, przyciągając kolana po samą pierś.
- Przysłał cię ojciec, tak?
Dotknęła mojego uda, w uspokajającym geście.
- Polecił aby przekazać ci, że powinnaś się pakować. Cóż, jutro... Jutro wyjeżdżasz..
Podniosłam się raptownie, a ona posmutniała, zauważając moje opuchnięte oczy i ślady łez. Przygładziłam swoje włosy, wiedząc że i tak niewiele to da.
- Już jutro... - szepnęłam, czując, jak nowe łzy napływają mi do oczu. Żadna próba dogadania się z ojcem by nie poskutkowała. Zwłaszcza, że...
- Clary, to zapewne będzie tylko parę miesięcy. Wrócisz tutaj. Jeśli nie, ja przybędę do ciebie. Wiesz dobrze, że nigdy bym cię nie zostawiła.
- To nie o to chodzi... - otarłam pięścią oczy, pociągając nosem - Tyko o to, że pozbywa się mnie teraz. Jakby nie mógł tego zrobić od razu. Abo chociaż, kiedy miałam dwanaście lat. Czemu dopiero teraz, Dorotheo?
Nie umiała mi odpowiedzieć. Tyko przytuliła mnie, głaszcząc głowę jak u małego dziecka. Bo tak się czułam. Jak bezbronne dziecko, które zagubiło się na ścieżce własnego życia.
- Kocha cię. Na swój nietypowy sposób. Na pewno.
- On nikogo nie kocha - załkałam, chowając twarz w jej szyi. Minęło parę sekund, zanim odpowiedziała.
- Kochał twoją matkę. Cierpi, ponieważ jesteś do niej bardzo podobna. Ale kocha cię. Jak się urodziłaś, bałam się, że cię zabije. Z bólu po stracie żony.
Spojrzałam na nią wystraszona. Schowała kosmyk moich włosów za ucho, uśmiechając się delikatnie.
- Ale wtedy przysiągł na Anioła, że nie skrzywdzi cię i że nikomu na to nie pozwoli.
- Uderzył mnie - mruknęłam, odruchowo chwytając swój policzek.
- Tak. I dlatego wysyła cię do Instytutu. Nie dlatego, aby się ciebie pozbyć. Ale żeby cię chronić. Przed sobą samym - odczekała chwilę, przypatrując się mojej twarzy.
- Boi się, że znów cię uderzy. Że zrani. Aby tego uniknąć, oddaje cię pod opiekę Lightwoodów. Robi to, bo cię kocha Clary.
W niewielkim stopniu, zaczęłam jej wierzyć. Ale resztę, wypełniało uczucie smutku i złości. W dalszym ciągu.
Cały dzień, spędziłam na wrzucaniu najpotrzebniejszych rzeczy to walizki, marynarskich worków i torby. Prawdopodobnie gdybym po prostu składała rzeczy a nie wpychała jak popadnie, wyszłoby tego o wiele mniej.
Sypialnia stała się bardziej przestronna, po zabraniu ubrań i broni. Przez kilka godzin wpatrywałam się w gołe ściany, przemieszczając się z kąta w kąt. Cały czas myślałam o tym, że za zaledwie kilka godzin będę mieszkała w nowojorskim Instytucie. I za każdym razem kiedy to sobie wyobrażałam, czułam jak coś rośnie mi w gardle.
- Panienko Morgenstern? - głowa jednej z pokojówek wychyliła się zza moich drzwi - Ojciec panienki czeka w głównym holu.
- Przestań tak mnie nazywać - warknęłam w jej kierunku, podnosząc się z łóżka.
Chwyciłam swój podręczny marynarski worek, przerzucając go przez ramię. Pokojówka szła obok mnie na baczność, nie odzywając się ani słowem. Była posłuszna. Tak jak wszyscy tutaj. Oprócz mnie.
Rzeczywiście, tata stał w wielkim korytarzu, rozmawiając z Dorotheą. Kobieta w skupieniu słuchała tego, co do niej mówił. Nawet nie podniosła wzroku, kiedy zbliżyłam się do nich.
- Clarisso, nareszcie, Byłabyś taka łaskawa i zrobiła coś, co ci wychodzi?
Aha.
Ała.
Wyrwałam mu stelę z dłoni, zbliżając się do dużej, pustej, marmurowej ściany. Czułam na sobie jego wzrok, pomimo iż dalej kontynuował rozmowę z moją guwernantką. Nadstawiłam uszu, szykując się do rysowania Znaku.
- W dalszym ciągu nie rozumiem pańskiej decyzji, panie Morgenstern.
- Zrozumiesz, Dorotheo. Wiesz, że robię to z myślą o niej.
Westchnęła, przerywając ich dialog. Szybko narysowałam Runę, otwierając niebieski portal, rozświetlający cały hol.
- Dobrze - mruknął, odbierając mi broń.
Nie doskonale. Nie świetnie.
Dobrze.
Tylko dobrze.
- Dorotheo, zostawię Clarissę u Roberta i Maryse, ale nie czekaj na mnie. Mam coś do załatwienia.
- Tak, panie Morgenstern.
Rozejrzałam się po podłodze, szukając swoich rzeczy. Ojciec musiał to zauważyć.
- Bagaże są już w Instytucie.
Whoa, szybko.
Szybko chce się mnie stąd pozbyć.
Kiwnęłam tylko głową, stając tyłem do całej "załogi". Z nikim nie miałam ochoty się żegnać. Zwłaszcza z Dorotheą, za którą będę tęsknić najbardziej.
Wzrok ugrzązł w portalu, którego silne światło odpychało łzy.
- Długo jeszcze? - głos Valentine'a był zniecierpliwiony. Zamrugałam, zaczesując włosy do tyłu.
Ugh, no to ruszamy.
Chwyciłam chłodną dłoń ojca i pociągnięta w błękit opuściłam rezydencję Morgensternów.
W mgnieniu oka, stałam oniemiała przed - jak zgaduję - nowojorskim Instytutem. Na początku wyglądał jak jedna z ruin, jednak czar kryjący nie wytrzymał długo. Momentalnie moim oczom ukazał się tak naprawdę zamek, górujący nad wszystkimi innymi budowlami wokół. Pomimo swojej okazałości, trochę przerażał. Było chłodno, a ludzie w ogół zdawali się nie zauważyć naszej niespodziewanej obecności na środku przejścia.
Valentine pchnął metalową furtkę, wkraczając na teren Instytutu. Niewielkie drzewa tworzyły tunel, prowadzący do wejścia. W ciszy kroczyłam za ojcem, który dumnie, równym i żołnierskim krokiem szedł w całkowitym milczeniu.
Oczywiście.
Pokonałam kilka kamiennych schodów, kiedy on zapukał w ogromne wrota, sprawiając że słyszałam, jak echo roznosi się po wnętrzu budynku.
Nienawidziłam każdej sekundy czekania, aż ktoś nam otworzy. Dzieliło nas kilkadziesiąt centymetrów, ale mimo to czułam się przytłoczona.
Z ulgą spojrzałam na wysoką, smukłą kobietę, która wychyliła się zza drzwi.
- Och, Valentine - krzyknęła radośnie, otwierając szerzej drzwi - W końcu. Bałam się, że zmieniasz zdanie.
Och, to byłby cud.
- Bez obaw, Maryse - dotknął moich pleców, lekko mnie popychając - Chciałem tylko przyprowadzić Clarissę. Muszę iść.
Wydęła wargi, przekrzywiając lekko głowę.
- Cóż, trudno. Robert chciałby abyś został.
W odpowiedzi ojciec kiwnął głową, oddając mnie w ręce pani Lightwood. Uśmiechnęła się szerzej, chwytając moją dłoń.
- Clary, miło cię poznać. Mam nadzieję, że jesteś bardziej towarzyska jak twój tata - mrugnęła do niego, ale nie raczyłam zobaczyć, jaka była jego reakcja.
- Ehm, mi też miło panią poznać...
- Och błagam, mów mi Maryse.
Kiwnęłam głową, odgarniając włosy za ucho. Było mi coraz zimniej, a drgająca mi warga dała to po sobie poznać.
- Może wejdźmy do środka?
- Tak, ja już muszę iść.
Przełknęłam ślinę, robiąc krok do przodu.
- Powodzenia, Clary.
Zamarłam, odwracając się raptownie. Ale ojciec stał już do mnie tyłem, schodząc po schodach.
"Clary'?
Czy on powiedział do mnie... Clary?
To było takie banalne, ale jednak...
- Chodźmy, chciałabym abyś poznała co po niektórych.
Zamrugałam, kiedy dotknęła mojego ramienia, zamykając drzwi. Odcięłam się od mojego życia na dobre.
Na tę myśl, coś ścisnęło mnie w gardle.
Suuuper !!! Już się nie mogę doczekać, aż Clery spotka Jace'a <333 Masz talent, ALE NATYCHMIAST MASZ MI TUTAJ DODAĆ NASTĘPNY ROZDZIAŁ <3 XD !!!!
OdpowiedzUsuń"Clary" XD
OdpowiedzUsuńdziękuję <3 obiecuję sobota/niedziela, bo teraz francuski, polski i angielski są przymusowo moją lekturą XD
OdpowiedzUsuńWspółczuje, mój to szwedzki i fiński teraz XD Mam dość tej nudnej szkoły ! Wyprowadzam się Idrisu ! Tam mnie nauczą czegoś pożytecznego jak walka i łacina ! XDXDXD
UsuńPs. Jedziesz ze mną ? XD
Veronica z tobą zawsze :') :* btw może tak przejść na fb? XDD
OdpowiedzUsuńNa Anioła! Uwielbiamy twojego bloga. =) zapraszamy do nas: bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDenie i Donni
Veronica też chce się z wami zabrać a tak do opowiadania do jest jeszcze lepsze od tamtych dwóch już nie moge się doczekać kolejnego
OdpowiedzUsuńDenie i Donni dziękuję :*
OdpowiedzUsuńjuż odwiedziłam waszego bloga :') boski :*
Agata no to się pakuj Idrys czeka XD dziękuję z całego serca że znajdujesz czas (i wszyscy inni) żeby poczytać mojego bloga :')
Kochana bardzo cię przepraszam ale nieźle się spóźniłam :P to przez szkołę
OdpowiedzUsuńale nadrabiam hehe :D BOSKI
Kocham. Nic dodać nic ująć. :D
OdpowiedzUsuńHahah no to czas na Jace' a i resztę ekipy! :3
No i pozbył się jej. Ciekawie się robi!
OdpowiedzUsuń